Tak jak w okolicach premiery filmowego Aquamana Egmont wypuścił do sklepów antologię komiksów o przygodach Króla Atlantydy, tak też teraz wydawnictwo zaproponowało polskim czytelnikom album poświęcony postaci Shazama. Jak wypada na tle kinowej adaptacji, która święci teraz triumfy w kinach?
Po Potworne Stowarzyszenie Zła sięgnąłem już po seansie ekranizacji, dzięki czemu w trakcie lektury miałem jakikolwiek punkt odniesienia. Komiksowy Kapitan Marvel, bo taki pseudonim nosił jeszcze do niedawna, nie jest dla mnie zupełnie obcym superbohaterem – wszak przewijał się na drugim planie w wielu tytułach, które czytałem. Najbliżej jego solowej historii byłem jednak wtedy, gdy z zapartym tchem pochłaniałem Miraclemana Alana Moore’a. Można zatem powiedzieć, że dałem się złapać na haczyk Egmontu. Sprawdziłem w końcu komiks, którym pewnie wcale bym się nie zainteresował, gdyby nie superprodukcja z DC Extended Universe.
To oczywiście spore uproszczenie – zawsze mogłoby mnie przecież ściągnąć do niego nazwisko autora, którym jest Jeff Smith, a więc scenarzysta, a zarazem rysownik cenionego (również przez polskich czytelników) Gnata. Podobnie jak i tam, i tutaj stworzył opowieść przeznaczoną w głównej mierze dla dzieci. O ile fakt przynależności do innej grupy docelowej niż zakładana nie stanowi dla mnie zwykle większego problemu, o tyle w przypadku Shazama od Egmontu rzutuje on na odbiór całości.
Jestem zdania, że klasyfikacja wiekowa nie musi od razu definiować dzieła. Wiąże się naturalnie z pewnymi wymaganiami, ale niekoniecznie ograniczeniami. Kultura zna wiele przypadków filmów, książek czy też właśnie komiksów, które w teorii były skierowane do młodszych czytelników, ale potrafiły trafić również do dorosłych. Nie ma w tym nic dziwnego – historie dla dzieci mogą być przecież zabawne, smutne lub straszne. Taki efekt można osiągnąć w każdym dziele, niezależnie od tego jaki przypisze mu się znaczek. Potworne Stowarzyszenie Zła nie budzi jednak tego typu uczuć. Jest wdzięczne, sympatyczne, ale… nic poza tym.
W omawianej reinterpretacji początków Kapitana Marvela brakuje życiowej lekcji, która mogłaby poruszyć odbiorców w szerokim przekroju wiekowym. Nawet scenarzyści przywoływanego filmu pamiętali o tym, żeby wprowadzić ten element do fabuły. U Smitha widać co prawda próby, ale w ogólnym rozrachunku ciężko powiedzieć co autor zamierzał osiągnąć. Chciał pokazać, że trzeba brać odpowiedzialność za swoje czyny? A może morałem miało być to, że na dobrych ludzi czekają nagrody, a złych spotka kara? Żadna z tych opcji nie jest w pełni przekonująca.
W wielkim skrócie: Shazam przedstawia dość typową historię superbohaterską, tyle że trochę bardziej infantylną niż chociażby komiksy o Supermanie czy też Flashu. Smith opowiada prościutką, naiwnie uroczą fabułę o tym, jak mieszkający na ulicy kilkuletni Billy Batson zyskuje moce, odnajduje siostrzyczkę i walczy z przerysowanymi złoczyńcami – Doktorem Sivaną i Mister Mindem. Małym urozmaiceniem jest to, że w tutejszej wersji Billy i Kapitan Marvel posiadają dwie, odrębne świadomości i uczą się ze sobą współpracować.
Niestety to nie ta narracyjna prostota jest najbardziej rozczarowującą cechą Potwornego Stowarzyszenia Zła. Nią należy nazwać bowiem niedobór kreatywności. Z każdą kolejną stroną zdaje się znikać z tego komiksu magia. Baśniowość, którą czuć jeszcze w początkowych scenach – zwłaszcza tych przełożonych niemal jeden do jednego z oryginału C.C. Becka i Billa Parkera, ustępuje miejsca przyziemnemu prowadzeniu i wyjaśnianiu fabuły. Pojawiają się szukający sensacji dziennikarze, polityczne gierki, materiały dowodowe, bojaźliwi prawnicy itd. To wszystko w opowieści o parolatku, który otrzymuje boskie moce od brodatego czarodzieja. Gdzie obiecywana dziecięca wyobraźnia i fantazja?
Shazam został wydany przez Egmont w formacie DC Deluxe i jak wszystkie albumy z tej linii prezentuje się kapitalnie. Obwoluta, grubszy papier i liczne dodatki to coś do czego zdążyło już przyzwyczaić wydawnictwo. Szkoda tylko, że pod kątem treści recenzowany komiks odstaje od większości klasyków, które ukazywały się dotychczas. Potworne Stowarzyszenie Zła możecie spróbować podsunąć swoim dzieciom, ale raczej nie liczcie na to, że będziecie czytać je z równą przyjemnością, co one.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.