PANTEON / RECENZJE / FELIETONY / KOMIKSY / [RECENZJA] Giant Days: Bycie Miłą Nic nie Kosztuje

[RECENZJA] Giant Days: Bycie Miłą Nic nie Kosztuje

Minęło trochę czasu odkąd zajmowałem się jakimś komiksem. Nie tylko na łamach tego portalu, ale także prywatnie. I nie ma się czemu dziwić, wszak życie każdego studenta w ciągu czerwca (bądź września) oscyluje wyłącznie wokół pomyślnie zdanych egzaminów; a przynajmniej wokół dotrwania do końca semestru. Jak już kilkukrotnie uzmysłowiono czytelnikom, nie tylko oni mają takie problemy. Dokładnie z tym samym zagrożeniem mierzą się nasze ulubione studentki – Daisy, Esther i Susan, bohaterki serii Giant Days. A jak lepiej poprawić sobie humor, niż obserwując kogoś, komu nie idzie nawet bardziej?

Choć takie podejście może wydać się tutaj jak najbardziej właściwe, to nie pod tym kątem zamierzam opowiedzieć Wam o trzecim tomie Giant Days: Bycie Miłą Nic nie Kosztuje. Nowy rozdział perypetii trójki studentek, konfrontujących się z wymagającym życiem pośród kampusu trafił do mnie z bardzo szczególnego względu. Choć realizm prezentowanych sytuacji był zazwyczaj niepodważalny, a opowieści nie eksplorowały rejonów stricte fantastycznych, teraz swoista „akuratność” świata młodych ludzi uderzyła mnie jeszcze bardziej. Bycie Miłą Nic nie Kosztuje ukazuje takie rejony psychiki bohaterów, których zapewne sami woleliby nie eksplorować. Naiwne i impulsywne decyzje doprowadzają tutaj do zerwania silnych więzi, brak umiejętnego dobierania towarzystwa predystynuje do wpadania w złe zachowania, a przesadna otwartość wystawia na cel.

Jest to historia zaskakująco dojrzała, która nie traktuje swoich bohaterów jako fikcyjne postaci, a jak ludzi z krwi i kości. Zapewne niejednemu z Was przypomnieli o tej jednej koleżance ze szkoły średniej. Ten koleś, który siedział z tyłu klasy i rysował. Ta, która na każdej imprezie piła za dużo, albo ten typ, którego nie pamiętasz nawet jak poznałeś, ale zawsze mówi Ci cześć. To ci ludzie, kształtują rzeczywistość naszych bohaterów, wpływają na nich i sprawiają, że się zmieniają. Nie zawsze na lepsze. Nie dość że za rogiem czają się egzaminy końcowe, nadchodzą wybory, a wraz z nimi walka o stołki. W takiej walce, rzadko opłaca się grać czysto. Ciężko nie odnieść wrażenia, że czytelnik, jak i w pewnym sensie sama opowieść, dojrzewa wraz z naszymi bohaterkami. Nie będę opowiadał, jaką przemianę każda przechodzi z osobna, jednak może okazać się, że całą przebytą drogę, wieńczy ślepy zaułek.

Allison uosabia sobą rzadko spotykany talent, dzięki któremu w kilku skrajnie różnych od siebie postaciach, można odnaleźć kawałki samego siebie. Podobieństwa te objawiają się w najmniej oczekiwanych momentach, zadając pytanie: Ale czy i ja bym się tak nie zachował? Po czyjej stronie mam stanąć, skoro obie mają racje? Choć nie doszukiwałem się tutaj potwierdzenia w dokumentacji, jestem prawie pewien, że co najmniej kilka postaci obecnych na stronicach Giant Days Allison widywał regularnie, chcąc tego czy nie. Jeszcze więcej stanowi wizualizację jego własnych potrzeb, lęków i skrywanych fantazji. Nie bez przyczyny istnieje przekonanie, że każdy pisarz tworzy przede wszystkim dla siebie i o sobie. Trzeci tom historii studentek odbił się na mnie o wiele bardziej emocjonalnie, niż mogłem zakładać, biorąc do ręki komiks zatytułowany Bycie Miłą Nic nie Kosztuje. I nawet pomimo tego faktu, zaczynam kwestionować, czemu kilka lat temu nie byłem gotów zapłacić tej nieistniejącej ceny…

