PANTEON / RECENZJE / FELIETONY / [FELIETON] Boom na Filmy Superhero Według Adolfa – Druga Fala

[FELIETON] Boom na Filmy Superhero Według Adolfa – Druga Fala

Ostatnio poruszałem temat zmian w popkulturze, które spowodowały zalanie rynku filmami superhero. Czy nadchodzące produkcje mogą jeszcze czymś zaskoczyć? Zwłaszcza, że mierny 2011 rok nie robił dobrego wrażenia i przyszłość naszego hobby stanęła pod znakiem zapytania. Zniecierpliwieni widzowie zastanawiali się, kiedy w końcu doczekają się filmów na odpowiednim poziomie i czy w ogóle takie się pojawią. Mogliśmy czekać i mieć nadzieję, że zwyżka formy jaka miała miejsce się w ostatnich latach nie zacznie drastycznie opadać w dół, co przełoży się na niższe zainteresowanie ekranizacjami. W pewnym przełomowym roku fani piłki nożnej oczekiwali czerwcowych mistrzostw Europy, a środowisko nerdowsko-geekowskie swoje „święto” obchodziło już miesiąc wcześniej. To był rok, który zmienił rynek adaptacji komiksów superbohaterskich  na zawsze. Odmienił myślenie wielkich koncernów na to jak powinny wyglądać filmy. Wszystkie poglądy zaprezentowane w tekście są niezależną opinią autora i w żadnym wypadku nie odnoszą się do opinii redakcji.

2012


W 2012 roku zatrzęsły rynkiem trzy wielkie tytuły. Każdy śliniący się nerd z zapałem rzucił wszystko, by jak najszybciej pojawić się w kinie. Absolutną dominację wywalczył wielki film drużynowy – The Avengers. Na początku maja, w dniu premiery pracodawcy przeżywali boom urlopów na żądanie, a frekwencja w szkołach była najniższa od lat. Pierwszy raz zobaczyliśmy na dużym ekranie działających razem superbohaterów, którzy wcześniej pojawili się w solowych filmach. Tego typu crossovery się już wcześniej zdarzały na dużym ekranie (Alien vs. Predator, Freddy vs. Jason), ale nigdy nie przeniesiono na wielki ekran drużyny złożonej z kilku zupełnie różnych postaci amerykańskiego nurtu opowieści o obdarzonych mocami herosach. Do końca nie było pewne, czy kierunek jaki obrał Marvel jest właściwy. Po premierze Mścicieli już nikt nie miał wątpliwości, podjęte ryzyko zaowocowało spektakularnym triumfem. Avengersi rządzili box officem tygodniami, psując wyniki finansowe kolejnych, wchodzących do repertuaru tytułów. Dzięki fanom odwiedzającym kino po kilka razy, film stał się nie tylko olbrzymim komercyjnym sukcesem, trafił też na podium zarezerwowane dla najbardziej kasowych produkcji wszech czasów. Wpłynął również na plany konkurencyjnych wytwórni, które chciały szybko powtórzyć sukces Marvel Studios.

Kolejny film, który wyciągnął rekordową ilość kasy z portfeli to zakończenie trylogii Mrocznego Rycerza. Druga część wyznaczyła standardy – pokazała jak powinien wyglądać porządny sequel, lecz trójka poszła w swoją stronę. Nie wyszło źle, ale nie osiągnięto podobnego pułapu jakościowego jak wcześniej. The Dark Knight Rises zamyka serię filmów Nolana. Jest to odwrotność drogi Marvela, który w tym samym czasie rozbudowywał swoje wielkie uniwersum. Jednak ton filmów Nolana nie pozwalał iść w tą stronę, przez co świat adaptacji komiksów DC nie co na tym ucierpiał. Jako, że to co dostaliśmy dotychczas korzeniami sięgało roku 2005 (biorąc pod uwagę prace koncepcyjne to nawet wcześniej), to w 2012 nie przystawało do rynku i nie było wyjścia innego niż odcięcie się od tego dochodowego świata (m.in. przekroczony miliard w box office). Było to niełatwe, ale otuchy dodawał fakt, iż Batman to marka, która przetrwa nie jeden reboot, czego nie można powiedzieć o następnym filmie w zestawieniu.

The Amazing Spider-Man zachwycił psychofanów Człowieka Pająka i tylko nich. Dojrzali fani zdecydowanie najbardziej narzekali na ten obraz, lecz poczucie że oglądamy film dla nastolatków nie było najgorsze. Poważniejszy klimat mógł się podobać, jednak fabuła była zbyt otwarta, miała za wiele niedomówień i nierozstrzygniętych wątków. Start serii miał stanowić początek większego, zbudowanego wokół Pająka filmowego cyklu. Taką drogę obrało studio Sony, by konkurować z Marvelem. Jednak z jednym bohaterem trudno osiągnąć właściwy poziom. I tutaj mamy przykład na to, że nachalne budowanie wielkiego świata może bardziej zaszkodzić produkcji niż jej pomóc.

