Wreszcie! Nadszedł ten dzień, w którym na ekranach telewizorów zawitała animacja traktująca o grupie Strażników Galaktyki. Całość oczywiście nawiązuje do filmu o tym samym tytule (ang. Guardians of The Galaxy) w reżyserii Jamesa Gunna, mającego swoją kinową premierę na przełomie lipca i sierpnia 2014 roku. Poniższy tekst będzie miał formę bezspoilerowej mini-recenzji tego serialu animowanego, jak i zachęty do zapoznania się z nim. Całość długa raczej nie będzie, gdyż wczoraj/dziś wyświetlono dopiero pierwszy odcinek, więc zbyt wiele materiału, o którym można by było pisać na ten moment nie ma.
Jeszcze przed premierą nowej, animowanej serii Marvela, miałem spore obawy, że nie dorówna ona swojemu filmowemu odpowiednikowi pod względem interakcji między bohaterami, ich perypetii czy samego poczucia humoru. Ku mojemu zdziwieniu… to wszystko się tutaj znalazło. Co ciekawsze, Marvel przed premierą animowanych Strażników udostępnił w sieci 10 internetowych mini-odcinków (po 2 epizody na daną postać: Star-Lord, Rocket, Groot, Drax i Gamora) z dopiskiem Origins. Tłumaczą one jak każdy ze strażników wylądował w więzieniu i co doprowadziło do ich spotkania oraz uformowania całej grupy. Moim zdaniem, to naprawdę świetny pomysł, dzięki któremu widać jak na dłoni, że twórcy animacji dbają o szczegóły związane z fabułą, jak i samymi postaciami.
Wracając do odcinka 1×01 animowanych Strażników, pierwszym, co rzuciło mi się w oczy, a raczej uszy była… muzyka. Tak jest, nawet tutaj Marvel postanowił bezpośrednio nawiązać do filmowego, starszego brata. Utworem otwierającym serial jest – jak można łatwo zgadnąć – Hooked On A Feeling w wykonaniu zespołu Blue Swede. Reszta ścieżki dźwiękowej również nie schodzi poniżej wyznaczonego przez film poziomu, bo mamy tu do czynienia z muzyką zarówno skomponowaną na potrzeby animacji, jak i z klasyką rocka, którą co jakiś czas Star-Lord odpala na swoim leciwym, ale wciąż działającym Walkmanie. To naprawdę miły akcent, jak i ukłon w stronę produkcji z 2014. Jedynym aspektem, który mógłbym tutaj zaliczyć na minus to głosy postaci, które niestety różnią się od tych filmowych. Nie uświadczymy tutaj Chrisa Pratta w roli Star-Lorda, Zoe Saldany jako Gamory, Vina Diesela powtarzającego na różne sposoby charakterystyczne „I am Groot„, Dave’a Bautisty jako Draxa, czy Bradleya Coopera jako pyskatego szopa Rocketa. Oczwyiście kłamałbym gdybym powiedział, że nie spodziewałem się takiego obrotu spraw, bo sekretem nie jest fakt, iż popularni aktorzy mają swoją cenę, a żadna firma nie zapłaci takiej ilości gwiazd astronomiczno-bajońskich sum tylko za podkładanie głosów kilku postaciom w serialu animowanym (szczególnie gdy jedna stacja telewizyjna emituje kilka „kreskówek” opartych na popularnych, a co za tym idzie kasowych filmach. W przypadku kanału Disney XD będzie to teraz około 3-4 produkcji).
Odnośnie postaci mogę powiedzieć na pewno to, że ich design i ogólny wygląd również oparte są na filmowym pierwowzorze (tak, wiem, komiksy były jeszcze wcześniej, ale jak wiadomo MCU i animacje Marvela rządzą się własnymi prawami). Star-Lord nosi swoją czerwoną, skórzaną kurtkę, Rocket śmiga w pomarańczowym skafandrze, Gamora z kolei opięta jest w czarny, skórzany skafander. Drax jak na mięśniaka przystało, ciągle prezentuje swoje górne partie ciała, pokryte czerwonymi tatuażami/znamionami, a Groot wygląda jak żywcem wyjęty z filmu. Pojawia się nawet mały Groot wsadzony w doniczkę, a także mentor Petera, niebiesko-skóry Yondu, który wyglądem również przypomina filmową wersję odgrywaną przez Michaela Rookera.
Nie zabrakło też takich postaci jak Korath i Thanos (również wyglądający jak wyciągnięci prosto z filmu). Wisienką na torcie w tym wszystkim jest idealne odwzorowanie ikonicznego statku kosmicznego (z wersji filmowej), którym poruszają się Strażnicy – Milano. Co w tym takiego niesamowitego zapytacie? Chociażby to, że Strażnicy zdążyli już pojawić się w kilku innych serialach animowanych jak Ultimate Spider-Man i Avengers Assemble i niestety, nie prezentowali się tam specjalnie atrakcyjnie czy ciekawie. Traktowani byli po macoszemu albo jak zwyczajne zapychacze fabularne, które z główną fabułą miały niewiele wspólnego. Ich projekty pozostawiały wiele do życzenia. Jak widać, ludzie z Marvela uczą się na błędach i poprawili się przy swoim najnowszym „dziecku”.
Kolejnym atutem animowanych Guardians of The Galaxy jest niewątpliwie klimat i ton, w jakim cały serial jest utrzymany. Całość przypomina naprawdę dobrze skonstruowaną opowieść, stylizowaną na klasyczną space-operę połączoną z Indianą Jonesem, gdzie bohaterowie prócz bronienia słabszych oraz potrzebujących, w wolnych chwilach poszukują potężnych artefaktów i innych ciekawych przedmiotów. To wszystko oblane jest lekkim sosem z ogólnego wyluzowania, ironii, a także ciętych ripost, jakimi operują bohaterowie w rozmowach między sobą i nie tylko.
Na ten moment nic więcej na temat Marvel’s Guardians of The Galaxy: The Animated Series powiedzieć, czy napisać się po prostu nie da, ale po obejrzeniu pierwszego odcinka zdecydowanie można stwierdzić, że jest to pozycja z wielkim potencjałem, która tworzona jest z niesamowitą pieczołowitością. Osobiście jestem bardzo pozytywnie zaskoczony. Na pewno wyczekiwać będę każdego kolejnego epizodu z takim samym zniecierpliwieniem. Nie pozostaje mi nic innego jak tylko zachęcić Was do oglądania animowanych Strażników. Kolejne odcinki Marvel’s Guardians of The Galaxy: The Animated Series pojawiać się będą co sobotę na kanale Disney XD (chodzi tutaj o amerykańską wersję tego kanału, gdyż na razie nie wiadomo co z emisją na jego polskim odpowiedniku).
Autor: SQ