Uwierzcie lub nie ale nawet pisząc regularnie na łamach tego portalu zdarza mi się mieć dość historii o superherosach. Los wszechświata zupełnie mi wtedy wisi kosztem zejścia na ziemię i zobaczenia co dzieje się na ulicach miast, w autobusach, czy na uniwersytetach. Bo gdy właśnie tam skierujemy swoje spojrzenia, może się okazać, że omijała nas niezwykle interesująca historia. Nie z kosmologicznego lub dramaturgicznego punktu widzenia, a z czysto ludzkiego powodu. Bo wiemy jak to jest, potrafimy się z problemami identyfikować. Jeśli potrzebujecie takiej właśnie opowieści, pozwólcie że napiszę kilka zdań o Giant Days.
Pamiętacie ten moment, kiedy zaczynaliście zupełnie nowy etap swojej edukacji? Poznawanie nowych ludzi, wybadanie gruntu u kadry pedagogicznej, godzenie obowiązkowych zajęć z ciekawszymi sprawami itd. W tym momencie życia znajdują się właśnie nasze bohaterki. Esther, Susan oraz Daisy właśnie zaczęły naukę na uniwersytecie, gdzie oczywiście nic nie jest takie proste, jak się wydaje. A nawet jeśli jest, to przecież wszystko może się pokomplikować przy odrobinie ‘wsparcia’ najlepszych przyjaciół i własnych słabości. Bez względu na to, czy również jesteście na studiach, macie je dawno za sobą, czy dopiero zaczęto straszyć Was maturą, każdy znajdzie tutaj sytuację, przy której umysł nie zawaha się przypomnieć wyraźnie tego wstydliwego momentu. Może wydawać się, że płeć bohaterek w jakikolwiek sposób zdystansuje męską część do opowiadanej historii, cytując klasyka: nic bardziej mylnego. Anegdoty z uniwersytetu są tak uniwersalne (no pun intended), że każdy z panów odnajdzie tu coś dla siebie. Może nawet swoisty obiekt westchnień.
Królowe dramy, czy nie?
A o taki nie byłoby trudno, ponieważ każda z bohaterek ma w sobie „to coś”. Oczywiście podlane odpowiednią dawką nieprzystosowania do akademickiego życia. Mamy uroczą, ale zaskakująco naiwną Daisy Wooton, która ukochałaby wszystko i wszystkich, ale niestety na uniwerku mało kto podziela tę dewizę. Esther De Groot, post-gothkę o wrażliwym sercu i niezwykle bladej cerze, która próbuje zapomnieć o jedenastodniowej miłości „na całe życie”, oraz Susan Ptolemy, twardo stąpającą po ziemi, cyniczną everyday girl z pewnymi feministycznymi naleciałościami.
Dogadują się? Owszem. Jakim cudem? Pewnie same nie do końca to wiedzą. Wiedzą za to, że wskoczyłyby za siebie w ogień. Chociaż zazwyczaj niezbyt im się chce. Te właśnie charakterne młode kobiety będą stawać w szranki z wszelkimi przeciwnościami losu, takimi jak inni studenci, grypa, odwiedziny babci czy kupowanie papierosów. Brzmi przerażająco, jestem świadom. I właśnie dzięki tak gęstej akcji nie sposób było oderwać się przygód naszych protagonistek. Nie ma tutaj ani grama ironii. Opowieść jest opatrzona taką ilością humoru, że komiks łyka się na jednym, zaskakująco szybkim posiedzeniu. To wyborny komiksowy sitcom, pozbawiony na szczęście doklejonego śmiechu z puszki.
True Story – przeziębienie na studiach.
Giant Days wydaje się bardzo dobrym remedium na zapowiadanego swego czasu Archiego (którego może kiedyś jeszcze zobaczymy na rodzimym rynku). Teen drama może przeżyć swój nowy renesans za pośrednictwem świetnego serialu CW, dzięki czemu więcej czytelników będzie skorych do zainteresowania się tematem. No bo przecież kto z nas nie lubi czytać o sobie? Fajnie zobaczyć tłukących się herosów i batalie kosmiczne, ale życie dzieje się tutaj. I też potrafi zaciekawić.
Ogromną siłą komiksu jest też jego oprawa graficzna. Pracująca przy nim Lissa Treiman nie bez powodu piastuje stanowisko w oddziale Disney’a. Sama aparycja i projekty naszych postaci cieszą oczy. A gdy utalentowana rysowniczka wprawi je w ruch, nie sposób będzie oderwać wzroku. Swoista plastyka ciał wszystkich bohaterów oraz wyrazista mimika czyni każdą planszę niezwykle czytelną. Hiberbolizacja pewnych reakcji również dodaje pewnego humorystycznego sznytu. To opowieść działająca na czytelnika zarówno obrazem, jak i treścią. Mam nadzieję, że artystka zawita kiedyś do naszego kraju i nie omieszka opatrzyć mojego egzemplarza ślicznym rysunkiem.
Zdecydowanie Królowe Dramy.
Podsumowując. Jeśli potrzebujecie zabawnego, przystępnego, pięknie wykonanego i niezwykle uniwersalnego komiksu na przyjemne popołudnie, czy dowolną inną porę dnia, bez wahania sięgnijcie po Giant Days. To pozycja idealnie wpasowująca się w gusta zarówno wyjadaczy tego medium, jak i zupełnie nowych odbiorców, którzy nie chcą od razu wchodzić w wielkie, międzyplanetarne konflikty. Jeśli chcecie kogoś przekonać do komiksu, dzieło duetu Allison/Treiman sprawdzi się idealnie. A jeśli sami chcecie znaleźć w tym gąszczu coś świeżego, zróbcie to samo i sięgnijcie po wspaniałe „Giant Days”.