W 2011 roku, wydawnictwo IDW postanowiło stworzyć event, który połączyłby wszystkie, posiadane przez nie marki. Tak powstało Infestation, wydarzenie, w którym bohaterowie Transformers, Ghostbusters na Spocku i Admirale Kirku kończąc, walczyli ze wspólnym zagrożeniem w postaci panoszących się po świecie zombie. Brzmi to naprawdę dziwnie i takie w zasadzie jest. Mimo dość wysokiego poziomu absurdu, IDW było najwidoczniej zadowolone z wyników sprzedaży, ponieważ rok później na półki sklepowe trafiły pierwsze części Infestation 2, w które tym razem zaangażowano między innymi Nastoletnie, Wojownicze Żółwie Ninja.
Opracowana przez Tristana Jonesa fabuła nie jest skomplikowana. W NY zaczynają krążyć pogłoski o tajemniczych stworzeniach, atakujących i porywających mieszkańców Manhattanu. Jeden z żółwi, Donatello, rozpoczyna własne badania. Po przewertowaniu zbioru ksiąg, znajduje informację na temat kultu kierowanego przez człowieka znanego jako Bloch (Robert Bloch, pisarz weird fiction, korespondent H.P. Lovecrafta – przyp. RWilczur), który w przeszłości rozwijał się na terenie Massachusetts. Chwilę po tym odkryciu, spokój przerywa atak na siedzibę Leonarda i jego braci…
To co najbardziej mnie w tej serii zaciekawiło, to sam koncept. Teenage Mutant Ninja Turtles walczą z bestiami wyrwanymi prosto z mitologii Cthulhu. Przygody wykreowanej przez Kevina Eastmana i Petera Lairda grupy, w Infestation 2, po prostu nie sprawiają wrażenia wymuszonych. Główny koncept eventu to połączenie największych marek wydawnictwa IDW w obliczu wspólnego zagrożenia. Nastoletnie, Zmutowane Żółwie Ninja walczące z lovecraftowskimi bestiami, nie są niczym aż tak dziwnym, w historii grupy pojawiali się już tego typu antagoniści. Dzięki temu spotkanie obu światów nie jest tak groteskowe i przerysowane jak konfrontacja Transformers, czy załogi USS Enterprise z żywymi trupami.
Warstwa scenariuszowa nie pozostawia wiele do życzenia. Dominuje – umiejętnie rozplanowana – akcja, przeplatana sporadycznie elementami humorystycznymi, w których Mikey jak zwykle bryluje. Mając do dyspozycji naprawdę niewiele miejsca, Jones stworzył zwartą historię, podczas której nie sposób się nudzić. Choć zwięzłość scenariusza zwykle jest zaletą, to chwilami miałem uczucie, że mini-seria mogłaby potrwać ze dwa numery dłużej. Przez skromną liczbę stron nie starczyło miejsca na rozwinięcie intrygi, o którą w kontekście takiego tajemniczego konceptu, aż się prosi. Tajne stowarzyszenia, zagubione w podmiejskich korytarzach miejsca kultu to temat piekielnie ciekawy. Komiks jak już wspomniałem w głównej mierze wypełnia akcja i choć jest dobrze rozplanowana, to jednak oczekiwałem czegoś więcej. Kończąc lekturę czułem lekki niedosyt… i poczucie zmarnowanego potencjału.
Charaktery poszczególnych bohaterów zostały dobrze oddane. Zachowano kontrast między postaciami, który zawsze jest motorem napędowym zachodzących między nimi relacji. Mikey ma poczucie humoru, Donnie jest mózgowcem, Leo rozsądnym przywódcą, a Raph pochmurnym berserkerem. Wszystko jest na swoim miejscu.
Rysunki Marka Torres’a są świetne, a jest to rysownik, którego z pewnością nie można nazwać rozchwytywanym. W swojej karierze miał okazję pracować tylko nad kilkoma projektami, wszystkie współtworzył dla wydawnictwa IDW. Jego styl jest specyficzny, może się nie podobać i prawdopodobnie właśnie to jest główną przyczyną tego, że Torres nie ma zbyt wielu zleceń. Przerysowana, brudna kreska, która w wielu miejscach przypomina rysunki Mike’a Mignoli. Lovecraftowskie potwory (w tym znany przez miłośników prozy H.P. Lovecrafta Shub-Niggurath) spod ręki Marka wyglądały jakby wyrwano je wprost ze stronic serii Hellboy. Żółwie w wykonaniu Amerykanina mają bardziej ludzkie kształty i o wiele bliżej im do sylwetek z ich najnowszego serialu animowanego, niż do ich pierwszych występów, jeszcze za czasów Mirage Comics.
Infestation 2: Teenage Mutant Ninja Turtles to naprawdę solidna lektura. Znakomite rysunki, które nadają komiksowi klaustrofobicznego klimatu są główną zaletą tej pozycji. Miniseria czysto rozrywkowa, która moim zdaniem miała ambicje, by być czymś więcej. Jeśli ktoś jest fanem grupy, to z pewnością powinien po nią sięgnąć, jeśli nigdy nie był amatorem Żółwich braci, to radzę się dwa razy zastanowić nad kupnem tej dwuczęściowej historii.
Autor: RemiRose