Ostatniego dnia października ubiegłego roku ukazał się finalny tom Alias, serii, za którą odpowiadają Brian Michael Bendis oraz Michael Gaydos. Pomimo tego, nie żegnamy się z Jessicą i jej detektywistycznymi podbojami. Oprócz podłoża pod kolejną odsłonę jej przygód dostajemy również skróconą wersję jej początków. Czy czwarty tom przygód Jessici Jones jest godnym zakończeniem tak ciekawej odsłony przygód jednej z super-herosek Nowego Jorku?
Okoliczności, w których Jessica pozyskała swoje moce będą ją nawiedzać do końca. Jej czas jako Jewel również. To właśnie pod tym pseudonimem spotkała Purple Mana, który zamienił jej życie w koszmar trwający miesiącami. Kiedy po latach zostaje poproszona przez inne ofiary Kilgrave’a o pomoc, nie ma pojęcia czy będzie w stanie stanąć na przeciw niego i oprzeć jego mocy. Jakby tego było mało, męczą ją mdłości, a jej związek ze Scottem Langiem nie ma się zbyt dobrze. Mówiąc krótko, życie jest cały czas tak samo popieprzone.
Bendis ostatnimi laty słynie z tego, że lubi zaczynać nowe serie, ale po kilku numerach przekazuje je komuś innemu. W wielu czuć, że szybko traci do nich wenę. W Alias jest inaczej; nawet w ostatnim tomie widać, że ma pomysły na to, co może spotkać główną bohaterkę dalej i nie odsuwa się od historii. Zapowiada to z resztą w posłowiu ostatniego tomu. Akcja ani na chwilę nie traci na płynności. Niestety, bywały momenty, którymi byłam znudzona i mało brakowało, a odłożyłabym komiks na bok na późniejszy czas. Postać Jessici skutecznie mnie jednak przytrzymywała przy lekturze.
W tomie najbardziej podobał mi się (o, mamo) udział Purple Mana. Podczas jego obecności i przełamywania czwartej ściany miało się dziwne odczucie, że ma on kontrolę nad scenarzystą i rysownikiem. Czy zamysł był zamierzony, czy nie, nie mam pojęcia, ale efekt był całkiem ciekawy. Tak samo jak skopanie tyłka Kilgrave’a przez Jessicę.
W tym tomie oprawa graficzna jest dziełem trzech zespołów. Główne skrzypce grają oczywiście Michael Gaydos i Matt Hollingsworth. O ile do kolorów nie mogę się przyczepić, bo niemal idealnie podkreślają atmosferę tomu, o tyle rysunki Gaydosa zdecydowanie nie przypadły mi do gustu. Miejscami twarze postaci nie pokazują żadnych uczuć, a jak już pokazują i tak nie widać od razu tego, co wynika z czytanej treści.
Za fragmenty historii Jewel odpowiadają Mark Bagley, Art Thibert i Dean White. Przez kilka pierwszych kadrów czułam się jakbym czytała jeden z pierwszych komiksów o Jessice, który wydany został co najmniej 30 lat temu, co ładnie współgra z pokazywanym nastoletnim życiem głównej bohaterki. Ostatni team to Rick Mays i ponownie Dean White, którzy pokazali nam, jak Jean Grey pomaga młodej bohaterce pozbierać się po miesiącach niewoli Purple Mana. Kreska Maysa bardziej pasuje mi do komiksu o o wiele lżejszej tematyce. Niemniej jednak, bardzo przyjemnie urozmaica tomik.
Polskie wydanie od wydawnictwa Mucha Comics na pewno ładnie wygląda na półce obok trzech poprzednich tomów i reszty komiksów. Twarda oprawa na zewnątrz, żywe i mocno nasycone kolory w środku. W moim egzemplarzu trafiło się kilka skaz powstałych podczas druku, jednak nie przeszkadzały mi one w odbiorze i podziwianiu kadrów. Marek Starosta również nie zawiódł jeśli chodzi o tłumaczenie. Nie wyłapałam niepasujących bądź dziwacznie przetłumaczonych dymków, co się chwali.
Jeśli miałabym podsumować całą serię napisałabym, że przykład Jessici pokazuje iż normalne życie byłych super-bohaterów nie jest możliwe. Prędzej czy później dogoni ich albo przeszłość albo poczucie odpowiedzialności związane z ich mocami. Nie oznacza to jednak, że nie mogą oni próbować. Alias jest serią zdecydowanie godną polecenia; jest to miła odskocznia od ciągłych walk niszczących miasta czy tych poza ziemską orbitą. Alias pokazuje również, jak bardzo nieróżowe jest życie herosów i że nawet oni nie są odporni na traumy.