PANTEON / RECENZJE / FELIETONY / KOMIKSY / [RECENZJA] Dozorca: Nie wszystko złoto

[RECENZJA] Dozorca: Nie wszystko złoto

Mimo wielu kampanii zachęcającym społeczności do tolerancji na inność, niecodzienne cechy wydają się nie być w pełni akceptowalne. Zarówno przez osoby trzecie, jak i bliskie posiadaczowi takiej właściwości. Brak akceptacji jawi się również u samego zainteresowanego. Czasami w zasadzie słusznie, bo kimże by był człowiek akceptujący swój pociąg do mordowania, bądź innych, karygodnych zachowań? Miejscami jednak brak samoakceptacji potrafi być bardzo krzywdzący, nie tylko dla samej, nietolerującej siebie osoby, ale również dla jego bliskich (ale nie tylko).

Chcecie przykładu? Proszę, oto przypadek przedstawiony przez duet Sztybor & Shavrin na łamach komiksu Dozorca: Nie wszystko złoto. Komiksu, który na polskim rynku niedawno zadebiutował dzięki wydawnictwu Non Stop Comics. Kto w tym duecie odpowiada za scenariusz, a kto za rysunki? To ciężko stwierdzić mając do dyspozycji jedynie polskie wydanie, o którego jakości wypowiem się w dalszej części tego tekstu.

Dopiero po wyszukaniu pozycji w internecie dowiadujemy się, że autorem scenariusza jest Pan Bartosz Sztybor (nie wiem czemu, ale dopóki nie dowiedziałem się, że autor jest mężczyzną, myślałem, iż czytam pracę kobiety – nie, że po jakości jakoś przyszywam łatki płci, po prostu tak sobie myślałem… nie wnikajmy), polski scenarzysta, który na swoim koncie ma nie tylko tekst do wielu polskich komiksów (oraz ilustracje w Muchach z 2008 roku), ale również odpowiada za dwa (jak podaje Wikipedia) skrypty filmowe. Można więc założyć, że dzięki swojemu doświadczeniu stworzył fantastyczną historię, pracując nad Dozorcą. Niestety, założenie to, w trakcie lektury szybko okazuje się nieprawdziwe. Nie żeby historia była zła; czyta się ją bardzo przyjemnie, jednak sam komiks odbiera się jako odcinek jakiegoś serialu, jakby miała powstać kolejna część. Może co prawda tak być, jednak sposób w jaki wytłumaczone są pewne rzeczy jest tak amatorski, że śmiało pozwolę sobie powiedzieć, iż Pan Bartosz w kilku miejscach po prostu odwalił fuszerkę.

Historia Dozorcy: Nie wszystko złoto skupia się wokół chłopaka imieniem Dot oraz paczki jego kumpli. W mieście zaczyna grasować dziwna kryptyda, a nasz bohater dowiaduje się, że jest z nią w pewien sposób powiązany. Odkrywa również u siebie nietypowe umiejętności. Lekceważąc te niecodzienne wydarzenia, niejako przyczynia się do dalszych, bestialskich ataków potwora. W pewnym momencie jednak na jego drodze pojawia się ktoś. Ktoś, kto uświadamia mu, że owe umiejętności sądzą o jego przeznaczeniu. Przeznaczeniu, którym jest walka z bestią.

I o ile nie mam nic do historyjki o potworze oraz walce z nim, bo ta jest bardzo przyjemna, tak sposób w jaki scenarzysta tłumaczy nam rolę Dota w tym pojedynku tak bardzo wybija z rytmu, tak irytuje… Wydawać by się mogło, jakby autor do końca nie bardzo wiedział jak wytłumaczyć pewne założenia i na dzień przed wydaniem komiksu dopisał te kilka dialogów, wymyślonych podczas wchodzenia do swojego gabinetu, znajdującego się w pokoju obok. Naprawdę, nie jestem w stanie pojąć, jak doświadczony scenarzysta może odpowiadać za rozwiązania fabularne, przywodzące na myśl zachowanie dziecka, które nie chcąc przegrać w jakiejś grze na szybko wymyśla nową zasadę (np. piłka wpadła do bramki, gdy ten bronił, wcześniej uderzając o poprzeczkę, co skutkuje szybkim wykrzyczeniem zasady „od poprzeczki się nie liczy”).

