W jednej ze swoich książek, Pani Beata Majewska, zawarła pewną myśl, której treść brzmi Nieważne, jak zaczynasz, ważne, jak kończysz . Mając na względzie to, czym zajmujemy się na Panteonie, a zatem historiami, słowa te zdają się być niczym kazanie oświeconego mędrca. Śledząc bowiem, zarówno komiks, jak i film, czy książkę itd. to właśnie w finale doszukiwać się będziemy ostatecznej satysfakcji. Słaby początek przełkniemy dużo lepiej, gdy koniec będzie przyjemny. Gdy zaś odwrócimy sytuację, na takie dzieło patrzeć będziemy znacznie mniej przychylnym okiem. Owszem, trzeba umieć na początku przyciągnąć uwagę odbiorcy, ale mimo wszystko trzeba mieć na względzie to, że to finał będzie niejako rozliczał dany twór. Czy pamiętała o tym Pani Mirka Andolfo, autorka Wbrew naturze – komiksu, którego tom ostatni już, trzeci tom, zatytułowany Odrodzenie, miałem okazję przeczytać? Cóż… Zacznijmy od początku.
Fabuła komiksu jest bezpośrednią kontynuacją poprzednich dwóch części – śledzimy losy Leslie, zmagającej się ze swoim dziedzictwem, która, z łatką mordercy, stara się powstrzymać tajemną organizację. Poznajemy genezę działań naszej głównej antagonistki; dowiadujemy się również nowych faktów na temat ustrojów politycznych panujących w świecie komiksu, będących świetnym odniesieniem do wielu teorii spiskowych na temat światowych rządów. Zaciekawieni? Brzmi to wszystko dość intrygująco, można się więc spodziewać, że pochłanianie kolejnych kart komiksu będzie ogromną przyjemnością. Że nasze oczy będą z zaciekawieniem śledzić każde kolejne słowo, aby jak najszybciej mknąć ku zwieńczeniu opowieści. A kiedy zaczynie już do niego docierać… zawiedzie się.
Niestety… Zawiedzie i to dość mocno, choć trzeba przyznać, że lektura zyskuje przy kolejnym jej pochłonięciu. Tzn. wiemy już co nas czeka, więc nie mamy tak wygórowanych oczekiwań, w zasadzie to one nam opadają, przez co dostrzegamy jednak znacznie więcej plusów, ale faktem jest, że jednak dalej odczuwamy pewien wstręt do owego komiksu.
Dla jasności – sam komiks nie jest pozycją złą, wielu zapewne się bardzo spodoba, jestem tego pewien. Problemem trzeciego tomu Wbrew naturze jest to, że mając za sobą dwie jego poprzednie części nasze oczekiwania są dosyć wysokie, a przez te kilka rozwiązań, o których za chwilę, nasza ocena jest drastycznie niska. Jednak to chyba tak działa; im niżej zajdziemy, tym większy będzie nasz upadek, czyż nie?
Zatem w czym tak naprawdę tkwi główna wada komiksu. Nie w ilustracjach (o tych troszeczkę dalej), a w historii. W zasadzie paru jej aspektach. Jak już zdążyłem zaznaczyć we wstępie, pomimo ciekawego konspektu, trzeci tom przygód antropomorficznej świnki, nie w pełni spełnia swoją rolę godnego domknięcia całej historii. Głównym powodem tego obrotu sprawy, jest tempo akcji. Jej szybkość. I to niestety, jawi się ona przede wszystkim.
Niestety, konieczność zamknięcia powieści w trzech tomach, dała się autorce we znaki, ukazując, iż opowiadana przez Nią historia wymaga znacznie więcej miejsca na godne zaprezentowanie. Najbardziej bolesne jest to, że tempo jest zbyt szybkie w sytuacjach, które najbardziej wymagałyby takiego zastopowania; pewnego rodzaju zadumy, refleksji, spokoju. Z uwagi na to, komiks traci na pewnej autentyczności, sprawiając, że wydarzenia tak istotne są traktowane jak nie przymierzając, rozwiązany but – niby człowiek widzi, że sznurówka się rozmemłała, kucnie, poprawi i idzie dalej, przez co jego lektura potrafi wywołać u nas nieprzyjemne uczucia.
Od strony graficznej, komiks wciąż utrzymuje dotychczas serwowany nam poziom. Jeśli w poprzednich tomach podobały Ci się ilustracje (tak jak to miało miejsce w moim przypadku), to wiedz, że i tu Twoje oko doświadczać będzie tych ślicznych obrazów. Ślicznych do tego stopnia, że przy kilku kadrach, pomimo chęci przebrnięcia przez opowieść możliwie jak najszybciej, mimowolnie zatrzymamy wzrok, choć na dodatkowy ułamek sekundy. Co do wad ilustratorskich, tych dopatrzyłem się jedynie w dwóch kadrach, z czego jeden to raczej kwestia gustu niżeli jakiejś faktycznej niedoskonałości autora. Także za część graficzną, po raz trzeci już, dosłowne chapeau bas.
Także jak podsumować finał przygody antropomorficznej świnki? Ciężko stwierdzić; nie mogę bowiem powiedzieć, że jest to komiks zły. Nie mogę także stwierdzić, że miałem do czynienia z pozycją dobrą, zwłaszcza mając na względzie poprzednie dwie części. Czy gdyby jednak potraktować go jako odrębny komiks, moja opinia o nim poprawiła by się? W zasadzie tak, ale tylko odrobinę, bo wspominane mankamenty wypadają słabo nie tylko w stosunku do jakości, jaką dotychczas uraczyła nas Pani Andolfo, ale również ogólnie, jako rozwiązanie fabularne. Nie wiem, może to tylko mi przeszkadza tempo, może innym właśnie ono odpowiadać będzie najbardziej?
Zatem; czy warto sięgnąć po komiks? Na pewno nie powinieneś/aś w ogóle sięgać po niego, jeśli nie czytałeś/aś dwóch poprzednich tomów – całość stanowi bowiem jedną spójną historię, którą powinno się pochłaniać zgodnie z kolejnością wydawania.
Jeśli zaś masz za sobą lekturę poprzednich części, to… no właśnie… Niby fajnie będzie dowiedzieć się jak zakończy się przygoda Leslie; z drugiej strony możemy poczuć ogromne rozczarowanie, więc… Cóż, zastanów się nad tym jak bardzo pragniesz poznać ciąg dalszy – jeśli mimo wszystko chcesz wiedzieć, jak historia reinkarnacji Bes się zakończy – sięgaj, bo mimo mankamentów, samiutki już finał jest dosyć ciepły i… na tym zakończmy. Przepraszam drogi czytelniku, jeśli moja recenzja wprawiła Cię w zakłopotanie.