Jak co roku, największą programową atrakcją festiwalu w Łodzi były dla mnie spotkania autorskie. Tradycyjnie nie udało mi się zahaczyć o wszystkie, na które wstępnie planowałem, ale paneli z udziałem Briana Azzarello i Petera Milligana nie mogłem już przegapić. Zarówno jeden, jak i drugi, gościli już niegdyś w Polsce, ale niestety w czasach, kiedy jeszcze nie pojawiałem się na MFKiG. Odwiedziłem więc każdą z trzech konferencji, na których można było ich wysłuchać. O pierwszych dwóch nie będę się zbytnio rozpisywał, gdyż ich dokładny przebieg zaprezentują nagrania, które już wkrótce zobaczycie na Panteonie. Pozwolę sobie jednak zwięźle podzielić się moimi odczuciami.
Sobotnie spotkanie z Azzarello, Milliganem i edytorem Gregiem Lockardem, które dotyczyło ćwierćwiecza Vertigo, miało zdecydowanie największy potencjał – tylko tu w dyskusji brała udział aż trójka gości. Niestety ostatecznie nie udało się go wykorzystać. Rozmowa błądziła i często wracała do punktu wyjścia, o co raczej ciężko w tym przypadku winić akurat trio byłych pracowników Vertigo. Zamiast poznać kulisy powstania imprintu lub rządzące nim zasady, dowiedzieliśmy się wyłącznie tego, co wszyscy wiedzieli już wcześniej, czyli że zrewolucjonizował komiks, oferując treści dla dorosłych. Szkoda.
Niedzielny panel bez Milligana, na którym Azzarello i Lockard opowiadali o współpracy na linii scenarzysta-edytor był już znacznie konkretniejszy i faktycznie przybliżał uroki obu zawodów. Duet dopisał, przekomarzając się i sypiąc anegdotami jak z rękawa. Sprawiający bardzo poczciwe wrażenie, skromny Lockard stanowił zresztą ciekawy kontrast dla dość cynicznego i sarkastycznego Azzarello.
Kamera nie zarejestrowała najmniej obleganego spotkania, na którym o swojej twórczości opowiadał wspomniany Milligan, znany z pracy nad takimi tytułami, jak Batman, Hellblazer czy też Shade, The Changing Man. Rozmowę rozpoczęły pytania o fascynację scenarzysty dziełami Jamesa Joyce’a. Milligan opowiadał m.in. o tym, jak wielkie wrażenie wywarł na nim widok pośmiertnej maski autora Ulissesa. To właśnie ona zainspirowała go do napisania komiksu pt. Ostatnia powieść Jamesa Joyce’a, który został zilustrowany przez polskiego rysownika, Daniela Chmielewskiego, i ukazał się w 53. numerze Ziniola. Zapytany o potencjalne rozszerzenie tego pomysłu, zażartował, że maska będzie niedługo walczyć z Avengers i że zbiłby na takiej historii fortunę.
Na późniejszym etapie spotkania wspomniał także, że pracuje nad kontynuacją serii X-Statix Marvela, którą pisał w latach 2002-2006. Wskrzeszony tytuł ma koncentrować się na dzieciach bohaterów znanych z tamtego komiksu. Milligan tonował jednak nastroje, dając do zrozumienia, że ciągle istnieje ryzyko, że wydawnictwu nie spodobają się jego pomysły i z powrotu do X-Statix nic ostatecznie może nie wyjść. Radził czytelnikom czekać więc na konkrety.
Poruszony został także temat Kid Lobotomy, serii jego autorstwa wydawanej aktualnie przez IDW, a konkretnie imprint Black Crown, nazwany przez prowadzącego pewnego rodzaju nową inkarnacją Vertigo. Milligan, tak jak zresztą w sobotę, odżegnywał się od takich porównań, mówiąc, że zmieniają się wydawnictwa, ale nie ludzie, którzy dla nich pracują. To, że kiedyś publikował swoje prace w Vertigo, a teraz robi to w Black Crown, nie oznacza, że tych wydawców należy jakoś ze sobą zestawiać.