Jednakże przymykając oko na te niedoskonałości (łagodnie mówiąc) zdamy sobie sprawę, gdzie autor poświęcił najwięcej czasu pisząc scenariusz. Swoją uwagę skupił ewidentnie na postaciach wchodzących w skład paczki naszego bohatera. Każdy z nich ma swój ukształtowany charakter, poznajemy też historię jednego z nich, dzięki czemu w trakcie całej opowieści możemy nie tylko ich polubić, ale w pewien sposób zrozumieć, ale i docenić. Warto też wspomnieć o języku komiksu, który nie stroni od slangu (udanego) i wulgaryzmów, które idealnie wpasowują się w prezentowany przez duet świat.

Duet, w którym Bartoszowi Sztyborowi partnerował Ivan Shavirn, utalentowany rosyjski ilustrator, na którego temat jednak nie znalazłem zbyt wielu informacji. Nie znam więc jego doświadczenia, ale obserwując jego pracę, ale nie tylko tę wykonaną przy omawianym w tym tekście komiksie, mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że jest to artysta przez duże A. Styl, jaki Shavirn obrał podczas prac nad Dozorcą: Nie wszystko złoto robi niesamowite wrażenie. Rysownik raczy nas ilustracjami wyglądającymi jak niedokończone rysunki, w wielu miejscach mamy wrażenie, że widzimy jedynie szkice właściwych kadrów. Mając na względzie to co napisałem wcześniej o scenarzyście i jego brakiem czasu na dopracowaniu pewnych elementów, aż prosi się powiedzieć, że rysownik miał podobnie, że widzimy nie koncepcję, a faktycznie szkice, które trzeba było wrzucić, bo terminy gonią.

W tym wypadku, to nawet jeśli tak by rzeczywiście było, nie odbiera to żadnej przyjemności z pochłaniania Dozorcy: Nie wszystko złoto. Jest wręcz przeciwnie. Prace Shavirna stanowią niesamowite doświadczenie dla oczu i duszy miłośników komiksów. Widok poszczególnych kadrów budzi w czytelniku fantastyczne odczucia, wywołując chęć oprawienia ich w ramki i zawieszenia na ścianach obok dzieł Matejki (no może przesadzam, ale chyba rozumiecie o co mi chodzi). Jeśli tylko nadarzy się okazja, aby skonsumować oczyma kolejne prace tego rysownika, na pewno z niej skorzystam. Tak niesamowite wrażenia mi zaserwował. Dziękuję Panu z całego serduszka.

Na wstępie obiecałem powrócić do samego wydania komiksu. Otóż, jak już wspomniałem, komiks nie zawiera żadnych informacji o autorach, za wyjątkiem nazwisk nad tytułem. To wszystko, zero opisu na białej stronie, na której znalazło się jednak miejsce dla redakcji… Komiks nie zawiera też żadnego streszczenia, opisu fabuły, które mogłoby nas zachęcić do sięgnięcia po tę pozycję – ograniczono się jedynie do cytatu (ale nie podpisanego, nie wiem kto go wygłosił) mającego zachwalać tę pozycję, jako „Nową jakość europejskiego komiksu”. Ale czy to na pewno pochwała? Może chodziło o słabą jakość scenariuszową? Żartuję oczywiście (a może nie?). Do pozostałych aspektów wydania nie mam już żadnych zaostrzeń, choć gdzieś się zdarzyło zgubić literkę. Twarda oprawa, solidny wydruk, dobrej jakości papier. Technicznie jest tip top.

Zatem; czy Dozorcę: Nie wszystko złoto Ciężko powiedzieć. Nie jest to żadne wybitnie fabularne dzieło; ot przyjemne, fantastycznie zilustrowane fantasy z wieloma okropnymi niedociągnięciami. Cena okładkowa również nie zachwyca, bowiem historia jest dosyć krótka, czyta się ją spokojnie w mniej niż godzinę, podczas gdy wiele historii zajmujących znacznie więcej czasu można nabyć w tej samej kwocie (i nie mówię tu o polowaniu na promocje). Jeśli szukasz odskoczni od historii superbohaterskiej, chcesz przeczytać coś w miarę szybko to jasne, weź w ręce Dozorcę. Jeśli chcesz doświadczyć czegoś nowego w aspekcie ilustracji, również śmiało do niego sięgnij. Ja przeczytałem i nie mogę powiedzieć, że żałuję. To było przyjemne doświadczenie.

AUTOR Łukasz Gądek

W czasach, gdym jeszcze dziecięciem był, kiedy światło dzienne ujrzała moja pierwsza kreskówka, jeden z moich kolegów nazwał mnie "polskim Stanem Lee". Dziś, po latach, pragnę naprawdę zasłużyć na ten przydomek.

PRZECZYTAJ TAKŻE

[RECENZJA] Coś zabija dzieciaki tom 4

Nic nie stało na przeszkodzie, by trzeci tom serii pt. Coś zabija dzieciaki był jednocześnie …

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *