PANTEON / RECENZJE / FELIETONY / [RECENZJA] Ciemność Nad Miastem

[RECENZJA] Ciemność Nad Miastem

Chyba wszyscy, bez względu na dzielące nas różnice światopoglądowe, religijne czy moralne, powinniśmy się zgodzić że Szeryf Jim Hopper jest skarbem, na który nie zasłużyliśmy.  Szczególnie biorąc pod uwagę wydarzenia z trzeciego sezonu, które ugruntowały jego pozycję w naszych serduszkach. Nic zatem dziwnego, że odpowiedni ludzie na wysokich stanowiskach w Netfliksie poczuli przyjemny zapach pieniędzy, połączony ze szczerą potrzebą opowiedzenia kolejnej historii o szeryfie Hopperze.
I tym sposobem w nasze ręce może trafić rozsądnej grubości książka pt. Ciemność nad miastem, która spróbowała pogłębić naszą miłość do wąsatego bohatera z Hawkins.

Tym razem cofamy się nieco dalej niż do Indiany w latach 80-tych. Powieść Adama Christophera wrzuca nas w sam środek Nowego Jorku w latach 70-tych, w którym nie dzieje się dobrze. Pracujący ówcześnie na stanowisku detektywa nieco młodszy Jim próbuje rozwikłać zagadkę tajemniczych morderstw, które zdają się posiadać w sobie paranormalne motywy. Przyznam szczerze, że do tej powieści podchodziłem jeszcze ostrożniej niż do omawianych wcześniej Mrocznych Umysłów. Głównie ze względu na nie eksplorowany wcześniej w ramach uniwersum serialu gatunek, jakim jest powieść kryminalna. Z radością jednak donoszę, że Adam Christopher sprostał postawionemu przed nim zadaniu. Choć nie jest to historia choćby w promilu tak intertekstualna jak pierwowzór, jest to solidna rzemieślnicza robota. Tym razem autor nie próbuje droczyć się z widzem serwując mu delikatne sugestie dotyczące powiązań z szerszym uniwersum, ani tym bardziej nie wykrzykiwać mu prosto w twarz „Rozumiesz?” pod koniec powieści. Bowiem nie licząc małych rozdziałów dziejących się w domu szeryfa i Jedenastki, w których główny bohater snuje swoją opowieść, całość nie ma absolutnie żadnego związku z serialem. I to jest ogromny plus. Wyzbycie się restrykcji, które mogłyby ściągnąć autora na dno pozwoliło mu rozwinąć skrzydła i nakreślić od podstaw nową historię z grupą nowych bohaterów i trzema rozważnie wydzielonymi aktami.

W dodatku, akty te zawierają w sobie angażującą intrygę. Na pewno nie jest to nowy Stieg Larsson, ani Jo Nesbo w swoich najlepszych latach, ale wierzę, że w odpowiednich okolicznościach Christopher byłby w stanie napisać naprawdę świetny kryminał. Możemy sami analizować poszlaki, eliminować podejrzanych i wyciągać wnioski. Co prawda nie będziemy w szoku, gdy zasłona dymna opadnie, niemniej jednak śledzenie „tych dobrych” ścigających się z czasem to nadal angażujące zajęcie. Zwłaszcza gdy Szeryf Hopper nie działa sam, a jego kompani mają w sobie potencjał na własną serię. A przynajmniej jeden z nich. Rosario Delgado, czyli jego nowa partnerka stanowiła sympatyczną przeciwwagę dla everymana w postaci Jima. Dzięki ich współpracy i specyficznej chemii czytelnik wkracza w rejony typowego buddy cop, co znacząco ułatwia śledzenie fabuły. Nie jest też to co prawda postać jakkolwiek wykraczająca poza stereotyp twardej policjantki w przepełnionym parówkami komisariacie, niemniej jednak ciężko zarzucić jej słabo nakreślony profil psychologiczny. Gorzej sprawa ma się z całą resztą postaci, które na swojej drodze spotyka pan detektyw. Ani nieprzyjemni współpracownicy, ani obligatoryjni złoczyńcy, ani potencjalni podejrzani…  Nikt nie jest w stanie nas zaskoczyć, idąc ostrożnie po scenariuszowej linii.

Na plus powinno się zaliczyć także wyższy poziom językowy jaki reprezentuje Christopher. Nie mamy tutaj niepotrzebnych opisów, nadmiernej ekspozycji czy rozwleczonych w nieskończoność opisów sytuacji, które powinny zająć maksymalnie kilka linijek. Nie sądzę żeby predestynował do miana przyszłego amerykańskiego klasyka słowa, lecz przynajmniej lektura nie jest skutecznym lekiem na bezsenność. Rozumiem gdzie są bohaterowie, co się dzieje i kto co czuje względem kogo. A biorąc pod uwagę, że nikt chyba nie zamierza zgłaszać Ciemności nad miastem do Bookera, możemy optymistycznie uznać, że plan został wykonany. Nawet jeśli to tylko krótki program obowiązkowy.

Poprzednim razem zastanawiałem się, kto jest grupą docelową pierwszej oficjalnej powieści Stranger Things, nie mogąc znaleźć na to odpowiedzi. Głównie dlatego, że próbowano tutaj uszczęśliwić każdego ze zgoła miernym skutkiem. Jednak w przypadku Ciemności nad miastem jesteśmy o wiele bliżej tego celu. Powieść Adama Christophera zdaje się trafiać w gusta naprawdę szerokiej grupy odbiorczej, oferując im materiał stosunkowo dobrej jakości. Nie jest to rzecz, która zostanie z nimi dłużej niż na kilka dni, a książka nie zajmie honorowego miejsca na półce, ale bez wątpienia zapewni czytelnikowi rozrywkę na kilka godzin. A jako że w serialach jakościowe sinusoidy osiągają nieraz ogromne wartości, nie ma nic złego w tym, aby pośrodku wykresu umieścić tę książkę. Liczę że kiedyś będzie lepiej, bo o wiele gorzej już było. I miejmy nadzieję, że tak jak w przypadku Szeryfa Hoppera, najgorsze było już za nami.

Dziękujemy wydawnictwu Poradnia K za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.

AUTOR Chester

Ten koleś, który póki co niczego nie osiągnął, ale ma parę planów i lubi dzielić się swoją opinią.

PRZECZYTAJ TAKŻE

[RECENZJA] Mroczne Umysły

No i jak było w Hawkins? Znowu potwory, znowu tajne laboratoria i znowu masa palców …

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *