PANTEON / RECENZJE / FELIETONY / KOMIKSY / [RECENZJA] Deadpool Classic Tom 2

[RECENZJA] Deadpool Classic Tom 2

Na wstępie nieskromnie nadmienię, że zapewne nikt na tej witrynie nie pisał o Deadpoolu więcej niż ja. Wszystkie 6 tomów z Marvel NOW, czy kinowy film z Ryanem Reynoldsem zostały już omówione, więc gdy nadarzyła się okazja ugryźć temat klasycznych przygód Wade’a nietaktem wręcz byłoby odmówić. Niestety nie miałem pojęcia, że sięgając po drugi tom Deadpool Classic wpakowałem się w sprawę o wiele bardziej niebezpieczną niż przejście osobiście przez cały program Weapon X. Ale zacznijmy od początku.

Co działo się w pierwszej odsłonie klasycznych przygód Wade’a jest zupełnie nieistotne. Tom drugi stanowi bowiem odrębną opowieść. Nasz bohater zdaje się tracić swoją zdolność regeneracji, a jako że w jego fachu to nieoceniony atut, należałoby się upewnić, iż gen samoleczenia nigdzie się nie wybiera na stałe. Szczęśliwym zbiegiem fabularnych okoliczności, bliski członek rodziny ukochanej Deadpoola – Siryn, zdaje się posiadać odpowiednie kwalifikacje, by pomóc. Oczywiście nic nie jest tutaj zbyt proste, Wade musi wyruszyć w misję rodem z gier RPG. Pokonać kilku anonimowych bossów, zdobyć krew Hulka, ‘bliżej poznać’ kilka atrakcyjnych kobiet i może po drodze nauczyć się kilku ważnych rzeczy o wielkiej mocy i jeszcze większej odpowiedzialności. Jednakże wspomniane wyżej sesje RPG mają nad Deadpool Classic jedną przewagę. Bywają ciekawe.

Muszę w tym miejscu niestety uspokoić przesadnych entuzjastów Najemnika z Nawijką, którzy każdą historię o jego przygodach widzą tak, jak kreują je obecne komiksy. Wade zaczynał zgoła inaczej niż może wynikać z jego obecnego popkulturowego statusu. Choć kilka cech zdaje się być niezmiennych, ogólna charakterologia z wczesnych lat dziewięćdziesiątych znacząco odbiega od smutnego klauna jakiego znamy dziś.

To okres kiedy każdy mężczyzna miał posturę niczym trzydrzwiowa szafa, jego ramię i uda czterokrotnie przekraczały obwód głowy, a jedyne co chciał robić całe dnie to rozłupywać czaszki oponentom, będąc odzianym w idiotyczny i przesadnie jaskrawy strój (najlepiej z naramiennikami). Niestety nie inaczej było z Deadpoolem. Fakt, niejeden żart zostanie nam zaserwowany, jednakże nie są to żarty na jakimkolwiek poziomie. O ile wasza definicja humoru nie została sformowana w okolicy czwartej klasy szkoły podstawowej, nie liczcie na solidny zestaw uśmiechów. Próżno tu niestety szukać czegokolwiek innego, za co można polubić protagonistę. Po lekturze nie jestem w stanie podać ani jednej cechy charakteru jaka definiowałaby tytułową postać.

Jedyne skojarzenia jakie przyszły na myśl pochodzą ze zgoła innej dekady. A to nie o tym Wilsonie mowa. Ot szwenda się od lokacji do lokacji, kogoś pobije, kogoś obrazi, zawiesi oko na jakiejś ponętnej damie i tyle go widzieli. Możliwe, że uznacie to za lekkie koloryzowanie. Siryn, która chyba kochała Deadpoola, ale tak nie do końca, masę anonimowych złoczyńców o posturze Hulka i strojach, które nawet u Roba Liefelda wywołałyby spazmatyczny chichot, czy fatalną parodię stylu Franka Millera z okresu Sin City.

Oczywiście choroba lat ’90 tyczy się nie tylko wołających o pomstę do nieba fabuł, ale też oprawy wizualnej.  Dwie dekady temu o wiele łatwiej było dostać się do przemysłu komiksowego, wszak bardzo często nie wymagało to żadnych kwalifikacji na tym polu. O jednym z takich ‘artystów’ już niedługo się rozpiszę, ale teraz skupmy się na brygadzie rysowników, którzy swymi rysikami przyozdobili białe kartki rodzącej się sagi Wade’a Wilsona. Niestety nie będę w stanie omówić każdej persony z osobna, gdyż  styl każdego z nich wydaje się niemal niemożliwy do rozróżnienia.

Dopóki nie zacząłem pisać tych słów nie miałem świadomości, że za tę opowieść odpowiada więcej niż jedna osoba. Wtedy o wiele łatwiej byłoby mi ukierunkować swoją silną niechęć. Ja rozumiem, czasy czasami, ale historia sztuki uczy, że nie każdy musi iść tym samym torem, co poprzednicy. Nie szukam tutaj nowych manifestów artystycznych, ale zbiera mi się na estetycznego bełta obserwując krzykliwe i kanciaste bryły, próbujące udawać postaci.

O tym, że swego czasu można było kaleczyć palce o żelowane włosy bohaterów komiksowych i gwiazd muzyki pop, powstał niejeden mem. Jednakże patrząc na to, jak kreuje się bohaterów komiksowych w Deadpool Classic odnoszę wrażenie, że dotykając ich bicepsów można te palce całkowicie odciąć. To niestety widoczny efekt sposobu w jaki niegdyś rysowano ludzkie sylwetki. Ot rysowano nagą postać ludzką, na którą potem nakładano kostium bądź zbroję. Innymi słowy, nie ma co liczyć na żadną fakturę materiału, czy choćby półcień. Kostium przylega do ciała jakby pakowano go próżniowo, lecz i tak można w nim robić poczwórne salta i przede wszystkim napinać gigantyczne bice. Choć to i tak tylko jedno z zażaleń. Kadrowanie konkretnych scen sprawia, że stają się one zupełnie nieczytelne, mimika nie pozwala stwierdzić, czy obserwujemy szok, rozbawienie, czy smutek, a jaskrawe kolory zdają się krzyczeć prosto w twarz czytelnika. Nie tego szukałem.

Choć zazwyczaj staram się opisać jak najwięcej elementów komiksu, tutaj zwyczajnie nie daję rady. Ciężko mi bowiem znaleźć słowa opisujące jakim rozczarowaniem okazał się drugi tom Deadpool Classic. Jeśli szukacie tutaj esencji tego, za co kochacie Wade’a Wilsona poszukajcie tomów bliższych współczesności. TO idealny dowód na podparcie tezy, że Deadpool miał do przejścia jeszcze długą drogę zanim stał się taką ikoną popkultury, za jaką jest uważany dzisiaj. Nie każdy początek bywa obiecujący i nie o każdym dobrze pamiętać. Każda gwiazda rocka miała kiedyś problem z podstawowymi akordami. Ta tutaj musiała najpierw zerwać wszystkie struny zanim wydobyło się z jej instrumentów coś przypominającego  muzykę.

AUTOR Chester

Ten koleś, który póki co niczego nie osiągnął, ale ma parę planów i lubi dzielić się swoją opinią.

PRZECZYTAJ TAKŻE

[RECENZJA] Amazing Spider-Man J. Michaela Straczynskiego. Tom 1

Co to było za fascynujące doświadczenie! Zdawałem sobie sprawę z dość pozytywnego odbioru runu J. …

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *