PANTEON / RECENZJE / FELIETONY / KOMIKSY / [RECENZJA] Odrodzenie tom 7: Naprzód!

[RECENZJA] Odrodzenie tom 7: Naprzód!

Sięgnięcie w aktualnych okolicznościach po Odrodzenie od Non Stop Comics to zupełnie inne doświadczenie niż dotychczas. Światowa pandemia coraz bardziej odczuwalnie wpływa na kolejne aspekty codziennego życia, a w trakcie lektury takiego tytułu nie sposób wyrzucić tych myśli z głowy. Historia, którą od siedmiu tomów przedstawiają nam scenarzysta Tim Seeley i rysownik Mike Norton, koresponduje wszak miejscami z informacjami, które docierają do nas obecnie w formie niepokojąco brzmiących pasków w wiadomościach i nagłówków na największych portalach internetowych.

Zamykane granice, strefy kwarantanny, izolacja zarażonych ludzi, panika i nerwowe reakcje społeczeństwa – działania, których spiritus movens w Odrodzeniu są abstrakcyjne, fantastyczne masowe zmartwychwstania ludności małego miasteczka w Wisconsin, w rzeczywistości i bez tego da się już zobaczyć niemal za oknem. Nic zatem dziwnego w tym, że o ile od wcześniejszych numerów serii można było się wygodnie zdystansować, o tyle ten – niezamierzenie, a w wyniku właściwego (niewłaściwego?) timingu – w teorii pozwalałby spojrzeć na opowieść Seeley’ego z nowej perspektywy i rzetelniej ocenić czy ta na pewno sprawdza się jako wiarygodny komentarz społeczny.

Naprzód!, które ukazało się w Polsce 21 lutego, stanowi już przedostatnią część „prowincjonalnego noir” z oferty Image Comics. Album zbiera zeszyty od trzydziestego szóstego do czterdziestego pierwszego – cały cykl zamknął się z kolei w czterdziestu siedmiu. Nie zostało więc dużo czasu na wyjaśnianie, a dzieje się wiele… Jak prezentuje się status wydarzeń? Dana i Martha pozostają na wygnaniu i ukrywają się przed lokalnymi władzami, do Wausau zjeżdża tabun żołnierzy, mieszkańcy wciąż oswajają się z zaistniałą sytuacją, a pełniąca obowiązki gubernatora wojskowego generał Louise Cale kontynuuje swoją kampanię przeciwko Odrodzonym, podejmując w tym celu coraz drastyczniejsze kroki…

Co ciekawe i dość niespodziewane (przynajmniej dla mnie), Seeley wprowadza na tak późnym etapie szereg zupełnie nowych postaci. Nie tylko poświęca im na kartach tej historii naprawdę sporo przestrzeni, którym mógłby obdzielić np. duet sióstr Cypress, ale także nie zamyka tu ich wątków, a to oznacza, że zapewne powrócą w wielkim finale. Nie wiem do końca, co o tym sądzić, ale na świeżo obawiam się, że to odrobinę zbyt ryzykowne zagranie. Ze względu na pojawienie się Gianniego (skorumpowanego wojskowego, który wydatnie komplikuje życie Derricka) oraz Weaver Fannie (ninja-amiszki?), z radaru znikają m.in. Ramin czy też ojciec Dany i Em, a zatem bohaterowie, którzy odgrywali niezwykle istotne role na początku Odrodzenia.

Biorąc pod uwagę, że fabuła nie skupia się już tak mocno na samych siostrach, jak jeszcze parę tomów temu, dochodzi wręcz do sytuacji, w której na protagonistkę serii wyrasta ni stąd, ni zowąd Nikki. Jeśli jej nie pamiętacie, jestem w stanie Was zrozumieć – jak dotąd zaliczała przecież wyłącznie epizody. Seeley śmielej odsłania przed nami charakter aktualnej dziewczyny Derricka (ojca syna Dany) i pokazuje z jakimi mierzy się ona dylematami. Jako tancerka erotyczna pracująca w małej miejscowości opanowanej przez młodych żołnierzy, Nikki musi stale walczyć o szacunek. Jako partnerka, a w zasadzie jedynie odskocznia dla Derricka po jego poprzednim nieudanym związku, żyje w cieniu Dany. Jako zastępcza matka jej dziecka, stara się zaś objąć Coopera opieką i zapewnić mu choć trochę niezbędnej dla niego atencji. Nagle Nikki staje się tutaj najbardziej ludzką postacią. Pogłębienie jej charakterologicznego rysu odbieram oczywiście pozytywnie, ale nadal targają mną wątpliwości czy ostatnie zeszyty przed finałem to odpowiednie miejsce na tego typu zabiegi.

Czytając Naprzód!, nie mogłem wyzbyć się wrażenia, że omawiany tom działałby znacznie lepiej, gdyby był czwartym, może piątym rozdziałem sagi. Wówczas nazwałbym go nawet jednym z ciekawszych w całym Odrodzeniu. Jasne, krucjata Cale posuwa się dynamicznie i wyraźnie zmierza do rozwiązania, ale wszystko to, co dzieje się dookoła, wydaje się następować zwyczajnie za późno, żeby właściwie angażować i wciągać. To pora na odpowiedzi, a nie na rozpoczynanie wątku dilerki w Wausau!

Wspomniany we wstępie komentarz społeczny niestety dalej się rozmywa, przez co ciężko o nim powiedzieć, żeby był szczególnie trafiony. Seria szybko porzuciła takie ambicje na rzecz brutalnej akcji rodem z kina klasy B. Kto liczy na to, że doszuka się tu więcej analogii do rzeczywistości, raczej się rozczaruje.

Ósmy tom Odrodzenia już w maju. Nie czuję z tego powodu ekscytacji, ale skłamałbym, pisząc, że moje zainteresowanie kompletnie wygasło.

Recenzja pierwszego tomu Odrodzenia

Recenzja drugiego tomu Odrodzenia

Recenzja trzeciego tomu Odrodzenia

Recenzja czwartego tomu Odrodzenia

Recenzja piątego tomu Odrodzenia

Recenzja szóstego tomu Odrodzenia

Za egzemplarz recenzencki dziękujemy Wydawnictwu Non Stop Comics!

AUTOR Maurycy Janota

Wsiąknął w komiksy za sprawą legendarnego runu Franka Millera w serii o Daredevilu. Odkąd przeczytał wszystkie historie z udziałem Matta Murdocka i Elektry, zabija czas na różne sposoby. Pisze opowiadania, po raz setny wraca do oryginalnej trylogii Star Wars lub ogląda horrory studia Hammer.

PRZECZYTAJ TAKŻE

[RECENZJA] Nasze potyczki ze złem

Po lekturze komiksu Pan Higgins wraca do domu dość szybko o nim zapomniałem i nie …

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *