PANTEON / RECENZJE / FELIETONY / [RECENZJA] Daredevil: sezon 3

[RECENZJA] Daredevil: sezon 3

Jest pewna niepisana zasada, do której stosują się kolejni scenarzyści komiksowego Daredevila. Zakłada ona, że wieńczący swój aktualny run autor musi postawić Matta Murdocka w sytuacji bez wyjścia, a następcy rzucić w ten sposób wyzwanie, z którego może wybrnąć z mniejszą lub większą gracją. Twórcy seriali Marvela od Netfliksa niejako przełożyli ją na kreowane przez siebie uniwersum, komplikując życie niewidomego prawnika w finale The Defenders.

Drugi sezon Daredevila, choć nadal prezentował dość niezły poziom, był jednak w pewnym stopniu rozczarowaniem. Nierówne tempo, poszatkowana fabuła i brak charyzmatycznego antagonisty zgubiły zarówno tę produkcję, jak i wspomniany wyżej crossover. Jeph Loeb i spółka także musieli to zauważyć, bo zdecydowali się odsunąć showrunnera obu tych seriali, Marco Ramireza, od dotychczasowego stanowiska. Do pracy nad kontynuacją losów „Człowieka nieznającego strachu” zatrudniono Erika Olesona, który odpowiadał wcześniej za m.in. The Man in the High Castle. Wszystkie sygnały wskazywały na to, że nowy głównodowodzący za cel przyjął sobie powrót do korzeni – Daredevil pod jego wodzą znowu miał stać się ponurym, przyziemnym thrillerem.

Wątek klanu ninja The Hand odszedł więc w zapomnienie, z większą rolą powrócił Wilson Fisk, a Matt pożegnał się z czerwoną zbroją. Wydarzenia z Defenders również dość szybko odkręcono – na samym początku dostajemy zaledwie kilka słów wyjaśnienia i nikt później nie wraca już do tematu. Bardziej dobitnie nie dało się zatem pokazać, że twórcy chcą, aby nowe odcinki Daredevila nawiązywały do klimatu wyśmienitego inicjalnego sezonu. Ten miał jednak inspirować się innymi komiksami. Pierwszy czerpał garściami z The Man Without Fear Franka Millera, trzeci zaś zapowiadał się na dość wierną ekranizację Born Again tego samego autora.

Oleson postanowił zaryzykować i włożył w tę historię więcej wysiłku. Nie bawił się w kopiowanie słynnego komiksu i adaptowanie go kadr po kadrze. Z Born Again wyciągnął jedynie esencję i podstawowe założenia. Podobne elementy, takie jak beznadziejne położenie Murdocka, duży udział jego przyjaciół, którzy próbują w legalny sposób walczyć z Fiskiem, czy też ogólne poczucie bezradności wobec ogromnych wpływów Kingpina, nowy showrunner poukładał po swojemu. Niektóre przeniósł z początku historii na koniec, z pewnych całkiem zrezygnował, a także dorzucił kilka swoich autorskich pomysłów. Inaczej rozrzucając akcenty, nadał fabule oryginalności i dał sobie możliwość otworzenia się na inne inspiracje. Wskutek tego w napisanym przez Olesona i jego zespół scenariuszu widać naleciałości Guardian Devil Kevina Smitha, jak i runów Ann Nocenti, Briana Michaela Bendisa oraz Marka Waida. Ba, znalazło się nawet miejsce na drobne nawiązanie do zapomnianej historii napisanej dawno temu przez Denny’ego O’Neila!

Większość ekranizacji komiksów Marvela produkowanych przez Netfliksa łączy to, że nabierają tempa dopiero po kilku pierwszych odcinkach. Czasem służy to historii, czasem nie. W Defenders czuć było, że pierwsza połowa serialu została niewłaściwie wykorzystana, wręcz zmarnowana, przez scenarzystów. W Punisherze zaś ciągnący się wstęp jawił się w ostatecznym rozrachunku jako wartościowa podbudowa, bez której trzeci akt nie działałby tak emocjonalnie, jak to finalnie miało miejsce. W omawianym sezonie Daredevila twórcy także dość długo zwlekają z wytoczeniem najcięższych dział. Niecierpliwi widzowie, których odrzuciło to np. we wspomnianym Punisherze i którzy są już zmęczeni tą formułą, tutaj również mogą dopatrzeć się tego problemu. Początkowe odcinki bardzo skrupulatnie kreślą status quo i choć zwykle robią to w słusznym celu (np. przedstawiając odbiorcom nową postać, agenta Raya Nadeema), to nie sposób oprzeć się wrażeniu, że pewne wątki nie potrzebowały aż tyle czasu ekranowego. Na szczęście w okolicach trzeciego epizodu, gdy uprzejmości mamy już za sobą, fabuła w końcu się rozkręca, a wtedy serial przypomina dlaczego te kilka lat temu Daredevil był takim powiewem świeżości.

Od tej pory aż do samego finału historię śledzi się, siedząc jak na szpilkach. Dylematy i motywacje bohaterów są jasne i sprecyzowane. Udaje się więc uniknąć błędów, które raziły w poprzednim sezonie oraz Defenders, gdzie postacie bez sensu zmieniały strony i postępowały wbrew logice. Relacje między nimi wypadają naturalnie, a w dialogach pada coraz mniej zbędnych słów. Z kolei sceny akcji to ponownie majstersztyk. Każda z nich ma jakąś stawkę i angażuje widza. Iron Fist, który miał swoją premierę parę miesięcy temu, na tle Daredevila jeszcze bardziej wygląda w tej kwestii jak leniwa, pozbawiona ułamka kreatywności, fuszerka. Podsumowując, pierwszy sezon DD sprawniej rozstawiał pionki i zaczął mocniej niż trzeci, ale im dalej w las, tym trudniej wskazać, który z nich lepszy.

Charlie Cox udowadnia po raz kolejny, że obsadzenie go w roli Murdocka było castingowym strzałem w dziesiątkę. Matt jakiego znamy z komiksów bywa arogancki i uparty. Rzadko kiedy słucha innych i robi wszystko po swojemu. Czasem rani przez to przyjaciół, ale w gruncie rzeczy każdy i tak przecież wie, że Daredevil ma dobre chęci. Dzięki temu oraz jego niewątpliwej charyzmie i heroizmowi, po prostu nie sposób na dłuższą metę się na niego gniewać. Dokładnie taką postać Cox przeniósł na ekran. Wciela się w Matta z niebywałym wdziękiem, co sprawia, że można mu zapomnieć te momenty, w których przekracza granice. Jest bohaterem, który zdaje sobie sprawę, że może zrobić różnicę i chce to wykorzystać najlepiej, jak tylko potrafi. Ściąga na siebie uwagę widza, nawet pomimo, że jego przeciwnicy pozornie wydają się mieć niewspółmiernie ciekawsze charaktery.

Przechodząc już do nich, kreacja Wilsona Fiska zasługuje wyłącznie na owację na stojąco. Zarówno dla powracającego do roli Vincenta D’Onofrio, jak i całego grona scenarzystów, którzy pracowali przy serialu. Nieprzypadkowo drugi sezon, w którym zabrakło Kingpina, boleśnie odstaje od pierwszego i recenzowanego trzeciego. To po prostu doskonały czarny charakter, moim zdaniem przebijający wszystko to, co zostało do tej pory powiedziane w temacie antagonistów w komiksowych ekranizacjach. D’Onofrio stworzył kompleksową, zniuansowaną postać, która budzi prawdziwą grozę i respekt. Nigdy nie wiadomo czego się po niej spodziewać. Czy tym razem wysłucha cierpliwie rozmówcy i odejdzie w spokoju czy może zmiażdży mu twarz? Nawet, gdy wybierze rozwiązanie, którego widz by się nie domyślił, znajduje to jakieś logiczne wytłumaczenie.

Kingpin jako złoczyńca działa przede wszystkim dlatego, że jego największym atutem są manipulacyjne zdolności oraz przebiegłość, a nie np. wielka siła fizyczna. Przeciwnika, który umie się bić, serialowy Daredevil pokonałby bez problemu. Dopiero strateg, który zawsze jest dziesięć kroków przed nim i który potrafi znaleźć w każdym słabe punkty, może mu faktycznie zagrozić. Rola Fiska w tym sezonie łączy w sobie mieszającego zza krat ludziom w głowach Hannibala Lectera z nieprzewidywalnym Jokerem Heatha Ledgera. I o ile zapewne nie wpłynie na popkulturę tak znacząco, jak bohater Milczenia owiec, o tyle z drugim śmiało może konkurować.

Wilson Bethel również obronił się jako agent Ben Poindexter. Po seansie łatwo zrozumieć czemu w zapowiedziach nikt nie nazywał granej przez niego postaci Bullseye’em. Otóż, cały trzeci sezon należy traktować raczej jako długie, dogłębne origin story tego złoczyńcy, aniżeli dokładną adaptację jego najbardziej ikonicznej wersji. Serialowy Dex jest posklejany z różnych inkarnacji Bullseye’a, które przewijały się przez lata w komiksach Marvela. Zamiast jednak być bezładnym, usilnie wkomponowanym w tę realistyczną konwencję, miszmaszem, Poindexter pozostaje świetnie umotywowaną, sprawnie poprowadzoną postacią.

Twórcy serialu wzbogacili zresztą tę inkarnację o coś świeżego i zaskakującego – uczynili z Bullseye’a bohatera tragicznego i budzącego współczucie. Teoretycznie nijak to do niego nie pasuje, wszak mówimy o bezwzględnym mordercy, ale, o dziwo, tutaj się sprawdza. Oleson wziął na warsztat kontrowersyjny, drażliwy temat choroby psychicznej i rozegrał go bez niesmaku. Czuć, że przekazem tej historii nie miało być to, że chory stanowi zagrożenie, a to, że potrzebuje pomocy i wsparcia. Dex go rozpaczliwie szuka i stara się prowadzić w miarę normalne życie. Dopiero spotkanie z Fiskiem i jego manipulacje, sprawiają, że się łamie – jak wielu innych, zdrowych ludzi. Nie staje się więc mordercą dlatego, że jest chory. Staje się mordercą dlatego, że ktoś go wykorzystuje.

Na tym nie koniec zalet. Drugi plan bowiem także nie zawodzi. Scenarzyści interesująco rozwinęli postacie Foggy’ego (Elden Henson) i Karen (Deborah Ann Woll), poświęcając im niewiele mniej miejsca niż samemu Daredevilowi. Najlepsi przyjaciele Matta pełnią dokładnie tę funkcję w historii, jaką powinni – dla Murdocka są moralnym kompasem i głosem rozsądku, a dla widza bohaterami, z którymi najmocniej może się utożsamiać. Wnoszą do serialu ludzką perspektywę. Dzięki szerszemu nakreśleniu ich motywacji, poprzez wprowadzenie wątku rodziny (w przypadku Nelsona) oraz wyjawienie tajemnic z przeszłości (w przypadku Karen), twórcom udało się uzasadnić wszelkie wybory, które te postacie podejmowały także we wcześniejszych sezonach.

Pod wieloma względami produkcja Netfliksa przebija więc materiał źródłowy, który często szufladkował Foggy’ego i Karen jako odpowiednio „comic relief” oraz „love interest”. Tutaj Nelson jawi się jako kompetentny prawnik, który dla Matta jest wręcz nieoceniony, a Page, choć w pierwszej i drugiej serii budziła moje wątpliwości i nie potrafiłem się do niej w pełni przekonać, w końcu uformowała się w postać, której emocje i problemy można zrozumieć. Długa retrospekcja z jej udziałem wrzucona w niespodziewanym momencie wcale nie irytuje. Przynosi za to masę satysfakcjonujących odpowiedzi.

