PANTEON / CYKLICZNE / [RECENZJA] X-Files: Chcę Wierzyć

[RECENZJA] X-Files: Chcę Wierzyć

UWAGA: Poniższy tekst zdradza niektóre wątki z serialu.

Kiedy w maju 2002 roku, w Stanach wyemitowano ostatni odcinek dziewiątego sezonu The X-Files fani zamarli w oczekiwaniu. Przecież historia nie mogła się tak skończyć. Mulder skazany na śmierć, Palacz zabity, a dwójka naszych ulubionych agentów FBI ucieka w nieznanym kierunku. Na stosowne odpowiedzi trzeba było czekać aż sześć lat, aż do premiery drugiego filmu pełnometrażowego The X-Files: I Want to Belive, którego seans wywołał, delikatnie mówiąc, dość mieszane uczucia. Jednak, jeśli na czymś da się zarobić pieniądze, to na pewno na miłości fanów do marki, więc wkrótce po premierze ukazała się książka Maxa Allana Collinsa, oparta na scenariuszu do ww. filmu.

Jeśli ktoś widział tę produkcję to w zasadzie zna też i powieść. Jej fabuła w niczym nie odbiega od scenariusza. Zaczyna się od porwania agentki FBI, wizji księdza-pedofila i Muldera ślęczącego nad wycinkami z gazet. A resztę to już znacie. Fabularnie dostajemy kolejny, zwykły odcinek Archiwum, choć nieco dłuższy niż normalnie. Pozbawiono go natomiast elementów mistycznych i części „większego planu” dostrzegalnego w poszczególnych odcinkach. W całości dominuje zwyczajna nauka, choć oczywiście, idąca zbyt daleko. Jedyne motywy nadprzyrodzone reprezentują wizje Ojca Joe, które choć starają się zachwiać naszą pewnością, co do ich prawdziwości, nie wywołują już tego dreszczyku „A może jednak?”, będącego niegdyś znakiem firmowym serii. Trudno też nie zauważyć, że całość nijak się ma do dramatycznego zakończenia dziewiątego sezonu. Fakt, że Mulder po tym wszystkim ukrywał się w domu Scully, a ona między czasie pracowała w szpitalu, wydaje się po prostu śmieszny. Jednak zarzuty te można postawić zarówno książce, jak i filmowi. Skupmy się więc na powieści.

Na każdej stronie pojawia się scena wyglądająca, jakby autor po prostu opisywał dobrze znane nam kadry. Nawet wyraźnie skupia się na tych fragmentach, na które kamera zrobiłaby najazd lub wyeksponowała szczególnym zbliżeniem. U czytelników znających film wywołuje to po prostu automatyczne odtwarzanie w głowie kolejnych scen znanych ze srebrnego ekranu, a u tych, którzy go nie oglądali, zwyczajną konsternację, jakby podświadomie wiedzieli, że coś z tymi opisami jest nie tak.

Dużą gratką dla fanów może być jednak aspekt, jakiego kino nie pokaże bez umieszczania w fabule postaci narratora, a ile takich odcinków The X-Files pamiętacie? Chodzi wniknięcie w myśli bohaterów, dowiedzenie się, co sądzą o sobie nawzajem bez konieczności odczytywania mimiki aktorów. O zrozumienie, co siedzi w głowach Foxa Muldera i Dany Scully – jedynych postaci, i nie ukrywajmy tego, których myśli tak naprawdę nas obchodzą. Dodatkową zaletą powieści, za którą trzeba być jednak wdzięcznym polskiemu tłumaczowi i wydawcom, jest umieszczenie drobnych przypisów wyjaśniających pewne niuanse amerykańskiej kultury niekoniecznie znane w Europie.

Samą książkę czyta się dość lekko i szybko. Niecałe 160 stron formatu A5 naprawdę nie stanowi wyzwania, szczególnie przy dość niewymagającym stylu autora, choć może to sprawić, że osoba nie będąca fanem serii zwyczajnie się znudzi. Jednakże nie wyobrażam sobie, iż ktoś nie znający serialu czy też nie mający do niego sentymentu, sięgnąłby po tę pozycję.

Powieść nie jest zła. Jest po prostu dokładną literacką kopią nienajlepszego, filmowego pierwowzoru, przez co niewiele wnosi w świat miłośnika-czytelnika i nie wywołuje też wyżyn zachwytu. Dla fanów na pewno będzie stanowiła ciekawe urozmaicenie czy też gratkę dla kolekcjonerów, jednak nie jest w stanie wnieść nic poza tym. Ot, taki dwu-, trzygodzinny zapychacz czasu.

Autorka: Powiało Chłodem

PRZECZYTAJ TAKŻE

[FELIETON] Święta Komiksiarza – Redakcyjne Propozycje Prezentów 2015

Do wigilii pozostało kilka ostatnich dni, czas na szperanie w poszukiwaniu prezentów powoli się kurczy. …

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *