Święta świętami, ale komiksy same się nie przeczytają, a kupka wstydu nieustannie rośnie. Tym razem w moje ręce trafił trzeci tom Anihilacji, wielkiego kosmicznego wydarzenia uniwersum Marvela, od którego premiery minęła już ponad dekada. W tym albumie czeka na nas zwieńczenie epickich wydarzeń zagrażających wszechświatowi oraz konkluzja pozostałych wątków rozgrywających się się na łamach 2 wcześniejszych tomów. Czy udało się to zakończyć z wielkim hukiem!? Cóż, eksplozji było dużo, to na pewno.
Thanos sługusem? Nie według niego samego.
Tom 3 zawiera trzy mini-serie. Pierwszą z nich jest oczywiście sześcioczęściowa Anihilacja, składająca się na lwią część tomu. Główna seria eventu z 2006 roku skupia się wokół bohaterów z dwóch poprzednich odsłon. Nova i jego ruch oporu nie mają szans w starciu z Falą Anihilacji. Wiedzą, że bezpośrednia walka nie wchodzi w grę i pozostaje im tylko jedno – zlikwidowanie samego Annihillusa. W tym samym czasie, Szalonemu Tytanowi Thanosowi i władcy Strefy Negatywnej udaje się okiełznać Galactusa i jego kosmiczną moc. Wydaje się, że sprawa jest przegrana, ale taki szczególik nigdy jeszcze nie powstrzymał żadnego super-herosa.
Drugą część stanowią dwa numery Anihilacji: Heroldów Galactusa. Poznajemy w nich historie trzech byłych Heroldów Pożeracza Światów i codzienność jednego obecnego. Terrax jest stworzeniem dumnym, dla którego honor jest rzeczą najważniejszą, kierującą wszystkimi jego decyzjami. Dla obronienia własnej definicji honoru skłonny jest zabijać całe cywilizacje. Stardust natomiast jest jedną „Eterycznych” – pierwszych istot powstałych z drobinek kosmicznego pyłu. Ostatnim stworzeniem ze swojego gatunku, skłonnym do wszystkiego, aby tylko służyć ukochanemu.
Terrax nie jest znany z dobrych manier.
Firelord podróżuje po wszechświecie w poszukiwaniu centurionów Annihillusa, którzy przyczynili się do śmierci byłych heroldów, jego przyjaciół. Nie obchodzą go podpisane akty pokoju. Ostatnim bohaterem jest nie kto inny, a Silver Surfer. Podobnie jak Stardust, Srebrny jest w stanie poświęcić wszystko dla swojego pana, nawet własne życie. Na sam koniec dostajemy Anihilację: Akta Korpusu Nova. Zebrano tu wszystkie karty opisujące poszczególnych bohaterów z poprzednich tomów, a nawet kilka więcej. Jeśli nie znacie postaci, to taka lektura na pewno Wam się przyda.
Scenariusze całego tomu nie są specjalnie górnolotne. Główna seria jest bardzo przewidywalna, jak to czasem bywa przy Marvelowych eventach. Zastanawia mnie, co się stało z Xandarskim Wszechumysłem, bo nie przypominam sobie, żeby Rider się go „pozbył” w drugim tomie. Mały plus z narrację w formie dziennika pokładowego Novy. Keith Giffen spisał poprawny scenariusz, jednak nie wybitny. Najbardziej podobała mi się oprawa graficzna w wykonaniu duetu Andrei DiVitto (rysunki) i Laury Villari (kolory). Palety ciemnych barw są wymieszane z tymi bardzo wyraźnymi i jasnymi, co współgra naprawdę dobrze z barwnym, kosmicznym uniwersum wydawnictwa, w którym dzieje się ta historia.
A teraz, drogie dzieci, Galactus opowie Wam o powstaniu Wszechświata.
Pomimo konkluzji, którą otrzymujemy w trzecim tomie, to jeszcze nie koniec Anihilacji. Przed nami Podbój, który to wniesie na pewno więcej do historii z trzech głównych tomów. Na ten moment jednak można spokojnie stwierdzić, że Anihilacja to event, który mimo pewnych niedostatków fabularnych, pokazuje nam sporą część komiksowego uniwersum. Rozwija nasze pojęcie o wszechświecie Marvela, proponuje sporo drobnych ciekawostek pokazujących jego przepych i skalę. Powinien się on znaleźć na liście każdego fana wydawnictwa, w szczególności jeśli woli on przygody dziejące się we wszechświecie ponad te rozgrywane na Ziemi. A śliczne, polskie wydanie dodatkowo świetnie prezentują się na półce.