Wraz z drugim tomem komiksu Remendera i Tocchiniego, Głębia: Zanim Spali Nas Świt, wracamy do podwodnego świata. Czekałam na kontynuację tej historii z niemałym zainteresowaniem, zastanawiając się, co się stanie z nadzieją? Nie ma co ukrywać, że to właśnie ona jest głównym bohaterem całej historii, co się z nią zatem dzieje dalej?
Stel Caine napotyka trudności, przez które zaczyna tracić nadzieję. Jej syn zginął w Polumie, odnaleziona córka wyruszyła w swoją własną podróż, statek którym podróżuje nie ma wystarczających ilości paliwa i tlenu, aby dotrzeć na powierzchnię. Rozpacz po utracie Marika doprowadza ją do stanu, w którym cała misja przestaje mieć sens. Czy odnalezienie sondy warte było śmierci jej dziecka? Co z jej córkami? Czy w ogóle uda jej się dotrzeć do satelity, która może uratować całą ludzkość? Nadzieja może naprawdę okazać się matką głupców.
Kiedy Stel zmaga się z przeciwnościami losu i swoimi wątpliwościami, druga z jej córek walczy z nadzieją. Della, która trafiła pod skrzydła cesarza miasta Voldin, zajmuje się wybijaniem każdego płomienia nadziei pojawiającego się na mapie miasta. W niej samej nadzieja wydaje się żyć dalej, pomimo piastowanego przez nią stanowiska. Sprawy się komplikują, kiedy na celowniku rządu Voldin pojawia się jej kilkuletnia partnerka, malarka walcząca o nadzieję.
Nadzieja nadal gra główne skrzypce w całej historii. Ten tom poświęcony jest temu, jak to uczucie może zostać zduszone, zniszczone, zwalczone i porzucone. Stel prawie porzuca swoją nadzieję na uratowanie ludzkości; Della walczy z nią, rozdeptuje i zabija, aby utrzymać porządek w swoim mieście. Jedynym jasnym światełkiem w całym tomie jest Tajo, która wyrusza odnaleźć swoją siostrę, aby później dołączyć do matki. Nadzieja, nadzieja, nadzieja. Pomimo panującego przez tom motywu jej utraty, na sam koniec znowu ją odzyskujemy, a nasza podróż trwa dalej.
Remender zdecydował się pokazać nam w Zanim Spali Nas Świt kolejne podwodne stwory. Wprowadzenie kolejnego elementu fantastyki (wszak w pierwszym tomie mieliśmy do czynienia z syrenami – pół ludźmi, pół rybami) urozmaica wykreowany przez scenarzystę świat, czyniąc go nieco bardziej ciekawym niemalże na sam koniec. Dzięki nowym stworom uchyla nam rąbka nowego wątku w całej historii, który zapowiada zamieszanie w kolejnej odsłonie.
Jeśli chodzi o warstwę graficzną to mogę jedynie napisać, iż z miłym zaskoczeniem przywitałam kolorystę Dave’a McCaiga. Nie wiem, czy to jego zasługa, ale w tym tomie panele były dla mnie nieco bardziej czytelne. O ile palety barw używane przez Tocchiniego w pierwszym tomie były przepięknie dobrane, kadry czasami jawiły mi się bardziej jak bałagan w połączeniu Picassa i Pollocka niż szkic postaci, o których czytam.
Głębia: Zanim Spali Nas Świt utrzymuje poziom pierwszego tomu i nadal trzyma czytelnika w napięciu i ciekawości. Ten tom jest troszkę cieńszy od pierwszego (ma dwa zeszyty mniej), ale ja uważam, ze dobrze. Po akcji z Iluzji Nadziei potrzebowaliśmy trochę wolniejszego tempa. Zanim Spali Nas Świt utwierdza mnie jeszcze bardziej w przekonaniu, że Głębię warto czytać, choćby po to, żeby się dowiedzieć, co jeszcze Remender dla nas przygotował.