PANTEON / RECENZJE / FELIETONY / KOMIKSY / [RECENZJA] Liga Sprawiedliwości tom 7: Wojna Darkseida – cz. 1

[RECENZJA] Liga Sprawiedliwości tom 7: Wojna Darkseida – cz. 1

Chyba każdy, kto już w dzieciństwie uwielbiał postaci Marvela lub DC chciał, by te światy istniały naprawdę. Dziś, jako dorosły człowiek, czytając komiksy jestem daleki od takich marzeń. No, bo czemu miałbym chcieć, żeby naprawdę działy się takie rzeczy jak paradoksy czasowe, anihilacje całych planet przez międzygalaktycznych głodomorów, bądź też interwencje dwóch oszalałych bogów, którzy nagle postanawiają ustawić się „na solo”, a na miejsce pojedynku wybrali sobie naszą planetę…

Przed kilku laty Darkseid, władca Apokolips zaatakował Ziemię. Inwazja została powstrzymana przez bohaterów, a owocem zwycięstwa było sformowanie Justice League. Kosmiczny dyktator szykuje się do ponownego natarcia. Tymczasem Grail, która okazuje się być córką Darkseida i Amazonki z Themysciry, sprzymierza się z Anty-Monitorem, potężnym bytem władającym mocą antymaterii i mającym dość ważny wkład w kształt uniwersum przed Flashpointem. Duet postanawia oczywiście zniszczyć Darkseida podczas jego inwazji na Ziemię. Tak oto nasza planeta ponownie staje się polem bitwy potężnych sił, zaś Liga Sprawiedliwości musi uchronić ją przed konsekwencjami tej batalii. Po stronie Ligi staje Scot Free, były więzień z Apokolips.

Muszę przyznać, że jak na kolejny event, w dodatku spod pióra genialnego Geoffa Johnsa, to pierwsza część Wojny Darkseida średnio mnie wciągnęła. Z jednej strony nie mogę narzekać, gdyż trzyma ona raczej wyższy poziom historii z tego runu. Jednak na tle Tronu Atlantydy czy nawet Wiecznego Zła, historia nie zapowiada się szczególnie ciekawie i to pomimo bardzo mocnego cliffhangera oraz wydarzeń, jakie już w tym tomie spotykają niektórych członków Ligi. O ile Batman zasiadający na tronie Mobiusa to dość ciekawy koncept, tak ponowne oglądanie Supermana, który zamienia się w postać negatywną (i to bardziej dosłownie niż myślicie) raczej nikogo nie zadowoli.

Mimo to komiks czyta się raczej przyjemnie. Choć niczym nie zaskakuje, to na pewno nie nudzi. Dla osób, które przygodę z DC zaczęły od polskich wydań z New 52 na pewno będzie to ciekawe wprowadzenie do historii Apokolips i New Genesis, czyli jednego z ciekawszych aspektów uniwersum. W komiksie mamy mało gadania a dużo bitki, więc fani mainstreamowego rzemiosła Geoffa Johnsa będą zadowoleni. Osobiście liczę, że sam event docenię po drugim tomie.

Za to rysunki Jason Faboka oceniam naprawdę wysoko. Ilustracje są naprawdę świetne – pełne detali, bardzo dokładne i efektowne. Nie jest to styl, który rozpoznałbym od razu, ale takowy raczej nie jest tu wymagany. Mamy wiele splash-page’y. Pojedynki herosów są dynamiczne i w pełni czytelne, zaś monumentalne starcie Darkseida i Anty-Monitora zostało zilustrowane w należycie epickim stylu. Wszystkie postaci wyglądają idealnie, bez wynaturzeń anatomicznych. Kolory nałożył bardzo ceniony przeze mnie Brad Anderson. Wszystkie barwy zostały dopasowane idealnie i w znacznym stopniu odpowiadają za wizualną atrakcyjność tego chudawego tomiku.

Słowem podsumowania, pierwsza część Wojny Darkseida nie zachwyca jako wstęp do eventu, a tak był ongiś reklamowany. Potraktujcie ten tom, jako kolejne regularne przygody Ligi a raczej się nie zawiedziecie. Na pewno warto po niego sięgnąć dzięki świetnym grafikom. Samą jakość historii będziemy oceniać w lipcu, po wydaniu części drugiej.

AUTOR Rafał "Kujaw" Olejko

Lubi pisać o różnych rzeczach, ale o sobie akurat niespecjalnie. Uważa, że Man of Steel to dobry film i nienawidzi humoru w filmach Marvela, więc to wystarczający powód by go nie lubić.

PRZECZYTAJ TAKŻE

[RECENZJA] Batman Ziemia Jeden tom 3.

Od ponad dekady w mniejszym lub większym stopniu jestem zmuszony narzekać na większość rozwiązań w …

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *