Zdążył minąć prawie rok od kiedy chwaliłem odziane w czerwoną okładkę Head Lopper & Wyspa abo Plaga Bestii. Była to prosta, pełna uroku opowieść, o barbarzyńcy, rozprawiającym się z przeciwnikami przez pozbawianie ich głów. Jeśli nie mieliście z nią kontaktu, polecam ten tytuł, albo przynajmniej jego recenzję mojego autorstwa, w której ze wszystkich sił starałem się przekonać czytelnika, że warto po niego sięgnąć. Komiks długo spoglądał na mnie z półki i ciągle przypominał wielką, znajdująca się na grzbiecie jedynką, że nie jest to ostatnia przygoda Norgala, Syna Minotaura, Egzekutora, Dekapitatora. Muszę przyznać, że historia zawarta w pierwszym woluminie zakończyła się w taki sposób, że choć z chęcią przeczytałbym więcej, to jednak nie wymagała ona kontynuacji. Po lekturze Head Lopper i Karmazynowa Wieża, głód na kolejne komiksy z serii wciąż pozostał, ale jednocześnie zastanawia mnie ile wytrzyma przedstawiona tutaj formuła i mam nadzieję, że autor ma pomysł na to, jak zamknąć tą serię.
Nie owijając w bawełnę, komiks utrzymany jest w tym samym stylu; zarówno opowieść, jak i jej oprawa graficzna, nie przeobrażają się zanadto w zeszytach zebranych w drugim tomie (#5-#8). Zmiany, które się pojawiają, nie są jakieś bardzo rewolucyjne i, jak dla mnie, niekoniecznie sprawiają, że kolejny Head Lopper jest komiksem lepszym. Mam wrażenie, że odpowiedzialny za rysunki i historię Andrew MacLean nie spoczywa na laurach i stara się uszlachetnić swoje dzieło. Czasem jednak, podczas nauki, zdarza nam się popełniać błędy. Opowiastka znów nie jest bardzo odkrywcza i jest raczej pastiszem na temat pulpowego fantasy, w rodzaju Conana Barbarzyńcy. Mimo to wciąż potrafi wciągnąć. Przeszkadzają tylko różne drobnostki, które całościowo mimo wszystko nie psują komiksu.
Z początku autor próbuje prowadzić parę przenikających się wątków. Parę wstępnych stron, na których to ma miejsce, sprawiają wrażenie bardzo niezgrabnych. Trochę tak, jakby ktoś zrobił zbyt gwałtowne cięcia w filmie. Przez to przedstawione sceny wydają się chaotyczne i tracimy poczucie tego, gdzie się one rozgrywają. Doświadczymy tego jednak tylko na początku komiksu. Kolejnym niezdarnym zabiegiem są elementy ekspozycyjne prezentowane na początku rozdziału, w którym mają zostać wykorzystane. Sugeruje to historię, która była pisana bez większego przemyślenia, tylko do końca najbliższego zeszytu. Ostatnią rzeczą, na którą muszę ponarzekać jest pewien regres w sposobie wizualnego opowiadania historii. Wciąż pojawiają się wspaniałe panele, które świetnie sugerują ruch. Autor musiał najwyraźniej usłyszeć na nie jakieś narzekania, ponieważ tym razem zostały one uzupełnione o, moim zdaniem, niepotrzebne cyfry, sugerujące kolejność w jakim miały odbywać się manewry. Jestem trochę zawiedziony, ponieważ nie jest to zabieg przyjemny wizualnie i psuje czystość prezentacji kolejnych kadrów.
Tyle z narzekania. Wciąż mamy do czynienia z więcej niż solidnym dziełem, które sprawny czytelnik połknie w jeden krótki wieczór (i może będzie miał jeszcze czas na to by obejrzeć jakiś film). Jest to świetny tytuł przygodowy i podobnie jak poprzednio mamy do czynienia z zamkniętą opowieścią. Tu poznajemy dalsze losy tajemniczej wojowniczki, która pojawiła się w Wyspie albo Pladze Bestii i to wokół niej koncentruje się główny wątek fabularny. Kontynuowane są więc wcześniejsze wątki, a ponadto autor sugeruje, że Głowa Agaty, która towarzyszy Norgalowi, nie jest tylko jakimś modnym, gadatliwym dodatkiem, który pasuje do przepaski biodrowej noszonej przez barbarzyńcę, ale czymś ważniejszym dla przyszłych losów serii. Dając tym samym nadzieję, na odrobinę głębsze intrygi, niż tylko te, opowiadające o kolejnym Złym zdekapitowanym przez głównego bohatera.
Head Lopper wciąż zachowuje intrygujący, płaski styl graficzny, stojący gdzieś w rozkroku pomiędzy Adventure Time a Mikiem Mignolą. W tej materii wciąż nie będzie to coś, co każdy pokocha od pierwszego wejrzenia. Ja nie mogę się na niego napatrzyć, w szczególności, że sprawdza się on świetnie w tandemie ze sposobem w jaki Andrew MacLean opowiada historię; parę ostatnich kadrów, które pojawiły się w epilogu, sprawiły że powiedziałem sobie w duchu: ale to dobre. W szczególności wzrok przyciąga skąpana w czerni i czerwieni okładka tomu. Ciężko znaleźć coś, co bardziej zachęciłoby mnie do zakupu. Świetnie działa tu jej matowe wykończenie, które nadaje tytułowi fakturę aksamitu. Jednocześnie nie lubi się trochę z kurzem, więc radzę uważać bo ciągłe ścieranie białych smug pojawiających się na jej powierzchni jest irytujące. Wygląda jednak pięknie.
Pokładam nadzieję w tym, że Head Lopper utrzyma w przyszłości wysoki poziom. Choć myślę, że drugi tom, jest odrobinę gorszy od poprzedniego, to nie jest to w żadnym wypadku zawód i moje czepialstwo wynika raczej z paru nie do końca fortunnych zabiegów formalnych, jakie wybrał twórca. Komiks ten zostawia mnie w tym samym miejscu, co rok temu: w wyczekiwaniu na dalsze przygody Norgala i Agaty. To, że chcę więcej jest dobrym znakiem i mam nadzieję, że fantasy w stylu barbarzyńców, nie znudzi mi się w najbliższym czasie. POLECAM! – tak, z wielkimi literami i wykrzyknikiem na końcu.