W grudniu 1843 roku, tonący w długach Charles Dickens pisze krótką opowieść z nadzieją, że zyski z książeczki podratują jego marny budżet. Historia o starym kutwie, którego nocne zjawy uczą prawdziwej wartości Bożego Narodzenia nie tylko odniosła błyskawiczny sukces i uratowała Charlesa przed gniewem wierzycieli. Opowieść Wigilijna to ponadczasowa historia, której niesamowita atmosfera połączyła bożonarodzeniowe ciepło z wiktoriańskim mrokiem. Książka, która podnosi na duchu a jednocześnie potrafi zjeżyć włos na głowie, a poruszane w niej wartości i przedstawione postaci nie tracą na wartości i sile przekazu od ponad 170 lat.
I jak to bywa z takimi klasykami, dzieło Dickensa doczekało się niezliczonej ilości adaptacji. I to nie tylko tych tradycyjnych, takich jak spektakle, filmy czy opery. W adaptacjach Opowieści Wigilijnej mogliśmy zobaczyć także postaci popkultury – Muppety, Looney Tunes czy ferajnę Walta Disneya. Trzy Duchy Świąt zawitały także do Gotham…
Komiks, który chcę dziś omówić nie jest pierwszą próbą pożenienia prozy Dickensa z komiksami o Mrocznym Rycerzu. Za pierwszą stoi legendarny duet Jeph Loeb i Tim Sale, który w bardzo dosłownej interpretacji Opowieści zamienił Boże Narodzenie na Halloween i nauczył Bruce’a faszerować łakociami przebrane za upiory dzieciaki. To był dobry komiks i ciekawa adaptacja, ale ciężko dostrzec w niej autentyczność i prawdziwy hołd dla pracy pana Charlesa. W przeciwieństwie do Batman: Noël. Co więc tak przemawia na korzyść tego albumu? Sprawdźmy.
Akcja opowieści toczy się, rzecz jasna, w Wigilię. Batman śledzi niejakiego Boba, drobnego przestępcę pracującego dla Jokera, który niedawno ponownie dał nogę z Arkham. Mroczny Rycerz zastrasza mężczyznę, dyskretnie zakłada mu urządzenie naprowadzające i puszcza wolno. Bob ucieka do swojego mieszkania, gdzie czeka na niego schorowany synek, Tim. Tymczasem Bruce monitoruje z jaskini poczynania Boba. Zamroczony ostrym przeziębieniem Wayne przypomina sobie pierwsze lata swojej kariery. Jego wspominki zatrzymują się na śmierci Jasona Todda, którego wspomnienie nawiedza go niczym sen na jawie…a noc dopiero się zaczyna, zaś Batman musi przygotować się nie tylko na eskapadę, ale i na wizytę kilku gości.
Batman: Noël zaskakuje pod wieloma względami. Po pierwsze, gdy sam usłyszałem, że to kolejna adaptacja prozy Dickensa, machnąłem ręką i pomyślałem sobie „Świetnie! Znowu ktoś przepisze całą fabułę a w role Scrooge’a, Duchów i innych postaci powkleja Batmana i jego wesołą gromadkę. Wszystko po to by Gacek przekonał się, że nie warto być zgorzkniałym pierdołą. Pal licho, że ktoś już raz to zrobił. Przecież Opowieść Wigilijna to taki klasyk, że nie będziemy go mieli dość nawet, jeżeli zaczniemy nim wymiotować przez nos”. Komiks kupiłem głównie przez nazwisko twórcy, do czego jeszcze wrócę, i po lekturze odszczekiwałem o północy swoje słowa ludzkim głosem… To, co stworzył Leob i Sale w Nawiedzonym Rycerzu było właśnie taką odtwórczą opowieścią z bohaterami DC i podmianą settingu z gwiazdkowego na halloweenowy.
Lee Bermejo, to rysownik znany także w Polsce, głównie dzięki współpracy z Brianem Azzarello przy albumach Joker i Luthor. Noël jest scenariuszowym debiutem artysty, co było jednym z czynników wstrzymujących mnie przed zakupem albumu, gdyż jak wiemy, rysownicy, którzy nagle pragną pochwalić się scenopisarskim kunsztem, częściej rozczarowują niż zaskakują, co niedawno udowodnił nam Neal Adams… po raz drugi. Niestety, nie każdy komiksiarz jest sprawny zarówno we władaniu ołówkiem jak i piórem, tak jak chociażby John Byrne czy Matt Wagner. Pan Lee jednak jak najbardziej się popisał. Napisał pełnoprawną opowieść o Batmanie, którą jedynie ubrał w sprawnie skrojony z dickensowskiej historii garnitur. Akcja dzieje się w czasie rzeczywistym, nie mamy tu motywu snu, tudzież elementów paranormalnych (w zależności od tego, którą z interpretacji Opowieści uważacie za słuszną). Bermejo skorzystał z jednej z największych zalet opowieści Dickensa – uniwersalności. W oryginalnym dziele zarówno sam Ebenezer Scrooge, jak i jego chciwość czy pogarda wobec Świąt funkcjonują jako pewne symbole, pod które możemy podłożyć jakiekolwiek sytuacje i wartości.
Lee Bermejo wyśmienicie dostosował treść Opowieści do swoich potrzeb. Akcję obserwujemy oczami narratora, który niezgrabnym, potocznym językiem opowiada historię nazywając bohaterów imionami wziętymi z kart książki Dickensa. Część wątków z oryginału użyto jako skróty myślowe, te najważniejsze odpowiednio wyeksponowano, zaś z innych zrezygnowano w ogóle. Zatem zamiast skąpego starucha w szlafmycy mamy wypluwającego płuca Mrocznego Rycerza, popadającego w otchłań szaleństwa, życiowego wypalenia oraz wszechogarniającej pustki, a to wszystko przez niezaspokojoną rządzę niesienia sprawiedliwości i totalną pogardę dla osób będących na bakier z prawem. Tej szczególnej nocy, Batman otrzymuje od swoich znajomych ważną i niestety bolesną lekcję o tym jak bardzo jego obsesja wpływa na świat. Zarówno negatywnie jak i pozytywnie. A konkretnie w jaki sposób Lee Bermejo ukazał ikoniczne wydarzenia z opowieści Dickensa? To już musicie zobaczyć sami, gdyż opowiadając to w recenzji jedynie odebrałbym Wam największą radość z lektury Noël. Oczywiście dla uzyskania owej radości, znajomość Opowieści Wigilijnej jest niezbędna.
Od siebie mogę tylko powiedzieć, że w mojej opinii najlepszymi momentami komiksu, jak i pierwowzoru były odwiedziny Ducha Obecnych Świąt, ujmujące jak u Dickensa a od strony komiksu, doskonale ukazujące jedną z najważniejszych przyjaźni w uniwersum DC. Drugim z tych momentów jest wstrząsająca i poruszająca zarazem wizyta Ducha Nadchodzących Świąt, który w książce ukazał Scrooge’owi wpływ, jaki wywiera na innych ludzi. Wariacja na temat tej sceny w wykonaniu Bermejo jest po prostu fenomenalna.
A jak z doznaniami wizualnymi? Odważę się stwierdzić, że Batman: Noël to jeden z najlepiej zilustrowanych komiksów, jakie kiedykolwiek czytałem. Pomimo charakterystycznego stylu Lee mamy do czynienia z nieco inną szatą graficzną niż we wcześniej wspomnianych dziełach Amerykanina, gdzie część plansz pokryta była tuszem, zaś reszta była malowana. Tu mamy do czynienia tylko i wyłącznie z tą drugą formą. Bogate w detale szkice Bermejo zostały pokolorowane przez Barbarę Ciardo i całość tworzy nieopisaną ucztę dla oka. W pierwszym akapicie pisałem o tym jak Dickens łączył mrok i świąteczny koloryt. Bermejo i Ciardo rewelacyjnie przeplatają ze sobą brud gothamskich zaułków z miejscami promieniującymi miłością i ciepłem. Komiks operuje stonowanymi zestawami barw chłodnych i ciepłych, lecz są one użyte z prawdziwym wyczuciem, a ich dobór jest jednym z elementów narracji. Same rysunki aż kipią od szczegółów oraz niesamowitej dynamiki i pomysłowego kadrowania. Każdy kadr to małe dziełko sztuki. Bermejo ma swój sposób rysowania ikonicznych postaci i Joker będący chyba połączeniem wizerunku Heatha Ledgera z Caesarem Romero, czy wreszcie absolutnie genialny, emanujący mrokiem i brutalnością Batman, to jedne z najlepszych wizji tych bohaterów jakie znam. A jest w czym wybierać.
Pochwalić trzeba także liternika tego tomu, Todda Kleina, który bez wątpienia napracował się przy realizacji tego tomu.
Podsumowując, Batman: Noël to cudowny komiks. Prawdziwa uczta dla oka, ale przede wszystkim doskonały hołd dla ponadczasowego klasyka literatury. Lee Bermejo dokonał rzeczy godnej podziwu, nie poszedł na łatwiznę biorąc na warsztat materiał, który jest wyjątkowo prosty do zaadaptowania, a z którego skorzystały już całe zastępy artystów. Przede wszystkim to opowieść o Batmanie. Batmanie na wpół szalonym, zgorzkniałym, pełnym żalu, determinacji, zatraconym w swojej misji. Takim Batmanie, który służy nam jako wzór do nienaśladowania. I właśnie to oblicze Nietoperza doskonale wpisuje się w morał Opowieści Wigilijnej, który nie straci na aktualności przez kolejne 170 lat. Oczywiście, bez przeczytania książki, lektura Noël nie da Wam tyle satysfakcji. Ale jeżeli z jakiegoś powodu nie znacie historii Charlesa Dickensa to macie dwie doskonałe rzeczy do nadrobienia w te Święta. Historia Bruce’a i historia Ebenezera to wspaniały wykład, ale nie o tym, że każdy powinien celebrować Gwiazdkę. Nie, to wykład o tym, że idąc przez życie i obierając w nim nowe cele, należy pamiętać o tym, co nas uszczęśliwia, trzymać to w sercu pomimo przeciwności losu i dzielić się tym z innymi. Nigdy nie jest za późno no to, by być szczęśliwym człowiekiem.
Wesołych Świąt!