Komiksowe ekranizacje to zawsze grząski grunt dla aktorów i filmowców. My fani, tupocząc nogą, oglądamy scenę po scenie analizując zgodność z ukochanym komiksem, a na jakiekolwiek informacje o aktorach grających naszych ulubionych bohaterów czekamy z zapartym tchem. Przecież nikt nie chce widzieć na ekranie kolejnej straconej szansy, a tych było już zdecydowanie za dużo. W dobie filmów i seriali, które próbują być perfekcyjne, twórcy Riverdale zdecydowali się na zupełnie inne rozwiązanie!
Mimo tego, że postacie z serialowego Riverdale przypominają te z komiksu, cała konwencja jest zupełnie inna. Riverdale to nie komedia, do której przyzwyczaiły nas powieści graficzne z rudzielcem w roli głównej. I fakt, nie zabrakło tu miejsca dla żartów czy młodzieżowych problemów, ale to nie jest ten Archie. Na początku myślałam, że to źle, bo w końcu jaki serial łączący kryminał i młodzieżowe problemy wyszedł ostatnio dobrze? Kilka lat temu całkiem przyzwoicie radziło sobie z tym brzemieniem Pretty Little Liars, ale jak to z teen-dramą bywa, seria w końcu zjadła własny ogon w gonitwie za coraz to „sprytniejszymi” zwrotami akcji i tworzeniem nowych wątków. Riverdale mimo swojego młodzieżowego pazura nie wydaje się głupie. Przynajmniej jak na razie.
Wraz ze śmiercią Jasona Bloosoma w licealistach z Riverdale coś pękło. Każdy ma cos na sumieniu i każdy musi borykać się z własnymi problemami. Twórcy od początku zapowiadali, że serial będzie „surrealistycznym połączeniem Plotkary z Twin Peaks”. Nie okłamali nas. Serial chwilami ma ciężki, dziwaczny klimat, a i pozornie lekkie sceny nie wydają się wcale takie lekkie. Postacie nie są odwzorowane idealnie, ale nie dało się tego uniknąć zupełnie zmieniając całą konwencję. Na uwagę zasługuje Betty grana przez Lili Reinhart. Aktorka wykonała swoją rolę znakomicie, bo Elizabeth jest wręcz wyjęta z komiksu i nie mam tu na myśli tylko tego jak jest napisana. Mimika i zachowanie aktorki są bardzo… Komiksowe. Patrząc na nią wydawało mi się, że patrzę na ożywione panele rodem z Archiego. Niestety, nie mogę powiedzieć tego samego o głównym bohaterze. Choć K. J. Apa ma doświadczenie w branży, gra bardzo teatralnie. Wina nie leży tylko po stronie aktora, Archie w pierwszym odcinku był napisany po prostu źle. Może dalej to rozwinie się lepiej i okaże się, że bohater jest tak przedstawiony celowo. Skoro twórcy tworząc serial naprawdę inspirowali się Twin Peaks to nigdy nie możemy być niczego pewni.
Ciężki klimat doskonale buduje cudowna paleta kolorów użyta w serialu. Kolory Riverdale są idealnie nasycone, takie seriale lubię! Mimo nowoczesnego, świetnego soundtracku, rekwizyty i sceneria sprawiają, że serial przywodzi na myśl lata 60’. Odcinek pierwszy był idealnie wyważony między nowoczesnością a stylem retro. Żałuję, że nikt nie pokusił się o zrobienie czołówki i po kilku minutach odcinka dostajemy po prostu krótkie ujęcie z tytułem. Mam wrażenie, że czołówki z sezonu serialowego na sezon serialowy coraz bardziej wymierają – a tu sprawdziłaby się idealnie, bo choć rozpoczęcie odcinka było wręcz poetyckie na pewno każde takie nie będzie (obym bardzo się myliła, bo może jednak zrobią z tego tradycję?).
Groteski serialowi dodaje narracja Jugheada, który pisze powieść o tytułowym miasteczku. Chociaż w tym odcinku było go jak na lekarstwo to jego postać intryguje. Nie mogę się doczekać zobaczenia jak Cole Sprouse (Nie ma to jak hotel) radzi sobie z tą rolą. W komiksie to jeden z najlepszych elementów! Członkinie zespołu Josie and the Pussycats też prezentują się nieźle, a według słów aktorki grającej Josie „to dopiero przedsmak tego co będzie”. Starszych widzów na pewno ucieszy fakt, że na ekranie możemy oglądać też Madchen Amick (Twin Peaks) i Luke’a Perry’ego (90210). Jest coś niesamowitego w tym, że twórcy nie tylko zainspirowali się flagowymi serialami tych aktorów, ale i zaprosili ich do współpracy.
Już na pierwszy rzut oka widać, że wszystkie postacie są przerafinowane i bardzo mnie to cieszy. Twórcy postanowili zaprezentować nam te same, znane z kart komiksów stereotypowe, banalne postacie. Jednak bez kontekstu, wiedzy na temat serii – może wydawać się to irytujące. Ba, nie zdziwię się, jeżeli większość Europejczyków porzuci Riverdale już po pierwszym odcinku.
Czy Riverdale jest istnym sui generis w świecie młodzieżowych seriali? Liczę na to. W Polsce wielkiego boom na punkcie ryżego chłopaka jeszcze nie było, ale w USA znowu rozpoczęła się istna „Archiemania”. Go get ’em Archie!