Z pozytywnych bohaterów warto także wspomnieć siostrę Maggie, charakterną zakonnicę, która opiekuje się rozbitym fizycznie i psychicznie Daredevilem. Szkoda, że niemal całkiem zniknęła ona z radaru w środkowej części sezonu, przez co jej wątek nie wybrzmiał aż tak mocno, jak mógł i powinien. Nie przeszkodziło to jednak Joanne Whalley w wyrazistym, niekiedy wręcz brawurowym odegraniu tej roli.

Kończąc ten swoisty przegląd obsady, wspomnę także, że obawiałem się, że stworzony na użytek serialu Ray Nadeem, agent FBI desperacko potrzebujący sukcesu w pracy, będzie niepotrzebnym dodatkiem i mi, jako widzowi, nie uda się stworzyć z nim żadnej więzi. Twórcy, jak i wcielający się w niego Jay Ali, prędko rozwiali moje wątpliwości. Nadeem okazał się naprawdę wartościowym urozmaiceniem – za jego pomocą scenarzyści nanieśli na swoje dzieło mocne odcienie szarości. Dali jasno do zrozumienia, że Hell’s Kitchen może złamać każdego.

Pierwszy sezon Daredevila szczerze mnie zachwycił – to właśnie on sprawił, że na dobre wsiąknąłem w komiksy poświęcone tej postaci. Po obejrzeniu drugiego czułem niestety niedosyt. Mimo to oczekiwania wobec trzeciego miałem spore. Dlatego też jestem pod wielkim wrażeniem, że najnowsza produkcja Marvela i Netfliksa zdołała je spełnić. Istniało przecież spore ryzyko, że wracając do korzeni, do czarnego stroju i do Wilsona Fiska, serial stanie się wtórny i będzie odcinał kupony od tego, co zadecydowało o jego wcześniejszym sukcesie. Nie da się ukryć, że trzeci sezon przypomina konstrukcją pierwszy, ale gołym okiem widać także, że włożono wiele pracy, żeby nadać mu własną tożsamość. W efekcie otrzymaliśmy trzynaście odcinków, w których sprawdzone elementy łączą się z trafionymi nowymi pomysłami. Niczego więcej nie mogłem od nich wymagać.

AUTOR Maurycy Janota

Wsiąknął w komiksy za sprawą legendarnego runu Franka Millera w serii o Daredevilu. Odkąd przeczytał wszystkie historie z udziałem Matta Murdocka i Elektry, zabija czas na różne sposoby. Pisze opowiadania, po raz setny wraca do oryginalnej trylogii Star Wars lub ogląda horrory studia Hammer.

PRZECZYTAJ TAKŻE

[RECENZJA] Amazing Spider-Man J. Michaela Straczynskiego. Tom 1

Co to było za fascynujące doświadczenie! Zdawałem sobie sprawę z dość pozytywnego odbioru runu J. …

KOMENTARZ

  1. Mi niestety zabawę zepsuł już przedpremierowy hype, przez który dowiedziałem się, kim jest siostra Maggie. Czasem tęsknię do czasów bez Internetu. Sam serial trochę mnie męczył głupotą FBI, użalaniem się nad sobą Matta, irytującą do granic możliwości Karen i bardzo wolnym tempem. Czytając liczne recenzje widzę, że jestem w mniejszości, bo 2. sezon bardzo mi się podobał. Madame Gao, Frank Castle, Elektra, Stick to bardzo charyzmatyczne posaci, których tu mi brakowało. 3 sezon Daredevila jest niezły, ale nie na to czekałem 2 lata.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *