Miałem w czasie swojego komiksowego żywota do czynienia z wieloma przeróżnymi historiami. Obyczajowe rozterki młodych studentek, małomiasteczkowe dramaty pełne przemocy, międzygalaktyczne konflikty eskalujące na kilka światów naraz, czy futurystyczne wizje rozwoju konsumpcyjnego społeczeństwa. Choć do wieku zwanego „sędziwym” jest mi dalej, niż bliżej, ciężko miejscami nie odnieść wrażenia, że przez te wszystkie lata niektóre z historii zaczynają się powtarzać. Niektóre schematy fabularne sięgają swym wpływem kilka wieków wstecz, zatem nie mi dane jest narzekać na paradygmat Syda Fielda, tak lubiany przez scenarzystów.
Jednakże i w tej wtórności jest metoda. Kilka dekad temu powstało bardzo wygodne określenie – postmodernizm. Absolutnie trafnej definicji próżno szukać, zatem nieco to uogólnijmy. To bardzo wygodna formułka, która może tłumaczyć intertekstualne odniesienia w dziele fabularnym. I ku zadowoleniu twórców, nie dotyczy to wyłącznie branży filmowej. Bo podczas gdy Tarantino może na lewo i prawo cytować swych ulubieńców, tak i Ed Brubaker nie planuje ich ignorować. I to powinno być kluczem, do zrozumienia Zabij albo Zgiń.
Dylan to przeciętny student. W życiu nie układa mu się zbyt dobrze: dziewczyna w której się podkochuje związała się z jego przyjacielem, ojciec od kilku lat nie żyje, a rozwijająca się ukradkiem depresja popycha go do próby samobójczej. Peter Parker naszych czasów. Jednakże samobójczy upadek nie kończy się zgonem, a wewnętrzną przemianą, dzięki której Dylan odnajduje swoje powołanie. Da upust swojemu rozczarowaniu światem, sukcesywnie zabijając kolejne szumowiny. Kto nie widział wcześniej choć jednego z wymienionych elementów fabularnych, niech pierwszy rzuci kamień. Komiksy Marvela zaznajomiły nas już z podobnymi postaciami. Wspomniany wcześniej Spider-Man, czy Frank Castle, a miejscami nawet i Ghost Rider. To wszystko tropy przetworzone i wykorzystane przez popkulturę na dziesiątki sposobów, w dziesiątkach opowieści. Czy zatem historia napisana przez Brubakera oferuje sobą cokolwiek odkrywczego w tej materii? Paradoksalnie tak.
Dylan jest postacią równie świadomą obecnych w historii klisz, jak potencjalny czytelnik. Doskonale zna zagrywki scenarzystów i wie, że jego życie nie powinno przebiegać w taki właśnie sposób. Gdy jakieś okoliczności prowadzą do znanych już scen akcji, czy mentalnych transformacji, zostajemy błyskawicznie sprowadzeni na ziemię. Przywodzi mi to nieco na myśl Kick-Ass pióra Marka Millara. Jednakże tamta historia oferowała sobą sporą dawkę przesady i hiperbolizacji niektórych motywów. W przypadku dzieła Brubakera zawieszenie niewiary nie musi sięgać tak daleko, jak w przygodach Dave’a Lizewskiego. Tutaj nie mamy bowiem zabawy w superbohatera, a prędzej mściciela. Kostiumy są zbędne, sztuki walki nie robią na nikim wrażenia, a świat można zmienić choćby naciskając spust w odpowiednim momencie.
Wariacje na temat toposu herosa podważane są również przez stan psychiczny głównego bohatera. Choć nerdów, biorących sprawy w swoje ręce było sporo, ciężko chyba odnaleźć człowieka, zmagającego się z autentyczną depresją. Niewiele jest w jego życiu elementów, które bezpośrednio popychałyby go do zajęcia się krwawym fachem, dlatego też dylematy jakie na jego drodze stawia los, odciskają na nim tym silniejsze piętno. Poza tym, nie robi tego dla osobistej vendetty, czy pod wpływem traumatycznych przeżyć. Świat sam z siebie to jeden, wielki śmietnik, ale przynajmniej jego część wypadałoby posprzątać. To właśnie podejście do zabijania kieruje komiks Brubakera w nieco inne popkulturowe rejony.
