To będzie dobry rok dla fanów Wonder Woman. W maju na ekrany światowych kin wchodzi film o jej solowych przygodach, a polscy czytelnicy niebawem doczekają się wydania jednego z najlepszych komiksów o Amazonce. Mowa o wydaniu, które zbiera pierwsze historie Grega Rucki, jakie ten scenarzysta napisał o postaci Diany z Themysciry. Tom zawiera zeszyty od 195-205 oraz samodzielną historię zatytułowaną Hiketeia. Co sprawia, że powinniśmy z wypiekami na twarzy oczekiwać na wydanie od Egmontu?
Zacznijmy może od Hiketei. To pierwszy komiks o Wonder Woman, który Rucka napisał dla DC. Zilustrowany przez J. G. Jonesa, stanowi niezależną opowieść, a więc można ją czytać w oderwaniu od reszty zawartości tomu. Treść komiksu stanowi charakteryzowana na grecką tragedię historia, w której Diana związuję się starożytnym rytuałem – Hiketeią – z młodą dziewczyną o imieniu Danielle Wellys. Od tego momentu Wonder Woman musi opiekować się dziewczyną, której czyny ściągają uwagę samego Batmana. Mroczny Rycerz łatwo nie da za wygraną, szukając sprawiedliwości – nawet gdy na jego drodze staje przyjaciółka z Ligi Sprawiedliwości. Jednak Batman nie będzie jedynym problemem Amazonki, ponieważ na najmniejszy jej błąd czekają Erynie, które za złamanie Hiketei gotowe są surowo ukarać Dianę. Rozdarta między poczuciem sprawiedliwości, a poczuciem obowiązku Diana musi dokonać niemożliwego wyboru.
Choć historia w gruncie rzeczy jest prosta i stosunkowo krótka, nie brakuje w niej niczego. Jest akcja, jest napięcie, są w końcu ciekawie poprowadzone postacie i odpowiednia dynamika między nimi. Przede wszystkim Wonder Woman nie jest tutaj idealizowana. Jej rozterka, choć oderwana nieco od rzeczywistości jest czymś, co sprawia, że potężna heroina wydaje się zwykłym człowiekiem. Wątpiącym, rozdartym między dwiema wartościami, które ją kształtują. Rozwiązanie całego konfliktu jest satysfakcjonujące i pokazuje, że mimo przeszkód, Diana nie jest jednak zwykłym człowiekiem i będzie do końca walczyć o to w co wierzy. Rysunki Jonesa świetnie oddają ducha historii. Proste i przejrzyste w scenach akcji, podkreślające postaci tam gdzie to potrzebne, w końcu celnie portretujące potęgę, kobiecość i zarazem klasę głównej bohaterki.
Resztę zbioru wypełnia 11 zeszytów, łącznie przekładających się na 7 minihistorii, które wydano wcześniej w dwóch tomach… ale takie dzielenie nie ma to większego znaczenia, bo wszystkie opowieści łączą się w spójną całość, jak zresztą (mniej lub bardziej) cały run Rucki. Punktem wyjścia jest dość skomplikowana sytuacja w jakiej znajduje się Diana. Z jednej strony uwikłana została w politykę, bo jako ambasadorka Themysciry odpowiada za dobre relacje Rajskiej Wyspy z USA. Z drugiej, często musi przywdziewać swój kostium i robić to, co superbohaterowie robią najczęściej – ratować ludzi/świat/kotki z drzew. Oprócz tego, Diana właśnie wydaje książkę, w której zbiera swoje przemyślenia, eseje i wypowiedzi. Niestety, na każdym z tych frontów coś zaczyna iść nie tak, a jak się później okazuje, problemy w każdej z tych trzech sfer jakoś się łączą. Ktoś knuje intrygę mającą zniszczyć bohaterkę. Jej książka staje się obiektem poważnych kontrowersji, w połowie tomu sytuacja polityczna między USA a Themyscirą staje się bardzo napięta, a bransolety Wonder Woman muszą być stale w gotowości – bo starzy znajomi wracają i chcą skrzywdzić Dianę i jej bliskich.
Choć dla nowych czytelników relacje między Amazonką, a takimi postaciami jak Ares, Silver Swan, czy Doktor Psycho nie będą jasne, raczej nie trzeba nadrabiać wielu poprzednich tomów, żeby cieszyć się lekturą. Rucka wprowadza zarówno stare jak i nowe osoby dość organicznie, starając się nie przytłoczyć czytelnika masą nawiązań. Wszystkie są napisane w taki sposób, że odbiorca nie powinien się czuć zagubiony. Choć niektórzy bohaterowie są raczej płascy, a ich wątki są proste, to powiedzmy sobie szczerze – najważniejsze jest to, że Ruckce udało się nadać głębi tym bohaterom, którzy grają pierwsze skrzypce.