Oczywiście nie chcę też stworzyć wizji świata, w której czwarty tom Giant Days jest egzystencjalnym dramatem, cięższym niż filmy Bergmana. Humor, który regularnie dodawał swobody i uroku opisywanym zajściom, nigdzie nie zniknął. Wciąż jest wszechobecny, nadal tak uroczy jak wcześniej, ale przede wszystkim, jak zwykle wszechstronny. Niezręczne żarciki słowne Daisy, swoista nieporadność Esther czy cyniczna troska Susan, wciąż się pięknie uzupełniają. Wątpię by w najbliższym czasie to się zmieniło; nie wyobrażam sobie by w wiarygodnym świecie dwudziestko-kilku latków miałoby zabraknąć miejsca na nieskrępowaną radość. Bohaterowie tła również dostają w tym tomie kilka okazji, by zabłysnąć swoją komediową stroną, choć jak nadmieniłem wcześniej, będą raczej przyczynkami do daleko idących zmian. Tych prześmiewczych i kuriozalnych, jak i tych druzgocących.

Tak samo jak humor, jakość komiksu nie spada również pod względem oprawy wizualnej. Na plastyczne i stylowe rysunki Maxa Sarina wprost nie idzie się napatrzeć, a uczucie oglądania storyboardów do nowego filmu Disney’a jest nieuniknione. W kontrze do samej fabuły, ciężko mówić tutaj o jakiejś ewolucji, przez co i liczba moich zachwytów zostanie zredukowana. Wszak po co trzeci raz pisać dokładnie to samo. Niemniej jednak, artysta dostaje swoje pięć minut, by wyraźnie zaznaczyć swoją obecność i fakt, jak istotną rolę spełnia w tej opowieści. Nie zdradzając co zaszło w życiu jednej z bohaterek, powiem tylko, że udaje się na „nocne zakupy”, odkrywając przed sobą nieznany wcześniej wymiar niewyspania. Tutaj Pan Sarin mógł puścić wodze fantazji i niczym sam mistrz Dali, powykrzywiać rzeczywistość. Znajome obiekty zaczynają się zniekształcać, wytyczone ścieżki plątać, a rozum śpiąc, budzić demony. Jeśli pamiętacie scenę z różowymi słoniami z „Dumbo”, tutaj poczujecie się podobnie. I już nigdy nie będziecie wybierać się po zakupy, po kilku nieprzespanych nocach.

Mimo że objętość tej recenzji znacząco odstaje od tekstów, które zwykle tu publikuję, niech nie świadczy to o skali opowieści. Bycie Miłą Nic nie Kosztuje okazało się bowiem nie tylko historią o ogromnym potencjale emocjonalnym, ale też jednym z większych zaskoczeń tego roku. Przy całej sympatii i zaufaniu jaką darzyłem tę serię od samego jej początku. Komiks Allisona, niczym TARDIS Władców Czasu przenosi nas w czasy, zdawałoby się, zamierzchłe. Do momentów, kiedy najmniejsze decyzje determinowały naszą przyszłość, nie manifestując tego od razu. Do czasów, kiedy drobnostki stawały się katastrofami, a katastrofy malały w oczach. Trzeci tom Giant Days już teraz wspięło się na szczyt moich corocznych rankingów, a poprzeczka zawieszona konkurencji, zapewne przez długi czas nie zostanie przeskoczona.

AUTOR Chester

Ten koleś, który póki co niczego nie osiągnął, ale ma parę planów i lubi dzielić się swoją opinią.

PRZECZYTAJ TAKŻE

[RECENZJA] Coś zabija dzieciaki tom 4

Nic nie stało na przeszkodzie, by trzeci tom serii pt. Coś zabija dzieciaki był jednocześnie …

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *