Komiks o jednej z najokrutniejszych postaci w historii Marvela to dość dziwny pomysł, bo przecież rzadko kiedy kibicuje się „ciemnej stronie”, szczególnie, gdy reprezentuje ją Thanos – Szalony Tytan, który wymordował mieszkańców swojej rodzimej planety. Złoczyńca nieraz walczył z Avengers czy Strażnikami Galaktyki, a za dwa lata zobaczymy jego walkę z superbohaterami w filmie Infinity War. Jak tu kibicować komuś, kto tak pała żądzą mordu? Nie da się, ale jak udowodnił nam Jason Aaron, może być nam Thanosa po prostu żal.
Zawsze myślałam, że Thanos jest po prostu szalony, że morduje, bo tak mu się podoba, dlatego nigdy nie byłam zainteresowana jego genezą. Prawda bardzo się od tego nie różni, ale jednak jest inna niż moje wyobrażenia. Rzadko podoba mi się uczłowieczanie złoczyńców, ale muszę przyznać, że w tym przypadku Aaron odwalił kawał świetnej roboty, bo widocznie czuje tą postać. Choć czytałam już kilka komiksów, w których superbohaterowie walczyli z Thanosem Niszczycielem to nigdy nie czytałam żadnej historii, w której byłby tak wspaniale napisany.Tytan wreszcie nabył charakteru i przestał być płaski. Teraz będę w nim widziała kogoś więcej niż tylko największego wroga Strazników Galaktyki.
Drugą najmocniejszą rzeczą w komiksie jest fabuła, która naprawdę wciąga. Thanos Powstaje to opowieść o korzeniach tytana. O roli przeznaczenia w życiu i o tragedii małego chłopca z planety Tytan, a także o tym, do czego dąży złoczyńca. Komiks przeczytałam jednym tchem. Ma wszystko to, co origin story powinno mieć, a oprócz tego ma coś więcej – plot twisty. Tego zupełnie nie spodziewałam się po tak niepozornym i cienkim komiksie. Bardzo chciałabym powiedzieć, że Thanos to komiks idealny, i nawet uważam, że w niektórych aspektach taki jest. Scenariusz jest niesamowity, a dialogi klimatycznie. Niestety Thanos Powstaje traci na ubogiej szacie graficznej. Jestem pewna, że dzieło Aarona odbiłoby się większym echem na świecie, gdyby tylko rysunki były bardziej wyraziste. Ja w roli rysownika widzę Dave’a Gibbons’a albo Alexa Rossa. Nie zrozumcie mnie źle – nie uważam, że rysunki Simone’a Peruzziego są brzydkie, ale mogły być o wiele lepsze. Średnich rysunków nie polepsza kolorystyka komiksu, która wydaje się odrobinę wyblakła. Lubię, gdy komiksy, których akcja odbywa się w galaktyce są kolorowe. Być może wzięło się to z tego, że podobają mi się starsze komiksy o Strażnikach Galaktyki (w których kolorów nie brakuje). Dlatego w moich oczach Thanos Powstaje dużo stracił na smutnych barwach. Gołym okiem można zauważyć, że pierwszy zeszyt wygląda o wiele lepiej niż kolejne. Wszystko za sprawą Simone Peruzziego, który na początku zajmował się kolorami. Żałuję, że pałeczkę przejął po nim Ive Svorcina.
Dużym atutem komiksu jest jego wydanie. Tym razem oprócz komiksu i galerii okładek dostaliśmy znakomite posłowie Oskara Rogowskiego, który opowiada o przyszłości szalonego tytana. Jedyne, czego żałuję to to, że Thanos Powstaje nie został wydany w twardej oprawie, bo na pewno nie raz będę wracała do tego komiksu.
Choć start Marvel Now w Polsce nie należał do najlepszych to muszę przyznać, że jest coraz lepiej. Mam nadzieję, że Egmont jeszcze nieraz zaskoczy mnie tak dobrym, nieznanym mi wcześniej komiksem. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, dlatego już nie mogę doczekać się Nieskończoności, w której Thanos odgrywa niemałą rolę…