Następnie przyszła seria pytań, które miały na celu rozwiać pewne wątpliwości, związane ze starszymi komiksami Milligana. W pierwszej kolejności autor odniósł się do słów Teda McKeevera, rysownika The Extremist, który napisał niedawno na swoim blogu, że pierwotnie oprawą graficzną tego tytułu miał się zająć Brendan McCarthy. Zdaniem Milligana nie jest to prawdą, gdyż od początku szukał do tego komiksu odpowiedniego rysownika, który uchwyciłby jego wizję w sposób ekstremalny, ale na pewno niepornograficzny, ani nieuprzedmiatawiający. Ekspresjonistyczny, specyficzny styl McKeevera pasował do niej więc idealnie, w odróżnieniu do kreski McCarthy’ego, którą Milligan nazwał złośliwie czystą pornografią. Na podobne pytanie o to, kto był jego pierwszym wyborem w przypadku Girl, scenarzysta nie potrafił już odpowiedzieć, tłumacząc to tym, że lista potencjalnych rysowników jest zwykle szeroka i w niektórych przypadkach ciężko dziś stwierdzić na kogo najpierw zwrócił swoją uwagę. Rozwijając tę myśl, objaśnił także proces znajdowania artysty – pracując nad bardziej autorskimi dziełami zwykle wybiera go wspólnie z wydawcą, zaś w komiksach pisanych dla Marvela lub DC rysownika częściej proponuje góra. Nie znaczy to jednak, że jest on narzucany i Milligan nie może wyrazić sprzeciwu.
Autor zdradził również jakie ma sposoby na pisanie scenariuszy. W przeciwieństwie do większości swoich kolegów po fachu, woli pracować rano. W każde miejsce nosi ze sobą nieduży notes, który w przypływie weny zapełnia swoimi pomysłami. Przyznał się zresztą, że korzystał z niego także w Łodzi. Można zatem powiedzieć, że pobyt w Polsce był dla niego w pewnym stopniu inspirujący.
Padły też pytania o jego krótką przygodę z Hollywood i pracę nad scenariuszem do filmu Pielgrzym. Z tamtego okresu najlepiej zapamiętał sytuację, w której Ray Liotta – największa gwiazda produkcji – zażądał innego pokoju w hotelu, co skończyło się ostatecznie tym, że wymienił się nim właśnie z Milliganem. Scenarzysta nie mógł jednak narzekać na złe traktowanie, bo największy problem nowego apartamentu stanowiło to, że… był za duży. Wspominał ponadto, że miał wówczas przyjemność poznać wiele znanych osób ze świata kina, w tym chociażby młodą Charlize Theron.
Scenariuszy, których nie zdołał ostatecznie zrealizować w Fabryce Snów, raczej nie zamierza przekładać na przyszłe komiksy. Argumentował to zbyt dużymi różnicami między jednym medium, a drugim. Jego zdaniem skrypty do filmów pisze się kompletnie inaczej niż te na potrzeby powieści graficznych. Wszelkie próby ich dostosowania do innych środków przekazu kończą się zwykle spłyceniem pierwowzoru. Pozostając w temacie innych mediów, Milligan przyznał, że zna serial Brittania, który pojawił się na ekranach telewizorów rok po premierze jego komiksu pod tym samym tytułem. Podobieństwa między dziełami były spore, ale chyba jednak niewystarczające, żeby określić serial mianem plagiatu. Nieskromnie wtrącił także, że i tak jego Brittania jest lepsza.
Interesujące spotkanie zwieńczyły pytania o plany Milligana na przyszłość. Oprócz X-Statix i niewykluczonej ponownej współpracy z Piotrem Kowalskim, z którym współtworzył dla Dynamite Terminal Hero, scenarzysta zapowiedział także, że prawdopodobnie wkrótce połączy siły ze starą znajomą, Karen Berger, odpowiedzialną za sukces Vertigo. Pracuje również nad swoją pierwszą powieścią. W najbliższym czasie czytelnicy powinni zaś uświadczyć efektów jego kooperacji z nowym wydawcą określonym przez Milligana jako „Vertigo z uśmiechem”. Pisana przez niego dla Ahoy Comics seria pt. Happy Hours inspirowana jest jego pierwszym przyjazdem do Ameryki. Był wtedy w szoku, że wszyscy w Stanach sprawiali wrażenie „cholernie szczęśliwych”. Dla osoby, która całe życie spędziła na Wyspach Brytyjskich był to szok. Rozmowę skwitował, mówiąc, że w Anglii może i dominuje poczucie nieszczęścia, ale na pewno nie w takim stopniu jak w Polsce…