Motyw ziem równoległych to w komiksach temat, który może się nigdy nie znudzić, a to przez możliwość oglądania znanych postaci w niecodziennym wydaniu i ogromu smaczków czekających na wyłapanie przez sokole oko czytelnika. Istnieje też druga możliwość. Mianowicie taka, że słysząc o kolejnym despotycznym Supermanie czy obłąkanym Batmanie, którzy ponownie szaleją na bezpiecznym poletku „alternatywnej Ziemi”, reagujemy tak jak Cezary Pazura za kierownicą Jeepa w filmie Zakochani.
Historia tego typu zamknęła właśnie pierwszą dziesiątkę Wielkiej Kolekcji Komiksów DC. Przyjrzyjmy się zatem kolejnemu show ze złymi duplikatami Ligi i odpowiedzmy sobie na pytanie, czy warto udać się po nie do najbliższego kiosku.
Przypadkowe małżeństwo, których samochód odmówił posłuszeństwa podczas podróży przez amerykańską prowincję, zauważa tajemniczy latający obiekt, który z hukiem ląduje w pobliskich uprawach. W rakiecie, która bez wątpienia nie pochodzi z naszej planety, znajdują humanoidalną istotę, którą okazuje się być… Luthor. Tymczasem Liga Sprawiedliwych ratuje spadający samolot pasażerski. Pomimo sprawnej akcji herosów, wszyscy cywile okazują się być martwi od dłuższego czasu. Co bardziej zaskakujące, narządy wewnętrzne pasażerów są po przeciwnych stronach niż u zwykłych ludzi. Zarówno samolot jak i nowy Luthor okazują się być przybyszami z alternatywnej Ziemi, będącej pod despotycznymi rządami Syndykatu Zbrodni – grupy okrutnych metaludzi, będących lustrzanym odbiciem członków Ligi. Luthor prosi JLA o pomoc w obaleniu ciemiężycieli.
Grant Morrison nie zawodzi, choć piać z zachwytu też raczej nie będziemy. Ziemia 2 to prosta, jednowątkowa historia ze sporą dozą akcji i monumentalną kulminacją. Fani wszelakich alternatywnych wizji, nie tylko Uniwersum DC ale i wariacji na temat faktów historycznych, będą usatysfakcjonowani mnogością easter eggów (np. kształt hełmu innej wersji Jaya Garricka) oraz pomysłami takimi jak trwająca od 1776 wojna pomiędzy USA i Wielką Brytanią, czy wreszcie osoba, której twarz znajduje się na banknocie 1-dolarowym z innej Ziemi. Oczywiście w centrum uwagi będą członkowie Syndykatu Zbrodni. Niestety, dobrze zarysowani zostali jedynie Superwoman i Owlman. Nie tylko poznajemy ich namiętną relację ale i dowiadujemy się sporo o ich przeszłości bądź życiu w cywilu. Ultraman jest tu raczej złowieszczą zmorą, która wzbudza strach ale przede wszystkim ukrytą pogardę. Z kolei Johnny Quick i Power Ring są tu raczej stojącymi z boku osiłkami, którzy nie cieszą się zbyt dużym respektem ze strony swojej Trójcy. Na koniec wspomnę o Alexandrze Luthorze, który łącząc szczere altruistyczne pobudki z tym poczuciem wyższości i butą oryginału, tworzy niecodzienny profil herosa.
Jednakże, od nazwiska Granta Morrisona możemy oczekiwać, że Ziemia 2 będzie czymś więcej niż kolejną opowiastką o tym, jak znani nam herosi spuszczają bęcki swoim złym bliźniakom, po czym ratują Świat zarówno swój jak i ten drugi, przypieczętowując swój status największych bohaterów całego Multiwersum. Grant, na tych niespełna 100 stronach wysilił się na coś innego niż Ligę ratującą dzień po raz n-ty.
Ziemia 2 nie traktuje motywu ziemi alternatywnej powierzchownie. To coś więcej niż odwrócony świat, w którym Kolumb odkrył Europę. Morrison wziął pod lupę także takie zagadnienia jak systemy wartości, miejsce dobra i zła na świecie, oraz to, że pewne rzeczy, nieważne jak chwalebne i wartościowe, w pewnych okolicznościach po prostu nie mają prawa bytu. W Ziemi 2 nikt nie jest w stanie odnieść zwycięstwa, ale i żadna porażka nie jest możliwa. Rozwinięcie tej myśli w recenzji wiąże się ze spoilerami. Historia ma bardzo gorzko-słodki wydźwięk i to zapewne wyróżnia ją spośród innych epizodów runu Szkota w serii JLA. Trzeba również zaznaczyć, że jest to opowieść raczej dla dojrzałego czytelnika. Na kartach komiksów często widzimy śmierć niewinnych osób, w tym kobiet i dzieci. Dostajemy także bardzo sugestywną scenę traktującą o fantazjach sadomasochistycznych.
