Nastały cudowne czasy przepięknych seriali, pomagających nam w prokrastynacji. Dzięki temu – albo przez to właśnie – staliśmy się bardziej wybredni i żądni przysłowiowego „czegoś więcej”. Nie cieszą już seriale z prostą fabułą, potrzebujemy czegoś, co poruszy nas do żywego, czegoś, co wywoła dreszcze ekscytacji przed włączeniem każdego odcinka i suspens w każdej kolejnej minucie. Netflix jest jednym z dostawców takich intensywnych, serialowych wrażeń. Ostatnio portal dostarczył nam ekranizację debiutu literackiego Richarda K. Morgana, zatytułowaną Altered Carbon. Czy twór ten wywołał u mnie wyżej wymienione doznania?
Różowy plecaczek to nieodłączny element ubioru Kovacsa.
Takeshi Kovacs (Joel Kinnaman/Will Yun Lee) jest Emisariuszem, który na życzenie Laurensa Bancrofta (James Purefoy), zostaje umieszczony w powłoce skorumpowanego policjanta. Bancroft chce, aby Kovacs rozwiązał zagadkę jego… zabójstwa. Świat, w którym żyją obaj bohaterowie to miejsce, w którym śmierć nie jest już prawdziwym zagrożeniem. Ludzie odkryli sposób przenoszenia świadomości między ciałami. Bancroft jest jednym z Matów, których stać na skopiowanie świadomości, aktualizowane co 48 godzin. Nie pamięta, co się z nim działo tuż przed śmiercią, a przede wszystkim, kto byłby w stanie go zabić. Co z rozwiązania zagadki będzie miał Kovacs? Rzecz niezwykle cenną – wolność.
Altered Carbon nazywany był „Netflixowym Blade Runnerem”. Rozumiem, skąd to porównanie, ponieważ wizja przyszłości przedstawiona w serialu i stworzona przez Morgana bardzo przypomina ekranizację książki Philipa K. Dicka, która do kin trafiła 1982 roku. Takie wyobrażenie przyszłości to jednak jedyna rzecz, która łączy te dwie produkcje. Świat przedstawiony w Altered Carbon nie jest aż tak rozbudowany, jak ten z Blade Runnera, pomimo większej ilości dostępnego czasu. Nie oznacza to jednak, że nie jest on dopracowany.
Blade Runner much? Nawet jeśli, to nie ma w tym nic złego.
W pierwszym odcinku jesteśmy rzuceni na głęboką wodę. Zostajemy zalani terminologią Morgana, w której możemy się na początku pogubić, jednak najważniejsze rzeczy zostają nam szybko wytłumaczone. Maci to ludzie tak okropnie bogaci, że mieszkają w chmurach i żyją setki lat. Powłoki to ciała, w których umieszczane są stosy – dyski wykonane z modyfikowanego węgla, przechowujące naszą świadomość. Emisariusze to rebelianci wyćwiczeni aby zwalczać nie tylko zagrożenia fizyczne, ale i psychiczne, przeciwni stosom. Widzicie? To wcale nie jest takie trudne.
Mocną częścią serialu jest bez wątpienia Joel Kinnaman w roli Kovacsa, którego większość kojarzy pewnie z roli Ricka Flaga w Suicide Squad. Epizodycznie pojawia się również w roli prawowitego właściciela jego powłoki – wcześniej wspomnianego policjanta, Rykera. Jako Kovacs dał popis swojego talentu. Niby taka schematyczna postać – twardziel, którego nic i nikt nie obchodzi, bo za dużo stracił w życiu, ale od samego początku widzimy, że wcale tak do końca nie jest. Samą mimiką twarzy Kinnaman naprawdę pokazał jak bardzo wczuł się w rolę Emisariusza, jak bardzo Takeshi cierpi, nie tylko z powodu nawiedzających go wspomnień, ale również z powodu konstrukcji świata, w którym się obudził, a w którym zaczyna się bardzo szybko odnajdywać.
Ucieczka od technologii? Tylko między drzewa!
Teraźniejsze wydarzenia z serialu przeplatane są wspomnieniami Kovacsa z „poprzedniego życia”. Jego czas spędzony z innymi Emisariuszami przypomina momentami serial The 100, czy Kroniki Shannary, ale to wszystko wprowadza nas w świat przyszłości Morgana od strony rebeliantów chcących powstrzymać ludzkość przed utratą człowieczeństwa. Świat przedstawiony w Altered Carbon nie należy do przyjaznych, bez względu na to, jak kolorowy się wydaje na pierwszy rzut oka. Krew, przemoc i seks mieszają się tu w każdym odcinku i pokazują, jak bardzo nieśmiertelność pozbawia ludzi jakichkolwiek moralnych zasad.
Wątek zabójstwa Bancrofta nie jest jedynym. W trakcie dochodzi zmasakrowanie młodej dziewczyny, czy sprawa Rykera, nad którą nawet po jego skazaniu nadal pracuje jego partnerka, Kristin Ortega (Martha Higareda). Okazuje się, że te trzy wątki są ze sobą powiązane, a sam Kovacs został wrzucony nie tylko do nieprzyjaznego mu świata, ale również w krwawy wir intryg i gangsterskich porachunków. Jak to się skończy dla niego i innych zainteresowanych?
W przyszłości nadal istnieje konieczność manifestacji. Ktoś jest zdziwiony? Bo ja nie.
Altered Carbon zdecydowanie nie jest Blade Runnerem. Jest to za to bardzo dobrze napisany serial, łączący elementy cyberpunku, sci-fi oraz niezłego kryminału z wątkami thrillera. Nie wiem, jak Wy, ale okazuje się, że czekałam na taką mieszankę nie będąc tego świadomą. Serial już dostał zielone światło na drugi sezon – z takim zakończeniem nie mogło być inaczej. Takeshi Kovacs ma jeszcze kilka niedokończonych spraw do rozstrzygnięcia.