Wielka Kolekcja Komiksów Marvela egzystuje w naszym kraju już od kilku ładnych lat. I choć niektóre wydawnictwa robią co mogą, by przybliżyć polskiemu czytelnikowi opowieści z konkurencyjnego wydawnictwa, społeczność domagała się wprowadzenia na rynek Wielkiej Kolekcji Komiksów DC Comics. Na szczęście modły zostały wysłuchane a wydawnictwo Eaglemoss zaserwowało nam niemałą ofertę wydawniczą na nadchodzące miesiące. Kolekcję otworzył Batman – Hush, którym zajmę się dzisiaj.
Punktem wyjścia dla historii Mrocznego Rycerza jest tajemnicze porwanie młodego chłopca. Afera jakich w Gotham wiele, jednak okoliczności w jakich do niego doszło, wzbudzają pewne wątpliwości u naszego protagonisty. Sprawca całego porwania, nigdy nie angażował się w taką działalność, zatem nie może działać samodzielnie. Ta błaha z pozoru afera, prowadzi Batmana do znacznie głębszego spisku, zmierzającego do – a jakże – zniszczenia naszego herosa. I właśnie ta złożona struktura całej sprawy jest chyba największym atutem komiksu. Batman ma bowiem możliwość wykazania się na wielu frontach. Jako typowy superbohater, walczący z przestępczością na poziomie miejskim obrońca Gotham, czy wreszcie i co najważniejsze, detektyw. Zbieranie kolejnych poszlak, wędrowanie od osoby do osoby, mylne tropy i zwroty fabularne.
To wszystko składa się na naprawdę udaną i dość gęstą w klimacie zagadkę kryminalną. Mnogość postaci i wątków z pozoru może wydawać się nieco przytłaczająca, ale im mniejszy dystans dzieli nas od finału, a wszystkie elementy powoli zaczynają do siebie pasować, tym szybciej przewracamy kartki by dowiedzieć się kto jest odpowiedzialny za wszystkie problemy Mrocznego Rycerza. Detective Comics na najwyższym poziomie. Ciężko mówić mi cokolwiek o fabule bez spoilerów, więc wspomnę tylko że niejeden element z przeszłości Bruce’a Wayne’a będzie tutaj istotny. Rozliczymy się z byłymi przyjaciółmi naszego bohatera, ale także z jego przewinieniami czy poczuciem winy. Dekonstrukcja postaci na czynniki pierwsze może być co prawda powodem fiaska całej historii (Zack, patrzę na ciebie…), ale Loeb wie jak zająć się postacią Batmana, by wydobyć z niego to, co czytelnicy lubią najbardziej.
Ale jak wspomniałem wcześniej, Batman to nie jedyna postać, w której losy się zagłębimy. Mamy tutaj bowiem istne zatrzęsienie postaci z uniwersum Mrocznego Rycerza. Zarówno jeśli chodzi o typów spod ciemnej gwiazdy, jak i o pomagierów Batmana. Kogo tu nie mamy… Killer Croc, Harley Quinn, Poison Ivy, Joker, Ra’s i Talia… A po drugiej stronie barykady? Nightwing, Robin, Komisarz Gordon, Huntress nawet Superman… Lecz mimo wszystko w obu tych ekipach są postaci najważniejsze. Spośród przeciwników Batmana przed szereg wychodzi tytułowy Hush, zupełnie nowy oponent w kartotece. Kim jest? Jaką ma motywację? Skąd się wziął i do czego zmierza? Tego musimy dowiedzieć się na równi z naszym protagonistą. Odpowiedź na te pytania jest o wiele mniej oczywista niż się z pozoru wydaje, a pointa nie będzie tak jednoznaczna, jak zwykle w historiach o pościgu za złoczyńcą.
Osobiście jestem zachwycony tą postacią. Scenarzysta traktuje ją tak, jak powinni być kreśleni wszyscy złoczyńcy. Niejednoznacznie i w sposób złożony. Czasy się zmieniają i źli do szpiku kości, gadający sami do siebie panowie w głupich kostiumach, to echo przeszłości. A skoro przy niejednoznaczności jesteśmy, wypada wspomnieć o Catwoman. Relacja zarówno z Batmanem, jak i Brucem Waynem, którą nakreślił Loeb będzie miała daleko idące konsekwencje w przyszłości obu tych postaci. Ich interakcja przeszyta była trudnymi wyborami, niedopowiedzeniami czy wodzeniem się za nos. Dojrzała i skomplikowana znajomość, która ze strony na stronę zmienia się nie do poznania. Romans na najwyższym poziomie.
Pisanie o stronie wizualnej Batman Hush jest w zasadzie zwykłą formalnością. Chyba każdy wie kim jest i co potrafi Jim Lee. A jeśli jest tam ktoś, kogo ta wiedza ominęła, doprawdy nie ma się czym chwalić. Nie bez powodu to jeden z najbardziej cenionych artystów w tej branży. Z każdego kadru bije odpowiednia dawka emocji, bez względu na to czy mowa o widowiskowej rozróbie, dramatycznej wymianie opinii i przypuszczeń, czy pełna brutalności walka na gołe pięści. Lee to mistrz w swoim fachu i bez względu na okoliczności wydobywa z każdej planszy nieprawdopodobne pokłady piękna. Kompozycja, kolorystyka, sceneria… Wszystko wypada tak jak wypaść powinno.
W tym miejscu powinno pojawić się podsumowanie, ale wypada wspomnieć o kilku istotnych rzeczach. Nie zajmuję się tutaj bowiem samym komiksem, a początkiem Wielkiej Kolekcji Komiksów DC Comics, która nie chcąc wypaść blado przy konkurencie, oferuje nam porcję materiałów dodatkowych. Między innymi przedruki klasycznych opowieści, w których debiutowali nasi herosi, lub ujawniany został istotny element ich popularnego status quo. W przypadku dwóch tomów z Batman Hush, otrzymujemy pierwsze pojawienie się Batmana (Tak, to z 1939 roku), oraz pierwsze ujawnienie jego genezy.
To wyjątkowo ciekawy dodatek, biorąc pod uwagę dostępność tego typu materiałów na naszym rynku. Mimo że każdy zna początek Batmana, bezpośredni start jego działalności w formie wizualnej, nie jest już tak powszechnie znany. Poza tym, dostajemy małe, tekstowe wprowadzenie, streszczające najważniejsze wydarzenia przed akcją komiksu. Zarówno jeśli chodzi o ogólną problematykę opowieści, jak i odnośniki do wcześniejszych, omawianych historii. Bardzo przydatna informacja dla tych bardziej dociekliwych. Ponadto, tak jak przyzwyczaiła nas do tego Wielka Kolekcja Komiksów Marvela, pod koniec tomu znajdziemy galerie okładek oryginalnych, zeszytowych wydań, oraz propozycje komiksów, po jakie możemy sięgnąć po skończonej lekturze.
Sporo zastrzeżeń wśród czytelników budziła jednak jakość samego wydania. Podczas gdy kolory i „czytelność” kolejnych stron nie wykazywała najmniejszych problemów, to nieprzyjemną kwestią jest sama farba. A raczej jej zapach. Nie rzucałbym tu gromami w stronę Eaglemoss’u jak zwykli czynić niektórzy, ale przydałoby się nad tym popracować.
Im dłużej w nasze nozdrza trafiają te toksyczne oparty, tym mniej chce się czytać. Choć przyznam że w drugim tomie, sytuacja uległa pewnej poprawie. Oby tak dalej… Można też zwrócić uwagę na grubość okładek, które mimo bycia oprawami stricte twardymi, są zaskakująco elastyczne. Ale o ile nie planujecie miotać komiksem o ścianę, nie powinno być to aż tak zauważalne. I ostatnia mała kwestia – dobór tytułów. Wiele komiksów jakie zostaną wydane w ramach kolekcji, będzie miało swój debiut na polskim rynku, lecz zauważalna ich ilość, powtórzy się. Ostatnimi czasy do księgarni trafiło sporo komiksów spod szyldu DC Deluxe, i to głównie z tymi publikacjami zetkniemy się po raz drugi. Lecz jeśli z jakiegoś powodu nie zaczęliście uzupełniać swoich regałów o pozycje z Egmontu, warto indywidualnie przemyśleć zakup.
Zatem, jak wypadła na starcie Wielka Kolekcja Komiksów DC Comics? Bardzo dobrze. Komiks, który nam zaserwowano to niezwykle angażująca i pięknie wyglądająca historia, o którą do niedawna było bardzo ciężko na polskim rynku. Edycja komiksu prezentuje się bardzo ładnie zarówno od zewnątrz, jak i po zagłębieniu się w treść publikacji. Kilka pomniejszych uwag, to zdecydowanie zbyt mało bym miał komukolwiek odradzać tę serię, zatem biegnijcie do salonów prasowych i chwytajcie kolejne tomy, póki jakieś jeszcze zostały.