PANTEON / RECENZJE / FELIETONY / KOMIKSY / [RECENZJA] Fantastyczna Czwórka tom 2

[RECENZJA] Fantastyczna Czwórka tom 2

Fantastyczna Czwórka według Jonathana Hickmana to jeden z tych komiksów, które wydawnictwo Egmont zdaje się traktować co najwyżej jako uzupełnienie swojej oferty. Priorytet mają aktualne nowe serie albo te albumy, których premiery uda się zgrać z premierami powiązanych z nimi filmów i seriali. Jako że omawiany run w Czwórce nie kwalifikuje się do żadnej z tych kategorii – zebranemu materiałowi stuknęło już ponad dziesięć lat, a kolejna ekranizacja przygód najstarszej superbohaterskiej drużyny Marvela wciąż znajduje się w powijakach – ukazuje się od święta, w długich odstępach czasowych. Pierwszy tom wpadł w ręce czytelników w listopadzie 2021 roku, drugi dopiero trzynaście miesięcy później. Było na co czekać?

Bezpośrednio po lekturze “jedynki” nie miałbym raczej co do tego większych wątpliwości. Choć przywykłem do nieco pogodniejszych, naiwniejszych historii z udziałem tej familii (bardzo lubię nie tylko klasyczne fabuły Stana Lee i Jacka Kirby’ego, ale także ich późniejsze kontynuacje pióra Johna Byrne’a czy Walta Simonsona), współcześniejszej wizji Hickmana nie dało się odmówić autorskości i ambicji. Z idei oryginalnych twórców scenarzysta odpowiedzialny m.in. za znakomity relaunch X-Men (którym zachwycałem się tutaj) pozostawił sam trzon, czyli rodzinne relacje. Odrzucił zaś estetykę kampowej space opery na rzecz rasowego science-fiction, zastanawiającego się nad politycznymi i etycznymi konsekwencjami przedstawianych scenariuszy zdarzeń. 

W drugim tomie sagi Hickmana dochodzi do małej rewolucji i zastąpienia jednego z oryginalnych założycieli… Spider-Manem (zauważam pewną zależność, że każdy ceniony następca Lee i Kirby’ego w serii o Fantastycznej Czwórce musiał namieszać po swojemu w składzie drużyny, przykładowo Byrne wcisnął do niego She-Hulk, Simonson Sharon Venturę). Co więcej, scenarzysta decyduje się na przemianowanie grupy, z czym wiąże się także przemianowanie tytułu periodyku – Fantastic Four dobiega tymczasowo końca, a w zamian pojawia się FF (od “Future Foundation”, założonego przez Reeda think tanku dla młodych geniuszy). 

Restrukturyzacja rozproszyła uwagę na nieco większą grupkę postaci. Oprócz trójki liderów, Valerie, Franklina i wspomnianego Pająka, do głosu dochodzą jeszcze chociażby Nathaniel Richards (ojciec Reeda), Dragon Man (cyborg o ciele olbrzymiego potwora), Doctor Doom (jego raczej nie muszę nikomu przedstawiać) czy też Alex Power z Power Pack (którego mogliście poznać w grudniowej Masakrze mutantów). Rosnąca rola dzieciaków wpływa również na ton cyklu. Wciąż sporo tu ciężaru (wystarczy napomknąć, że regularnie powracającym motywem są rozważania nad moralnością unicestwiania całych planet), ale barwność i różnorodność członków fundacji równoważą go niewymuszonym humorem. Wszak zrozumiałe jest to, że młodość rządzi się swoimi prawami i nawet kilkuletnie tytany umysłu potrzebują trochę oderwania i zabawy. Komizm u Hickmana wydaje się czasem może mało wyszukany, ale z drugiej strony przypomina, że to nadal stara dobra Fantastyczna Czwórka, w której Namor simpuje Sue, Galactus pożera gwiazdy i planety, a Doom snuje skomplikowane intrygi.

Autor ponownie daje jasno do zrozumienia, że bardziej niż narwany Johnny czy roztrzepany Franklin interesują go genialny Reed oraz wybitna jak na swój wiek Valerie. Żeby znaleźć się w centrum jego uwagi trzeba niestety posiadać ponadprzeciętnie wysokie w skali galaktycznej IQ. Jednocześnie rzuca się w oczy, że stara się ugłaskać fanów Bena Grimma oraz zbudować ciekawy wątek wokół Niewidzialnej Kobiety. Sęk w tym, że chyba nie najlepiej się w tym czuje.

Po dobrnięciu do końca drugiego tomu, mimo że lektura przebiegła dla mnie sprawnie i przyjemnie, doszedłem do wniosku, że wolę jednak tego Hickmana, który podobnie jak w Rodzie X / Potęgach X skupia się na światotwórstwie i kreśli własne koncepty, zamiast, jak w Fantastycznej Czwórce, opierać się na terminologii z dziedziny fizyki i próbować naukowo wyjaśniać swoje kolejne abstrakcyjne pomysły związane z multiwersum i czasoprzestrzenią. Tłumaczenie poprzez dialogi Valerie z Reedem i innymi omnibusami zaawansowanych procesów, ani nie niesie wartości edukacyjnej, ani rozrywkowej – bo w takiej formie, gdy nie jest wsparte obrazowym, kreatywnym objaśnieniem (na które przecież pozwalałoby komiksowe medium), stanowi pustosłowie, po których tylko wodzi się wzrokiem. I w dużej ilości męczy, tak jak męczyły egzaltowane przemyślenia o nieszczęśliwej miłości w superbohaterskich magazynach z lat 60.

Recenzja Fantastyczna Czwórka tom 1

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.

AUTOR Maurycy Janota

Wsiąknął w komiksy za sprawą legendarnego runu Franka Millera w serii o Daredevilu. Odkąd przeczytał wszystkie historie z udziałem Matta Murdocka i Elektry, zabija czas na różne sposoby. Pisze opowiadania, po raz setny wraca do oryginalnej trylogii Star Wars lub ogląda horrory studia Hammer.

PRZECZYTAJ TAKŻE

[RECENZJA] Strażnicy. Rorschach

Doświadczenie mówi, że dopisywanie kolejnych rozdziałów i reinterpretacji do świata Strażników Alana Moore’a raczej nigdy …

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *