PANTEON / RECENZJE / FELIETONY / FILMY / [RECENZJA] X-Men: Apocalypse

[RECENZJA] X-Men: Apocalypse

Boom na letnie kino superbohaterskie trwa w najlepsze. Choć ostatnio herosi walczyli głównie sami ze sobą, nadszedł czas na kolejną epicką batalię z czystym komiksowym złem. Brian Singer po raz kolejny siada w fotelu reżyserskim i koordynuje zmagania jedynej dobrej drużyny ze studia Fox z nowym oponentem – Apocalypse.

Kilka tysięcy lat temu w Egipcie, trwały rządy pierwszego mutanta na świecie – En Sabah Nura. I mimo że był pierwszy, potrafił już wszystko co mutanci kiedyś potrafić będą. To wyjątkowo przydatne, zważywszy, że przez nieszczęśliwy zbieg okoliczności hibernuje on aż do czasów współczesnych. A lata osiemdziesiąte, do których trafia, to wybitny czas na szukanie sobie popleczników i ustanawianie Nowego Porządku Świata. Jako że to Nur ustanowił kanon Czterech Jeźdźców, potrzebuje czterech popleczników. I tutaj pierwsze pytanie. Po co? Z filmu wynika, że główny antagonista jest istotą tak omnipotentną, że dowolne wsparcie dla niego wydaje się zbędne. W dodatku przy swoim boku trzyma postacie jeszcze nowemu widzowi nieznane, deklarując że są oni „najpotężniejsi”. Ale ostatni akt udowadnia, że powinien skrupulatniej dobierać sobie mięso armatnie. Znaczna część braku uroku Apocalypse’a wynika z żenującego skryptu. Dziurawy plan, patetyczne przemowy czy niekonsekwencja w działaniu. Boli to tym bardziej, wiedząc jak dobrym aktorem jest Oscar Isaac. Ma na swoim koncie naprawdę udane role, a oglądanie go walczącego z makijażem i protezami na swojej twarzy i ciele, jest zwyczajnie krzywdzące. Każdemu kiedyś musi powinąć się noga.


Kto staje do walki z naszym prastarym niewypałem? Kilkoro starych znajomych i kilkoro nowych. Oczywiście najważniejszy jest duet Charles Xavier i Erik Lensher. Nie wiem jakie katusze musieli przeżywać McAvoy i Fassbender na planie filmów z serii, ale widać efekty ich harówki. Żadnemu z panów ewidentnie już się nie chce. Z roli Jamesa nie zapamiętałem zupełnie nic poza zasypianiem oraz rozwiewaniem obaw innych uczniów. Nie pamiętam niestety czy to ja zasypiałem, czy Profesor X. Z kolei Magneto… Niedowierzam, że z najbardziej złożonej psychologicznie postaci w X-Men (moim zdaniem rzecz jasna) zrobiono notorycznego smutasa, zmieniającego zdanie częściej niż swój hełm. Raz rozpacza nad złem tego świata samemu je siejąc, a raz przypomina sobie jak to dobrze mieć przyjaciół. Głębia emocjonalna rodem z My Little Pony. Wyborny dobór Panie Nur… Wraca też największa damska gwiazda sagi – Jennifer Lawrence. Jej rola może nie jest szczególnie wybitna, ale była już awatarem dla jednej filmowej rewolucji, więc ma pewne doświadczenie. Jedyne czego żałuję, to że nie wstawiono na jej miejsce jakiejś innej postaci. Na przykład Mystique… Wyobraźcie sobie jak dobry byłby to film, gdyby pojawiła się tam ta mutantka.


Delikatnym powiewem świeżości jest za to nowa ekipa mutantów. Młodzi Cyclops, Jean Grey i Nightcrawler świetnie sprawdzają się w akcji. Widać że nie do końca rozumieją swoje moce, ale koresponduje to z ich „stanowiskiem” w grupie. Po raz kolejny uświadamiam sobie, że kameralne historie o młodych mutantach mają w sobie o wiele więcej uroku niż rzygające rozmachem superhiper produkcje. (Nie mogę się doczekać kiedy X-Men wylecą w kosmos…) Szeregi nowej ekipy zasila także ulubieniec widzów z poprzedniej części – Quicksilver. Cóż… znowu kradnie show. Tym razem poza niesamowitą sceną z bieganiem po rezydencji, zaoferowali mu więcej interakcji z innymi X-Men. I chyba trzeba było poprzestać na występie gościnnym jak ostatnio. Problemy z ojcem nie oferują nawet najmniejszej dawki emocji, a rozmowy z innymi mutantami wypadają niezręcznie. Widać, że nie każdemu dana jest większa rola.


W temacie nowicjuszy zostając. W oczy rzuciła mi się wyjątkowo irytująca prawidłowość. Brian Singer (i nie tylko) zwykł traktować widzów znających materiały źródłowe, z pewną wyższością. Co mam na myśli. Pod koniec, w jednym z mutantów objawia się zupełnie nowa moc, niezaprezentowana wcześniej. Ci zaznajomieni z komiksem, wiedzą co to i skad się wzięło, ale niedzielny widz siedzi zdezorientowany w swym kinowym fotelu i zmuszony zostaje do czekania przez 2 lata na wyjaśnienie pewnego wątku. Gdzie podziały się czasy filmów stanowiących zamknięte całości, które nie wymagają robienia pracy domowej? Za moich czasów tego nie było…

Ale to nie jedyna wada scenariusza Kinberga. Największym problemem jest absolutny brak konsekwencji. Status quo ustalone w poprzednich filmach nie ma już najmniejszego znaczenia, postaci, plany i zachowania wszystkich widocznych na ekranie bohaterów są instynktowne i niemal bez sensu, a pointa jest skrajnie przesłodzona. W filmie nie czuć żadnego zagrożenia, mimo faktu, że pierwsza połowa była wyjątkowo brutalna. To właśnie ta pierwsza, bardzo klimatyczna część zdradzała sporą dawkę potencjału. Niestety, twórcy boją się eksperymentować i w zamian oferują nam odtwórczą i wyjątkowo płytką rozrywkę. Ale już w Deadpoolu sporo się ograniczali, więc nie powinienem się dziwić.


Filmu nie ratuje także aspekt techniczny. Green screeny widoczne są jak na dłoni i mimo że kilka scen akcji wygląda znośnie, kiczowate i jaskrawe kostiumy szyte przez Apocalypse’a czy sztuczne CGI nie pomagają. W dodatku pięknie wypowiedziana polskojęzyczna część dialogowa… Zapewne nikt poza granicami naszego kraju nie zwróci na to uwagi, ale i tak to powiem. Czy tak trudno dograć osobną ścieżkę dialogową, wykonaną przez Polaka i dograć ją do materiału wideo? Pewnie brakło funduszy.

X-Men: Apocalypse to wyjątkowo rozczarowująca produkcja. Nie wyróżnia się absolutnie niczym na tle innych, wtórnych produkcji superbohaterskich. Jeśli chodzi o jakość, miejsce nowego filmu Singera jest w okolicach roku 2003, gdzie mroczne, patetyczne i skrajnie kiepskie filmy o herosach trafiały do kin hurtowo. Pasuje do reszty sagi niemal jak pięść do nosa, nie sięga do poprzeczki zawieszonej przez MCU i nie zapowiada świetlanej przyszłości sadze o mutantach.

AUTOR Chester

Ten koleś, który póki co niczego nie osiągnął, ale ma parę planów i lubi dzielić się swoją opinią.

PRZECZYTAJ TAKŻE

[NEWS] „X-Men: Supernova” – Nowy Film z X-Men Potwierdzony!

Filmowe uniwersum spod znaku X-Men rozwija się w zastraszającym tempie. W sieci pojawiła się informacja dotycząca …

3 komentarze

  1. bardzo dobry film, nie rozumiem krytyki

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *