Świat jest pełen brutalnych dupków, którzy wykorzystują słabszych. Czas więc załadować rewolwer, napełnić bak opancerzonego mustanga i sprawić, by sprawiedliwości stała się zadość. Brzmi jak scenariusz filmu grindhouse? Takie właśnie jest Death or Glory.
Komiks opowiada historię tytułowej Glory. Ta wychowywana gdzieś na skraju cywilizacji amerykańskich autostrad, daleko od wielkich miast, jak najdalej od czujnego oka rządu, czy korporacji, stara się teraz ratować swojego ojca. Ten potrzebuje przeszczepu wątroby. Jednak lata pozostawania poza systemem sprawiły, że jedyny sposób na to by zdobyć na to pieniądze nie jest ani bezpieczny ani do końca legalny. Choć ciężko nazwać kradzież pieniędzy złoczyńców za rzecz niesprawiedliwą.
Scenariusz, którym raczy nas Rick Remender raczy nas fabułą zaczerpniętą niczym z kultowego filmu akcji ze znaczkiem tylko dla dorosłych. Jest to pulpowa historia, w której mamy do czynienia z mocno przerysowanymi postaciami, dużą doza przemocy i pewną dawką niedorzeczności. Już na pierwszych stronach, mamy do czynienia z zabójcą, który posługuje się zbiornikiem z ciekłym azotem jak pistoletem. W jednych aspektach jest więc niezbyt subtelnie, z drugiej strony postacie potrafią być nieźle scharakteryzowane. Główna bohaterka jest bardzo sympatyczna, ale jednocześnie przez to jak została wychowana nie odznacza się specjalnie wysoką inteligencją.
Pierwszy tom dobrze zawiązuje historię i bardzo sprawnie ją prowadzi, wypełniając po brzegi akcją. Przemknąłem przez jego 152 strony błyskawicznie. Jest tu parę głupotek, które trochę mocniej mnie ubodły – kuloodporne szyby nie działają tak jak przedstawiono to w komiksie i jest dziwna scena, w której gość trzyma się podwozia szybko jadącego samochodu, ale wszystko trzyma się konwencji. Narzekał na nie więc mocno nie będę, ale wiedzcie, że króluje to filmowa umowność.
Osobny akapit jak zwykle należy się oprawie graficznej. Rysunki Bengala są przepiękne. Na pierwszy plan wybijają się bardzo ekspresyjne twarze i kobiety rysowane w stylu przypominającym pin up. Dodajmy do tego bardzo dynamiczne samochody i klimat amerykańskich, niekończących się autostrad wylewa się z kadrów jak piwo z przewróconej ciężarówki, która wylądowała na poboczu. W każdym kadrze czuć mistrzostwo w operowaniu obrazem. I właśnie rysunki były jedną z rzeczy, które spowodowały, że poprosiłem akurat o ten komiks do recenzji. Już na pierwszy rzut oka prezentował się interesująco.
Co do polskiego wydania, to mam jeden minus i naprawdę sporo plusów. Może zacznijmy od złej wiadomości. W kopii, którą otrzymałem natknąłem się na jeden poważny błąd. W dymku na koniec trzeciego rozdziału, zamiast dialogu widniało czerwone „brak tekstu”. Wyłowiłem to już przy pierwszym przekartkowaniu Death or Glory. Dialog nie jest jakiś kluczowy, więc przez chwilę trwałam w konsternacji, zastanawiając się, czy nie jest to jakiś awangardowy zabieg artystyczny (kompletnie nie pasujący do tonu komiksu). Ostatecznie jednak skonsultowałem bywalców internetu, którzy przedstawili mi skan angielskojęzycznej strony, w którym na którym widnieje zwyczajny dialog. Więcej grzechów nie zauważyłem.
Tomik oprawiony jest w przyjemną w dotyku satynową miękką okładkę (uwaga na tłuste paluchy), na dobrej jakości papierze. Na to, że klejony narzekał nie będę, bo żaden komiks wydany przez Non Stop Comics jeszcze mi się nie choruje na syndrom wypadających kartek. Mam też wrażenie, że wydawca coraz lepiej radzi sobie ze składem tekstu. Fonty są dobrze dobrane, a niektóre kadry zostały zmodyfikowane, tak by tekst lepiej mieścił się w dymkach. Za co będę zawsze chwalił. Unikamy tym samym sytuacji, w których dialogi albo rozpychają dymek, albo unoszą się w jego wielkiej białej pustce. Są to rzeczy na które warto zwracać uwagę, bo wybijają się wtedy, kiedy zostają zaniedbane. I gdyby nie ta jedna wcześniej wspomniana wpadka, to nad jakością wydania bym się rozpływał.
Jeśli szukasz lekkiego komiksu w stylu kina Tarantino, to Death or Glory jest dobrym wyborem. Jest to niewymagająca lektura, nad którą łatwo się odprężyć. Polecam.