Kiedy jeszcze przed polską premierą komiks jest nazywany, również przez ludzi, którzy go nie czytali, najważniejszą premierą roku… a w kalendarzu widnieje dopiero styczeń – cóż, wiadomo, że coś się święci. Po części to zasługa dobrej kampanii reklamowej, ale również pozytywnych opinii, które dotarły nad Wisłę z Francji, gdzie komiks ukazał się kilka miesięcy wcześniej. Czy Totalnie nie nostalgia jest dziełem wartym tego całego hałasu? Zdecydowanie tak. Czy jest przy okazji dziełem kompletnym i artystycznie spełnionym? Hm…
Zacznijmy jednak od początku, żeby nie wprowadzać chaosu. Totalnie nie nostalgia jest autobiografią Wandy Hagedorn, która dorastała w szarych realiach PRLu. Autorka opowiada o swoim dorastaniu w tamtym świecie, ale nie będę wchodził w szczegóły – warto całą historię odkryć samemu. To dość przygnębiająca historia o (wydawać by się mogło) innych czasach. Patriarchalny ucisk, budząca się seksualność i mnóstwo dziecięcych, ale też bardzo dorosłych lęków. To wszystko wymieszane z radosnymi wspomnieniami dziecięcej beztroski tworzy specyficzny, bardzo realistyczny obraz życia Hagedorn.
Tym co uderza najbardziej brutalnie w tym wszystkim nie jest jednak sama historia, ale to, że to tylko jedna z wielu takich opowieści. Opowieści, które życie pisze nie tylko dziewczynkom żyjącym w komunistycznym Szczecinie, ale ludziom żyjącym tu i teraz. Bo czy poza ustrojem coś się zmieniło? Ile kobiet takich jak mama Wandy, ile dzieci takich jak ona i jej siostry i ilu mężczyzn jak jej ojciec żyje pośród nas? Ilu takich ludzi mijamy codziennie na ulicach? To co spotkało autorkę nie jest ledwie pieśnią przeszłości, ale jest również krzykiem teraźniejszości. Warto o tym pamiętać i to poczytuję jako jedną z największych wartości tego komiksu. Oczywiście historia sama w sobie jest również niezwykle interesująca i błyskotliwie napisana. Narracja jest naprawdę dojrzała i całość czyta się wyśmienicie.
Niestety, nie mogę się pozbyć wrażenia, że byłby to komiks znacznie lepszy gdyby tylko Hagedorn zrezygnowała z przytaczania różnorakich teorii dotyczących tego co spotykało ją i jej rodzinę. Nie chodzi mi nawet o to, że większość z nich ociera się lub wręcz jest pseudonauką, ale o to, że zdecydowanie ciekawsze byłoby zostawienie czytelnikowi rozważania nad tym „dlaczego tak?”. Bardziej też ceniłbym sobie osobistą opinię autorki na ten temat, jej własne przypuszczenia nie przefiltrowane przez to, co znalazła w książkach czy w Internecie. Z drugiej strony mam niepokojące wrażenie (zaznaczam, że mogę się teraz śmiertelnie pomylić, ale zaryzykuję), że przytaczanie tych teorii to próba zasłonienia się przed bezpośrednią konfrontacją z lękami przeszłości. Łatwo mi sobie wyobrazić, że rozdrapywanie takich ran może być na tyle trudne, że łatwiej jest nakleić łatkę, znaleźć teorię, która pasuje, zmniejszając ból. Przez to Totalnie nie nostalgia nie jest dziełem katartycznym, przynajmniej w mojej opinii. Nie poczytuję tego za wadę, bo nie jestem w stanie sobie wyobrazić jak trudne musi być takie zmierzenie się z przeszłością. Z punktu widzenia krytyka musiałem o tym wspomnieć, choć potrafiłbym to zrozumieć.
Album nie byłby tym samym gdyby nie rewelacyjne rysunki Jacka Frąsia. Co ciekawe, jego współpraca z Hagedorn na początku nie była bardzo płynna, ich wizje się momentami kłóciły, o czym wspominał sam Frąś. Zupełnie tego nie czuć. Wszystko jest niezwykle spójne i pasuje do narracji, zgrabnie tworząc świetnie dopasowaną całość. Szczególnie zachwycające są surrealistyczne momenty, kiedy wyobraźnie scenarzystki i rysownika mieszają się z próbą oddania rzeczywistości. Od efektownych transformacji po subtelne zmiany w mimice, to niezwykła praca, która zmusza do uważnego śledzenia każdego detalu. Mimo to lektura nie męczy i – zarówno na poziomie historii jak i w warstwie graficznej – to prawdziwa przyjemność.
Dostaliśmy komiks ważny, bo dotykający problemów, z którymi wiele kobiet żyje jeszcze dziś. I to nie tylko kobiet, które niosą za sobą bagaż z przeszłości, ale też dzieci, które są tłamszone przez opresyjnych ojców czy odrzucane przez chłodne matki. Poza wagą samego przekazu, to po prostu świetnie napisany i wspaniale zilustrowany komiks, który smuci, czasem zachwyca, a czasem wywołuje – wbrew tytułowi – nostalgię. Zdecydowanie coś, co każdy szukający wartościowej lektury czytelnik powinien mieć na półce. Niezależnie czy w duszy gra mu komiks, literatura czy coś zupełnie innego.