Oczywiście najlepiej widoczne jest to w przypadku tytułowej Amazonki. Diana jest u Rucki postacią niezwykle silną. Nie chodzi (tylko) o siłę fizyczną, ale o siłę charakteru, jej niezłomność, inteligencję i jasno nakreślony kodeks moralny. Wydaje się jakby Wonder Woman mogła pokonać całą Ligę Sprawiedliwości, gdyby tylko chciała. W odróżnieniu od wielu jej członków, widzi więcej odcieni szarości, przez co potrafi być bezlitosna tam, gdzie taka postawa może przynieść korzyść. Od samego początku widać, że Rucka kształtuje bohaterkę niezależną i nieugiętą. Jednocześnie jest to Diana bliska wartościom, jakie chciał jej nadać twórca, William Marston. To wciąż kobieta z wielkim sercem, pełna miłości i współczucia, nawet do wrogów. Wydawać by się mogło, że te cechy mogą się kłócić, ale Wonder Woman łączy je bez problemów – i to jest właśnie wyznacznik jej siły. Jest ona u Rucki kimś kim w żadnej historii nigdy nie mogliby być Batman czy Superman. Łączy chłodny osąd i precyzję pierwszego z boską potęgą i otoczką optymizmu drugiego i wyrasta na kogoś potencjalnie potężniejszego od swoich przyjaciół z Trójcy. Oczywiście nie chodzi o potęgę mierzoną mocą w walce, a raczej potęgą wynikającą z potencjału na bycie „idealnym” bohaterem. Najciekawsze jednak w takim przedstawieniu Amazonki jest to, że nie jest ona oderwana od rzeczywistości. Złości się, smuci i cieszy jak każdy inny człowiek, ma swoje wady, ale to wszystko świetnie podkreśla to, że wciąż jest superheroiną w kolorowym kostiumie.
Jeśli chodzi o resztę postaci zaludniających współtworzony przez Ruckę świat, szczególnie do gustu przypadło mi to w jaki sposób scenarzysta bawi się mitologią. Bogowie są uwspółcześnieni i ma to swoje odbicie w samej historii, nie jest jedynie elementem estetycznym. Ich wygląd i charakter może być jednak zwodniczy. To wciąż okrutni, igrający z ludzkim życiem manipulanci – dokładnie tacy jak w mitach. Grono postaci drugoplanowych jest dość pokaźne, ale nikt nie wyróżnia się z pośród tłumu. Nie twierdzę, że stanowią tylko tło, raczej chodzi mi o to, że wszyscy są dość dobrze umiejscowieni i poprowadzeni – nie jest ich za dużo, ani za mało, mają swoje znaczenie, ale nie zakłócają rytmu całości, choć tak jak wspomniałem – niektórym brakuje miejsca, żeby pokazać swój potencjał. Trzeba jednak zaznaczyć, że niektórzy znacznie rozwijają w kolejnych zeszytach runu Rucki, dlatego nie wyobrażam sobie, żeby czytelnicy w Polsce dostali tylko i wyłącznie jego początek.
Sama fabuła stoi na przyzwoitym poziomie. Polityka i akcja są dobrze wyważone, a szczypta dramatu, komedii i obyczajowości spaja to wszystko w przyjemną w odbiorze całość. Nie jest to typowa superbohaterska pulpa z masą akcji, większymi niż życie peleryniarzami i czerstwymi dialogami – co może nieco znudzić odbiorców, którzy szukają niezobowiązującej, dynamicznej lektury. Jednocześnie w żadnym razie nie jest to też komiks pretendując do miana pozycji ambitnej. Co prawda potrafi wejść na poważne tory, ale to nie jest poziom rozważań i zawiłości znany choćby z twórczości Alana Moore’a.
Za rysunki odpowiadają między innymi Drew Johnson, Shane Davis i Steve Sadowski. Choć można się przyczepić do niewielkiej szczegółowości kadrów na przestrzeni wszystkich zeszytów, niezależnie od odpowiedzialnego artysty, to jest to raczej tradycyjna, komiksowa kreska, którą się dobrze ogląda. Wszystko jest czytelne, nie ma zbyt wielu udziwnień z kadrami, a sceny akcji wyglądają przyzwoicie. Niestety, jedna rzecz nie może się obyć bez krytyki. Czasami niektóre postacie wyglądają jakby Johnson (bo to głównie jego wina), miał 5 sekund na ich narysowanie. Przez to seksowna, ale silna i dobrze zbudowana Wonder Woman wygląda czasem jak nieociosany klocek z doklejonym nosem, oczami z guzików i ustami wyglądającymi jak czerwony banan. Na szczęście nie boli to aż tak bardzo, jeśli się nie patrzy na to za długo. Niemniej, esteci mogą poważnie ucierpieć w niektórych momentach.
Podsumowując, Wonder Woman by Greg Rucka to pozycja obowiązkowa dla każdego fana walecznej Amazonki, a także idealna lektura dla każdego, kto chce odkryć potencjał tej postaci. Choć Egmont planuje wydać ten tom niedługo przed kinową premierą filmu, wnioskując po zwiastunach obie pozycje mają ze sobą bardzo mało wspólnego. Film będzie skupiał się bardziej na początkach Diany, jej genezie i pierwszym kontakcie ze światem zewnętrznym. Wonder Woman w komiksie Rucki to już ukształtowana postać, która doskonale zna swoje miejsce w świecie mężczyzn, potrafi je kwestionować, ale też stała się już jego nieodłączną częścią. Niemniej, o ile nie wiadomo czy na film warto będzie poświęcić pieniądze, już teraz zachęcam, żeby odłożyć odpowiednią kwotę na recenzowany przeze mnie komiks. To będzie niewątpliwie jeden z najlepszych tytułów wydanych do tej pory pod szyldem DC Deluxe.