PANTEON / CYKLICZNE / [RECENZJA] Lis #2

[RECENZJA] Lis #2

Grzech rozumieć winniśmy jako działania, będące w sprzeczności z wytycznymi, które rzekomo znajdować się miały na dwóch tablicach podarowanych ludowi żydowskiemu przez samego Boga, znanych pod nazwą Dziesięciu Bożych Przykazań. Grzech jest więc działaniem złym, niepożądanym. Bądźmy szczerzy, bez względu na wiarę jesteśmy zgodni w kwestii uznania drugiej części tegoż dekalogu (przykazania 4 – 10), a przynajmniej  jego znacznej większości, jako życiowych drogowskazów. Dlatego łamanie ich dla ogromnej większości z nas będzie działaniem nagannym.

Osoba dopuszczająca się tych złych uczynków okrzyknięta zostanie grzesznikiem. W rozumieniu Kościoła Katolickiego, który pojęcie grzechu definiuje na swój sposób, do większości z nas to miano pasuje. Nasuwa się zatem pytanie, czy grzesznik jest złym człowiekiem? Czy można w takiej personie doszukiwać się dobra? Czy np. taki złodziej może być przykładnym obywatelem? Pracownicy zakładów karnych trudniących się resocjalizacją więźniów próbują pokazać, że tak rzeczywiście jest. Podobną sytuację przedstawiają nam  Dariusz Stańczyk (scenariusz) i Jakub Oleksów (ilustracje) – autorzy polskiego komiksu superbohaterskiego (!!!) Lis, którego numer drugi miałem przyjemność przeczytać. Prawdziwą przyjemność. Tak, dokładnie tak, to kawałek naprawdę solidnego komiksu, o którym mam zamiar co nieco opowiedzieć. Nim jednak przejdę do omawiania owego produktu, zapoznam Was pokrótce z jego fabułą.

Posiadający nadludzkie zdolności, wyposażony w szereg specjalnych gadżetów złodziej – Gabriel Majewski powraca do swojego rodzimego kraju, jakim jest nasza kochana, skąpana w bieli i czerwieni, Polska. W trakcje jednej ze swych misji natrafia na tajemniczą postać, która sama siebie nazywa Strażnikiem, siejącą od dłuższego czasu postrach wśród mieszkańców Warszawy. Dochodzi pomiędzy nimi do starcia, w trakcie którego zagrożone zostaje życie osób postronnych, co powoduje wzniecenie iskry superbohaterstwa w naszym kryminaliście. W międzyczasie poznajemy historię powstania Strażnika, dzięki której rozumiemy dlaczego tak bardzo pragnie dobrać się Lisowi do skóry.

Mimo woli, czyli drugi numer komiksu Lis rozpoczyna się w trakcie pojedynku pomiędzy Gabrielem i Strażnikiem. Większość stron to rzecz jasna potyczka tych dwóch postaci, od której odpocząć będziemy mogli dzięki, wspomnianej już wcześniej, genezie Strażnika, ale również śledząc nocny wypad na miasto przyjaciół Gabriela. O tym, co działo się przed rozpoczęciem walki, możemy pokrótce dowiedzieć się z tylnej okładki zeszytu. Jest to fajne rozwiązanie, ponieważ pozwala ono połapać się w całej historii, bez względu na to, czy czytelnik przyjrzał się pierwszemu numerowi, czy też nie, przy czym nie zdradza on zawartości poprzedniego zeszytu, dzięki czemu powrót do lektury nie będzie pozbawiony pełni zabawy z odkrywaniem historii. Wróćmy jednak do omawianego rozdziału.

