Na ten epizod przygód JLA czekało wielu polskich fanów. Pytania do wydawców o wydanie tej opowieści padały nie raz. Skąd takie zainteresowanie? Mam wrażenie, że Wieża Babel jest komiksem wręcz czczonym przez fanboyów Batmana, wielbiących się w szachowaniu argumentami za tym, że Mroczny Rycerz pokona absolutnie każdego, nieważne jak potężnego oponenta i zawsze będzie ostatnim człowiekiem stojącym na polu bitwy. Oczywiście, nie można mieć pretensji o taką interpretację, bo o tym niejako traktuje Wieża Babel. Ale czy naprawdę jest to komiks głównie o tym, jakim twardzielem jest Batman? Absolutnie nie. Przyjrzyjmy się zatem historii z nowego tomu Wielkiej kolekcji Komiksów DC.
Przy pomocy technologii Raya Palmera, JLA udaje się w głąb mózgu pewnego chłopca, cierpiącego na nietypowy rodzaj nowotworu, będący w rzeczywistości rozwiniętą, mikroskopijną cywilizacją. Liga stara się nakłonić istoty do opuszczenia ciała chłopaka. Kiedy dyplomatyczne działania zawodzą, bohaterowie muszą stanąć do walki, jednak w zmniejszonych formach są pozbawieni swoich mocy. Akcja kończy się fiaskiem i chirurdzy usuwają guz, całkowicie niszcząc żyjącą tam cywilizację.
Niedługo później na członków Ligi przeprowadzono serię zamachów. Napastnicy unieszkodliwiają herosów korzystając z ich ukrytych słabości: Green Lantern ślepnie, Martian Manhunter staje w ogniu, Flash wpada w ponaddźwiękową epilepsję i tak dalej. Na domiar złego, ktoś sprawił, iż wszyscy ludzie na Ziemi utracili zdolność rozumienia języka, co spowodowało globalny chaos, któremu bezsilni herosi nie mogą zapobiec. Za akcją stoi Ra’s al Ghul, zaś plany na pokonanie Ligi wykradł od samego Batmana. Mroczny Rycerz będący ostatnim bohaterem w pełni sił, podejmuje walkę nie tylko o życie Świata i członków JLA, ale i o zaufanie swoich towarzyszy.
Wieża Babel to komiks kultowy. Jednocześnie jest to pozycja dość przeciętna. Spójrzmy na sam zarys fabuły: Liga zostaje błyskawicznie pokonana, po to by później wstać z kolan i zrewanżować się łotrowi solidnym łomotem… ile razy my to już słyszeliśmy, a ile jeszcze usłyszymy? Sama opowieść jest też regularnym epizodem w ramach serii JLA, więc nie powstawała z zamysłem bycia wyjątkową, epicką opowieścią. Przez to niektóre osoby mogą się tym komiksem rozczarować, zwłaszcza w obliczu superlatywów, jakimi jest do dziś obsypywany.
Wieża Babel jest sprawnie napisanym, przyjemnym komiksem sensacyjnym z wieloma emocjonującymi momentami i pewną dozą dramatyzmu oraz kilkoma momentami na ziewnięcie. To, co zdaje się być główną intrygą opowieści zostaje nam wyjawione tak naprawdę dość szybko. Mark Waid to jednak znakomity scenarzysta, który z płytkiej kałuży nie popija i daje nam coś więcej niż akcyjniak na modłę animowanych produkcji DC.
To komiks wyjątkowy przez to, że daje czytelnikowi wolność w interpretacji historii. Prawdziwym problemem Ligi nie jest to, że jej członkowie leżą pokonani i nie mogą się pozbierać po ataku Ra’sa. Dylemat polega na tym, że za ten stan rzeczy w dużej mierze odpowiada ich własny, długoletni towarzysz. Pobudki Batmana również nie są jednoznacznie godne potępienia ani pochwały. To opowieść o zaufaniu w zespole oraz odpowiedzialności za siebie i innych. Komiks zadaje mnóstwo ciekawych pytań: czy supermoce bohaterów mogą być zagrożeniem? A może to ich brak skazałby ludzkość na rychlejszą zagładę? Czy szczytne pobudki mogą być usprawiedliwieniem dla osoby chcącej decydować za resztę bez ich wiedzy?
Mark Waid nie odpowiada nam na żadne z tych pytań, dzięki czemu Wieża jest jedną z tych lektur, które nie kończą się nawet po odłożeniu komiksu na półkę. Nawet sojusz najpotężniejszych istot na Ziemi ma swoje mroczne momenty, a w ich portfolio czynów heroicznych zdarzają się tez pyrrusowe zwycięstwa. Warto dodać, że prócz Marka Waida, w roli scenarzysty gościnnie wystąpił Curtis Johnson, który napisał wspomniany epizod otwierający komiks.
Niestety, w szacie graficznej wiele osób znajdzie potwierdzenie przeciętności tego tomu. Rysunki Howarda Portera, który serię JLA ilustruje od samego początku, są w dalszym stopniu mało strawne. Sam nie nazwę ich brzydkimi. Powiem nawet, że zdarzają się całkiem niezłe kadry, oraz poprawne, czytelne sceny akcji. Jednak maniera tego artysty do rysowania mało atrakcyjnych z wyglądu postaci (Wonder Woman znów ucierpiała) oraz zauważalne braki w znajomości anatomii i posługiwaniu się perspektywą, będą tu i ówdzie kłuć. Choć i tak jego prace są znacznie lepsze niż w pierwszych numerach serii, gdzie postacie niemal zahaczały o homunkulusy na miarę dzieł Roba Liefelda. Mimo wszystko warstwa graficzna oscyluje wokół znośnego rzemiosła. Podobnie wypadają rysunki Marka Pajarillo, który również pracował przy prologu komiksu, oraz występującego w ostatnim zeszycie Steve’a Scotta. Kolory nałożyli Pat Garrahy oraz John Kalisz.
Podsumowując, Wieża Babel to komiks wart przeczytania. Nie tylko po to by pozachwycać się strategicznym geniuszem (lub paranoją) Batmana. To komiks, w którym akcja jest jedynie warstwą wierzchnią, a cały urok opowieści tkwi w poruszonym dylemacie. Jeżeli lubicie opowieści, w których superbohaterowie niekoniecznie prężą muskuły po kolejnym uratowaniu Ziemi i akurat nie mają ochoty na szawarmę po fajrancie, to zachęcam do zakupu. Dla fanów JLA pozycja absolutnie obowiązkowa.
P.S. W 2012 roku na podstawie komiksu powstał film animowany Justice League: Doom. Niestety bardzo mocno uproszczony i odzierający historię Waida z pierwotnej pomysłowości.