Odrodzenie, które było jedną z pierwszych serii zapowiedzianych przez wchodzące dopiero na rynek Non Stop Comics, teraz przekroczyło już swój półmetek. Cztery tomy autorstwa scenarzysty Tima Seeley’ego i rysownika Mike’a Nortona spotkały się z ciepłym przyjęciem, wyrastając niemal na sztandarowe pozycje w ofercie wydawnictwa. Piąty, który trafił na sklepowe półki 17 kwietnia, stanowi ich wzorową kontynuację.

Choć w poprzednich recenzjach zdarzało mi się wytykać temu tytułowi sinusoidalność, przejawiającą się poprzez przeplatanie świetnych zeszytów z przeciętnymi, myślę, że paradoksalnie jego największym atutem jest… pewna stabilność. Odrodzenie, nawet w swoich gorszych momentach, nie schodzi przecież poniżej przyzwoitego poziomu. Czasem może rozczarowywać brakiem kreatywności czy też odwagi, ale niewątpliwie sprawdza się jako niezobowiązujący i zajmujący komiks, którego kolejne części przyjemnie czyta się w kilkumiesięcznych odstępach czasu. Sięgając po nie, dobrze wiem czego się spodziewać. Mam gwarancję, że dostanę dokładnie to, do czego przyzwyczaiły mnie poprzednie tomy – aurę tajemnicy, kryminalną intrygę, trochę krwawego horroru i zawsze solidne rysunki Nortona.
Seeley konsekwentnie rozwija tu świat przedstawiony – bez pośpiechu, bez ryzyka i bez nagłych zmian swojej pierwotnej koncepcji. Dalej opowiada historię niecodziennego miasteczka, próbującego oswoić się z nową rzeczywistością, w której zmarli powrócili w zagadkowych okolicznościach do życia. Niektórzy upatrują w tym drugiej szansy na odnowienie rodzinnych relacji, inni zaś boskiego cudu, a jeszcze inni sposobu na zarobek. Świat nie przestał się kręcić, ale zdecydowanie stanął na głowie.

W Wezbranych wodach tradycyjnie już śledzimy fabułę z dwóch perspektyw – policjantki Dany Cypress oraz jej młodszej siostry, Em. Na początku tomu pierwsza jest świeżo po powrocie do Wausau z Nowego Jorku, gdzie prowadziła dochodzenie w sprawie jednego ze zmartwychwstałych. Jeszcze nie wie o tym, że gdy była nieobecna, niewiele brakowało, by ktoś skrzywdził jej małego synka. Prędzej czy później pozna jednak prawdę, a wtedy stanie przed moralnym wyborem – porzucić drogę prawa i wymierzyć karę samodzielnie, czy pozostać przy legalnych metodach?
Druga z córek szeryfa, Martha, odkrywa zaś, że zaszła w niechcianą ciążę. Zaczyna zadawać sobie pytanie: jakie urodzi się jej dziecko, skoro ona sama należy do „Odrodzonych”? Pomimo swojego stanu i dręczących ją obaw, nie ustaje w poszukiwaniu człowieka, z którego ręki zginęła. Łączy w tym celu siły z lokalną dziennikarką oraz pewnym demonologiem, który – jak wszystko na to wskazuje – dostąpił niespodziewanego nawrócenia. Trio postanawia odnaleźć najpierw wykładowcę, z którym romansowała Em za życia, a który teraz zaginął bez śladu.

Obie siostry napotykają na swojej drodze na różne dziwności i mierzą się z innymi przeciwnikami. I choć fabuła kręci się wokół nich, Seeley nie zapomina o tym, że od samego startu serii na trzeciego najważniejszego bohatera starał się kreować miasto. Wausau jest tutaj czymś na kształt komórki – żywego organizmu, który dzięki scenarzyście możemy oglądać jak pod mikroskopem. Skupia wszystkie ludzkie przywary, odruchy i obsesje.
Od pierwszych zeszytów Odrodzenia tym, co wydawało mi się najciekawszym elementem tego komiksu były właśnie reakcje społeczeństwa na masowe zmartwychwstania. Nie zawsze autorowi udawało się prezentować je z wyczuciem, niekiedy te próby komentarza wypadały mało subtelnie i łopatologicznie, ale w Wezbranych wodach udowadnia, że jak chce, to potrafi robić to naprawdę dobrze. Sytuacje ukazane w komiksie są na swój sposób groteskowe, ale jednocześnie wiarygodne, przez co także szczerze niepokojące.

Czwarty tom sprawiał wrażenie niepotrzebnie rozwadniać fabułę. Wyhamował to wysokie tempo narzucone przez kapitalną, jak dotąd najlepszą część trzecią. O piątej na szczęście nie można już powiedzieć, że pełni funkcję zapychacza. Seria wraca tutaj na właściwe tory i mimo że nauczyła mnie nie wiązać z nią wielkich nadziei, po lekturze Wezbranych wód znów poczułem satysfakcję z uczestniczenia w tej historii. Odrodzenie to bezpretensjonalna horrorowa telenowela, która może i nie zdołała nabrać wystarczająco własnej tożsamości, ale pozostaje kompetentnie prowadzoną opowieścią. Warto będzie sprawdzić czy tom szósty utrzyma te pozytywne odczucia, czy znów powędruje w strony marazmu.
Recenzja pierwszego tomu Odrodzenia
Recenzja drugiego tomu Odrodzenia
Recenzja trzeciego tomu Odrodzenia
Recenzja czwartego tomu Odrodzenia
Za egzemplarz recenzencki dziękujemy Wydawnictwu Non Stop Comics!