Pomimo przepełnienia walką, Mimo woli, to kawał wciągającego czytadła, nie tylko ze względu na wspomniane przerywniki, ale również przez samą potyczkę. Gabriel w trakcie pojedynku dzieli się z czytelnikiem emocjami, które mu właśnie towarzyszą, a jest ich naprawdę sporo. Kolejną porcją literek są dialogi, choć częściej jest to raczej monolog Lisa. Ten, ewidentnie wychowany na Spider-Manie heros (do czego jeszcze za parę linijek wrócę), ciska w przeciwnika nie tylko swoimi pięściami, ale również sporą ilością żartów, często klasycznie polskich. Ogólnie humor stanowi w tym komiksie naprawdę sporą część narracji, również paczka znajomych naszego bohatera nie szczędzi języka na rzucanie żarcików. Skoro jestem już przy tej grupce, to muszę, wspomnieć o miłym akcencie, jakim uraczyli nas twórcy – parafrazowaniu przez jednego z bohaterów znanej, polskiej piosenki. Uwielbiam, kiedy autorzy decydują się nawiązywać do naszych piosenek, filmów, wydarzeń – dzięki temu tworzy się iluzja większego realizmu, wydarzenia w komiksie stają się trochę bardziej rzeczywiste. Autorzy nie tylko dają nam takie smaczki, ale robią to w sposób naprawdę sprawny i – rzecz jasna – mocno zabawny.

Tak,  humor naprawdę stanowi znaczną część tej pozycji, przy czym nie czuć tutaj przesytu, wszystko jest świetnie wkomponowane, nawet do tego stopnia, że poważniejsze rozmowy chce się szybko przewinąć, by znów wrócić do lekkiego języka innych postaci. Pochwaliłem dialogi, ale jednak jeszcze nic nie powiedziałem o samym pojedynku, który przecież jest tutaj głównym wątkiem fabularnym, więc szybko nadrobię teraz tę zaległość. Autorzy do starcia podeszli naprawdę solidnie – kreatywnie wyprowadzane ataki połączone z rewelacyjnymi rysunkami, skąpanymi w kolorach idealnie odzwierciedlających nocny mrok (zapomniałem wspomnieć, że akcja komiksu ma miejsce właśnie w godzinach nocnych), sprawiają ogromnie pozytywne wrażenie.  Kreska, a także kolory Jakuba Oleksowa naprawdę zachwycają oko. W całym zeszycie tylko jeden kadr wypada słabo, odstając od reszty świetnie wykonanych ilustracji, stanowiących prawdziwy przykład porządnego warsztatu.

Kilka linijek wcześniej porównałem Lisa do Spider-Mana, ze względu na żartobliwe uwagi, jakimi obie postaci posługują się w trakcie walki. Nie jest to jednak jedyne podobieństwo. Konwergencja widoczna jest również w sposobach walki i samego poruszania się; gdyby rysunki zastąpić prostymi szkicami manekina, to miałbym naprawdę spory problem odróżnienia Pająka od Lisa. Tak, jest to mocna inspiracja, fakt, ale trzeba podkreślić, iż podejście do specyfiki umiejętności każdej z tych postaci jest jednak inne, zatem pomimo ogromnego podobieństwa są to jednak dwie różne postaci. Jest jeszcze jedna rzecz, która stanowi ich cechę wspólną. Każdy kto mnie zna choć trochę, wie, że Spider-Man jest moim ulubionym marvelowskim herosem. Śledząc wiele polskich komiksów superbohaterskich, na dzień dzisiejszy, Lis zajmuje u mnie podobną pozycję w panteonie polskich bohaterów.

Lis jest obecnie moim ulubionym polskim komiksem superbohaterskim (żeby jednak nie było, inni nadwiślańscy trykociarze są tuż o krok za nim). Polecam więc wszystkim dzieło Stańczyka i Oleksowa, to doprawdy godna uwagi pozycja. Ja sam, zapewne w towarzystwie ogromnej ilości komiksowych maniaków-rodaków, wyczekuję kolejnych przygód Gabriela Majewskiego.

AUTOR Łukasz Gądek

W czasach, gdym jeszcze dziecięciem był, kiedy światło dzienne ujrzała moja pierwsza kreskówka, jeden z moich kolegów nazwał mnie "polskim Stanem Lee". Dziś, po latach, pragnę naprawdę zasłużyć na ten przydomek.

PRZECZYTAJ TAKŻE

[RECENZJA] X-MEN: Mordercza Geneza

Zróbcie coś dla mnie. Wyobraźcie sobie, że za każdą obietnicę rewolucji w uniwersum superbohaterskim dostajecie jedną …

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *