Bogowie w końcu mi odpuścili i po wielu miesiącach mordęgi nad ostatnią pracą dyplomową życia mogłam bez poczucia winy i żalu nieskrępowanie zanurzyć się w oceanie pod piękną nazwą „komiksowa kupka wstydu”. Jedną z pozycji, które udało mi się w nim wyłowić to Rat Queens: Dalekosiężne Macki N’Rygotha oraz Rat Queens: Demony. Po całkiem ciekawym pierwszym tomie z niemałą niecierpliwością Królowe Szczurów były jednym komiksów, które postanowiłam nadrobić priorytetowo. Czy było warto?
W Dalekosiężnych Mackach N’Rygotha nie zmieniło się zbyt dużo; Hannah, Betty, Dee i Violet nadal oddają się upojeniu alkoholowemu oraz uciechom, które często mu towarzyszą. Nie dane im jednak długo nacieszyć się swoimi ulubionymi używkami (a mowa tu nie tylko o napojach wysokoprocentowych czy grzybkach halucynogennych) ponieważ na horyzoncie pojawiają się macki zagrażające całej Palisadzie. I tym razem nie jest to wina naszych Królowych.
Trzeci tom Rat Queens, Demony, to już poważna przygoda poza granicami osady, która jest domem naszych głównych bohaterek. Dziewczyny pozostawiają w niej Sawyera, jednego z Dave’ów i innych, ruszając na ratunek ojcu Hannah. Wpadł on w nie lada kłopoty sprzeciwiając się radzie Uniwersytetu Magów. Ten tom, w porównaniu do dwóch poprzednich nie jest zamkniętą opowieścią o jednej z przygód Królowych, a jedynie pierwszym aktem całej historii.
Z Rat Queens mam mały problemik ponieważ dostaliśmy pierwszy tom, który jest ciekawy, zabawny i zachęca do czytania dalej. Później jest tom drugi, który jest już scenariuszowo nieco słabszy. Osobiście lekko się przy nim wynudziłam, chociaż Kurtis J. Wiebe utrzymał całkiem szybkie tempo rozwoju całej historii. Demony jednak ratują jak na razie całą serię.
Na plus Dalekosiężnych Macek N’Ryngotha i właśnie Demonów działa również fakt, iż dostaliśmy origin story całej czwórki bohaterek. Historia Violet została opowiedziana w całym zeszycie, o przeszłości Dee dowiadujemy się więcej, kiedy pojawia się ktoś bardzo ważny (nie spoilerowanie jest ciężkie). Dawne poczynania Betty zostają nam zdradzone na dosłownie kilku kadrach. Natomiast Hannah został poświęcony niemal cały trzeci tom; chcąc nie chcąc, ponieważ siłą rzeczy musi być sporo o niej, skoro wraca w rodzinne strony. Oby jednak w kolejnej(ych) odsłonie(ach) szale się nieco wyrównały.
Strona wizualna z kolei to tym razem dzieło trzech różnych artystów. Trzy pierwsze zeszyty z drugiego tomu zrobił Roc Upchurch i moja opinia co do jego wykonania się nie zmieniła; niemal idealnie oddaje klimat całej historii. Resztę Dalekosiężnych Macek N’Rygotha rysował i kolorował Stjepan Sejic. Zdołał on utrzymać wcześniej wspomniany klimat, dodając przy tym każdej postaci jeszcze więcej wyrazistości.
Trzeci dom już w całości jest dziełem Tess Fowler, która odpowiadała za szkice, i Tamry Bonvillain, która zajęła się kolorami. Ten tom jest najbardziej przyjemny dla oka pod względem wizualnym, ale jak na rodzaj opowiadanej historii jest momentami aż za ślicznie. Krew dalej się leje na kartach kolejnych przygód Królowych, jednak duet Fowler-Bonvillain nie do końca pasuje do Rat Queens. Technicznie nie ma się do czego przyczepić, bo jest naprawdę dobrze.
Nie ma co się więcej rozpisywać, Rat Queens to komiks lekki i zabawny, chociaż ma swoje słabe momenty, zupełnie jakby sam Wiebe miał co do nich małe wątpliwości. Królowe za to cały czas robią swoje, nie brakuje pyskówek, krwi i humoru. Całościowo, Dalekosiężne Macki N’Ryngotha oraz Demony to tomiki świetne na leniwe popołudnie, kiedy nie ma się nic w planach, a nuda też się w nich nie znajduje.