Muszę jednak trochę ponarzekać na scenariusz, mianowicie na dziwne skoki, które w kilku miejscach czynią akcję niezrozumiałą, zwłaszcza w bardzo intensywnej kulminacji. Niestety, są one tak widoczne, że sam musiałem porównać swoje wydanie z oryginałem, gdyż byłem pewien, że wydawca mógł wyciąć jakieś strony. Jak na tak znamienity duet twórców, to spory minus
No właśnie, skoro mówimy o duecie to przejdźmy do Franka Quitely’ego, rysownika, który z Morrisonem popełnił niejeden uznany komiks. Wystarczy wspomnieć New X-Men czy rewelacyjny All-Star Superman, na serii Batman & Robin z 2009 roku kończąc.
Przyznam szczerze, że ja rysunki Quitely’ego bardzo cenię, ale jednocześnie nie znoszę wielu aspektów jego stylu. Bardzo podoba mi się jego delikatna kreska. Frank ma talent do czytelnego rysowania detali, którego taki Andy Kubert może jedynie pozazdrościć. Ma świetne wyczucie dynamiki i potrafi komponować ciekawe kadry. Ale jego postaci wyglądają po prostu okropnie! Frank rysuje bardzo masywne sylwetki, ale bardzo śladowo zarysowuje muskulaturę, przez co wielu herosów wygląda jak dmuchane lalki. Twarze bohaterów na tle świetnych kadrów są jak włos znaleziony w dobrym daniu. Wszyscy mają żuchwy, które wpędziłyby w kompleksy Bruce’a Campbella. Superman wygląda jak Sylvester Stallone, niestety po operacjach plastycznych, zaś Luthor mocno przypomina Nikołaja Wałujewa. O Jimmym Olsenie, wyglądającym jak naczelny z Planety Małp Tima Burtona już nawet nie chcę wspominać.
Muszę jednak przyznać, że ta maniera bardzo dobrze sprawdza się przy postaciach negatywnych. W końcu, co tak podkreśla zły charakter jak brzydota? Ale naprawdę nie mogę podarować Quitely’emu Wonder Woman. Jest tak odpychająca, że brak słów. Wiecie, taki Aquaman nie musi mieć tych idealnych aryjskich rysów wyjętych z mokrego snu Heinricha Himmlera, by być ‘in character’. Ale Diana to dziecko (tudzież twór) olimpijskich bogów. Jej uroda jest ważną częścią jej wizerunku. Aparycja złej siostry Kopciuszka (i to w interpretacji twórców Shreka) potęguje niesmak jaki towarzyszy oglądaniu Ziemi 2.
Komiks jest za to świetnie pokolorowany przez Laurę DePuy. Palety barw idealnie pasują do kontekstu scen i świetnie uzupełniają wyraziste szkice Quitely’ego.
JLA: Ziemia 2 już drugi raz ukazał się w Polsce. Przed 13 laty wydało go Fun Media, a egzemplarze są wciąż dostępne na Allegro. W 2010 ukazał się także film animowany pt. Justice League: Crisis on Two Earths, luźno bazujący na omawianym komiksie. Czy w tym wypadku warto udać się na codwutygodniową pielgrzymkę do saloniku prasowego? To już zależy. Sam komiks jest bez wątpienia wart uwagi i pomimo wielu sporych wad lektura daje niemało satysfakcji, ale ‘must readem’ nie można go nazwać. Przyjmując, że nie kupujecie WKKDC na bieżąco, sugerowałbym rozejrzeć się po rynku wtórnym za dwa razy tańszym egzemplarzem od Fun Media. Ma trochę literówek, ale jakość wydania pomimo miękkiej okładki jest zadowalająca. Jeżeli podobała się Wam animacja, to jak najbardziej polecam, gdyż pomimo tego samego wątku głównego, fabuła komiksu przebiega zgoła inaczej i moim zdaniem jest znacznie lepsza od kreskówki. Jeżeli zaś nie jesteście zagorzałymi fanami DC i komiksy z tego uniwersum kupujecie raczej wybiórczo, to odłóżcie te cztery dyszki na inny tom.