Większość dotychczasowych tomów Odrodzenia zamykało się raczej w sposób efektywny, aniżeli efektowny. Ich kulminacje jawiły się zwykle jako dość kameralne. Za cel zdawały się stawiać sobie zaintrygowanie czytelnika i wzbudzenie jego ciekawości, niekoniecznie zaś wbicie go w fotel lub zszokowanie. Tak było przynajmniej do części poprzedniej, która – co tu dużo kryć – pozmieniała sporo i zakończyła się z najprawdziwszym hukiem. W tym przypadku dosłownie.
O ile wcześniej fabuła urywała się w punktach, które podbijały po prostu ten wszechobecny klimat tajemnicy i sugerowały nowe tropy, nowych podejrzanych, o tyle w Wezbranych wodach bohaterowie posunęli się do drastycznych kroków. Jedna z przewijających się na drugim planie postaci przeprowadziła bowiem zamach terrorystyczny, w którym zginęło kilku mieszkańców Wausau, m.in. burmistrz Dillisch.
Ponieważ sprawczyni jest „odrodzoną”, która wróciła do życia w noc masowych zmartwychwstań, w Lojalnych synach i córkach rząd decyduje się objąć całą ich społeczność kwarantanną. Wskrzeszeni zostają więc wyłapywani i zamykani w specjalnym ośrodku – to samo spotyka także Marthę Cypress. Sekret siostry Dany wychodzi zatem na jaw. O tym, że przed powrotem do żywych ktoś siłą rzeczy musiał ją najpierw zamordować, dowiaduje się również ich ojciec, lokalny szeryf.
Seria dociera do momentu, który od początku było wiadomo, że prędzej czy później w końcu nastanie. O Em wiedzą już wszyscy, familia Cypressów staje przed wyzwaniem pogodzenia się z prawdą. Teoretycznie moglibyśmy spodziewać się w takiej sytuacji większego nacisku na wątki obyczajowe, ale o dziwo nie widać żadnej znaczącej różnicy w porównaniu z ubiegłymi tomami. Odrodzenie wciąż ma w sobie coś z rodzinnego dramatu, ale nie czuć, żeby ciężar historii narastał; żeby bliskim Marthy coraz trudniej przychodziło zmagać się z kolejnymi traumami. Scenarzysta komiksu, Tim Seeley, stara się dopisywać do charakterystyk protagonistów nowe cechy, ale nadal nie udało mu się całkiem ich uformować.
Fabuła, zamiast dalej sprawnie przeplatać paranormalny kryminał z małomiasteczkową telenowelą, zmienia tutaj kierunek i niespodziewanie śmielej uderza w tony bliższe akcyjniakom klasy B bądź niskobudżetowym horrorom. Em i Dana już nie prowadzą pokątnego śledztwa i nie podążają śladem kolejnych, trudnych do wyjaśnienia wydarzeń w Wausau, a biegają po lesie, naprzemiennie ścigając partyzanckie jednostki myśliwych i przed nimi uciekając. Seeley wikła swoje bohaterki w dziwną wojnę domową, prowadzoną przez obłąkaną sektę polującą na „odrodzonych”. Efekt jest co najmniej chaotyczny. W trakcie lektury miałem permanentne uczucie, że coś przegapiłem, pominąłem po drodze i zostałem rzucony w sam środek tego chaosu. Scenariusz zdaje się poganiać pewne pomysły i przyspieszać rozwiązania poszczególnych wątków.
Lojalni synowie i córki zostawiają czytelników w punkcie dość oczywistym i mało odkrywczym – ot, Dana dostaje następny bodziec do tego, żeby szukać mordercy jej siostry. Nad śmiercią Em unosi się aura tajemnicy, która od początku trzymała mnie przy tym komiksie, ale nie czuję, by recenzowana część jakkolwiek przybliżyła mnie do odpowiedzi. Wygląda na to, że akurat w tej kwestii scenarzysta nie zamierza się spieszyć.
Do końca Odrodzenia jeszcze dwa tomy i, biorąc pod uwagę jak nierówny poziom potrafiła prezentować do tej pory seria Seeley’ego i Nortona, może to i lepiej, że wielki finał już niedługo. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że intrygę w obecnym kształcie dało się upchnąć w mniejszej liczbie zeszytów. Nawet kosztem „obrania jej” z kilku mniej potrzebnych warstw.
Recenzja pierwszego tomu Odrodzenia
Recenzja drugiego tomu Odrodzenia
Recenzja trzeciego tomu Odrodzenia
Recenzja czwartego tomu Odrodzenia
Recenzja piątego tomu Odrodzenia
Za egzemplarz recenzencki dziękujemy Wydawnictwu Non Stop Comics!