Na tej płaszczyźnie Zabij albo Zgiń wyrasta bardziej na przetworzenie motywów znanych z noirowych kryminałów, czy choćby kina hard-boiled. Tym razem, to nie detektyw w średnim wieku będzie mierzył z pistoletu. Jest to młody, niedoświadczony w krwawym „fachu” student, którego doświadczenie z zabijaniem kończy się gdzieś w okolicach Grand Theft Auto. Jawi się to jako specyficzny policzek dla wszystkich domorosłych mścicieli, którzy po lekturze Punishera byli przekonani o własnej nieśmiertelności i skuteczności podejmowanych przez Franka działań. Ręczę, że 3 na 4 z tych czytelników będąc na miejscu bohatera pod koniec pierwszego zeszytu pobiegłoby z płaczem do mamy. Czytelnik zapomina bowiem, że życie to nie komiks, a komiks to nie życie; niewiele rzeczy potoczy się tak, jak na kolorowych stronicach.
Z poziomu fabularnego ciężko mi wypisywać konkretne pozytywy, bo siłą Zabij albo Zgiń nie jest przewrotnie prowadzona intryga, a sposób w jaki się nas przez nią przeprowadza. To jednak jest wystarczająco duża wartość, by uznać komiks za naprawdę dobrze napisany. Bezpretensjonalność, z jaką potraktowany jest zarówno diegetyczny wątek kryminalny, jak i dziedzictwo kryminałów samo w sobie sprawia, że pokładami wyczucia Brubakera można by obdarzyć niejednego scenarzystę.
Dopełniając już i tak kompetentne dzieło, należy pochwalić pracę, jaką włożyli w komiks Sean Phillips i Elizabeth Breitweiser. Ciężko doszukiwać mi się genezy tak umiejętnego zabiegu, lecz pierwszy z artystów odnalazł złoty środek między realistycznymi i kipiącymi ekspresją scenami rodzajowymi, a klasyczną komiksową pulpą z okolic lat 30-tych i 40-tych. W prezentowanych kadrach jest coś, co przywołuje bardzo silne skojarzenia z kryminałami za 25 centów (możliwe że to specyficzne kadrowanie), choć dziełom tym daleko do takiej wyceny. Idealnie wyważona mieszanka realistycznych portretów i uproszczonych sylwetek, ubranych w identyczne łachmany. Niemałą zasługę ma w tym również kolorystka – Elizabeth Breitweiser. Rezygnacja z gradientów, na rzecz dużych i jednolitych plam barwnych ponownie kieruje skojarzenia percepcyjne z komiksami starszymi o kilka dekad.
Tak jak w przypadku szkiców Phillipsa, pieczołowitość z jaką artystka zarządza swoim warsztatem (używając wielu, mniejszych plam barwnych, cieniując głęboką czernią, zamiast odcieniami szarości) sprawia, że nie można rozpatrywać jej prac wyłącznie w kategorii naiwnej imitacji. To w pełni przemyślany i konsekwentny zabieg, który owocuje piękną oprawą graficzną. Jednak i dla fanów płynniejszych przełamań barw na realistycznych stadiach postaci coś się znajdzie. Końcowe kilka stron oferuje nam wgląd w galerię okładek, powstałych również z ręki Seana Phillipsa, które cieszą zarówno na pierwszej stronie wydania papierowego, jak i dumnie powieszone na ścianie (co również autor oferuje).
Od Zabij albo Zgiń część czytelników może się silnie odbić. Na pierwszy rzut oka, komiks Brubakera nie oferuje sobą niczego, czego miłośnik popkultury by już nie zaznał. Paradoksalnie jednak, o to w tym wszystkim chodzi. To umiejętnie opowiedziane i pięknie zilustrowane studium przypadku, z którym każdy zainteresowany komiksem kiedyś już się zetknął, choć nawet mógł tego nie zauważyć. Warto zatem pochylić się nad nową propozycją od Non Stop Comics i pozwolić sobie na nowe spojrzenie. Bo nawet w tych starociach, znalezionych w kartonie na strychu kryje się jeszcze nieodkryta wartość, którą uświadomimy sobie dopiero z czasem.