W roku, na który cywilizacja Majów wieszczyła koniec świata, spotkało nas też zaskoczenie ze strony Kronik Josha Tranka. To chyba pierwszy film z superludźmi kręcony z ręki. Do tego mało oklepane w kinie Seattle i mamy klimatyczną produkcję, która jednak utonęła głęboko pod innymi hiciorami. Za sam pomysł operowania kamerą w nietypowy dla gatunku sposób należy się uznanie i reżyser właśnie takie otrzymał dostając pod opiekę inną dużą markę. Stawkę zamykała słaba kontynuacja Ghost Ridera zatytułowana Spirit of Vengeance. Nawet nie był to czysty sequel, a raczej coś w rodzaju „duchowego następcy”.  Widać tu, że producenci się pogubili i niestety zmarnowali cenną markę. Sprawiło to, że szybko o nim zapomniano, a Sony zrzekło się praw do Płonącej Czachy.

Rynek seriali superhero w 2012 roku praktycznie nie istniał. Stan ten zmieniło dopiero pojawienie się Arrowa. Produkt słaby, lecz widzom jakoś to nie przeszkadza i do dziś łykają coraz nowsze odcinki, nasączone pierdołami, niekiedy do granic nieprzyzwoitości. Gościnne występy bohaterów ze świata DC – choć wizerunkowo gwałcone na potęgę – to wywołują gest uznania wśród fanów komiksów. Zabawne, że jest to identyczna sytuacja jaka miała miejsce przy okazji seansów z Tajemnicami Smallville. Arrow w drugiej fali zdaje się przyjmować taką samą rolę jak przygody młodego Supermana. Porównanie to jest nieprzypadkowe. Twórcy popełniają te same błędy, występują tak samo drętwi aktorzy i tak samo oklepana formuła dla nastolatków. Seriale te próbują być czymś więcej, a w praktyce okazują się niemiłym kompromisem, mającym pogodzić serial dla młodszych z gorącą licencją znanego superbohatera.

2013


W 2013, fani wciąż podjarani tym co zobaczyli rok wcześniej, polecieli do kin i nie zdawali sobie sprawy, że coś może pójść nie tak. Iron Man 3 był okrutnie słabym filmem, jednak żerując na sukcesie Avengers dorobił się nieprzyzwoicie wysokiej liczny widzów. Początkowo budżet tej produkcji planowany był na 130 mln zielonych papierków, po sukcesie grupy herosów został zwiększony do poziomu 180 mln. Jak widać nic to nie dało. Nie o to chodziło rozmarzonym fanom, którzy wyobrażali sobie przenikające się światy i Toniego Starka jako współczesnego Leonarda Da Vinci. O ile Joss Whedon to gość, któremu miliony geeków ufają w ciemno, tak człowiek odpowiedzialny za Kiss, kiss, bang, bang wyraźnie nie czuł klimatu – albo co gorsza czuł i to pazerny Disney za bardzo wpłynął na kształt filmu. To nie tak miało być. Cieszy zatem odcięcie się wytwórni od Roberta Downeya Juniora, który będzie się jedynie pojawiał gościnnie w Avengersach, ale skoro ma się rozwijać wielki świat to nie będzie on przyćmiewał swoją wyolbrzymioną popularnością innych aktorów, którzy w końcu też mają reklamować sobą inne postacie komiksowe – równowaga musi zostać zachowana.

Niewiele choć i tak lepszy, okazał się Man of Steel, który jednak mimo wad wiele znaczył dla wydawnictwa DC. Ten film miał rozpocząć budowę wielkiego uniwersum, prowadzić do Justice League – konkurenta Avengersów. Ilość smaczków i nawiązań wpakowanych do filmu świadczy o trosce jaką starano się mu nadać kompatybilności z innymi komiksowymi markami. Oczywiście w celu rozwinięcia świata, przygotowania gruntu pod wspólne uniwersum. Satelita firmy Wayne’a jest tego doskonałym przykładem, od razu wskazuje nam drogę jaką obrał obraz. Jedyną bolączką filmu okazał się… David Goyer, znany z przemycania do swoich dzieł głupich scen i kreślenia elementów fabularnych podążających w dziwnym kierunku. Na szczęście przy produkcji sequela jego wkład został zmarginalizowany.

Największą niespodzianką lata okazał się The Wolverine, który nie tylko rozwijał wielkie uniwersum filmów z mutantami, ale też wprowadził świeżość do serii poprzez wysłanie bohatera do dalekiej Japonii. Scena po napisach prowadziła bezpośrednio do wielkiego wydarzenia mającego zmienić świat mutantów na zawsze. I pomyśleć, że kiedyś takie zwroty akcji były używane tylko w przypadku komiksów, w których reboot świata miał nie tylko odmłodzić serie, ale i naprawić wiele nieścisłości. Powróćmy jeszcze do wcześniej poruszanego problemu ze znanymi aktorami. Hugh Jackman wcielający się w głównego bohatera cały czas napędza świat mutantów swoją charyzmą, entuzjazmem i oddaniem postaci Logana. Jest to aktor, który podobnie jak RDJ wyrobił sobie markę i zastąpienie go kimś innym to niełatwa decyzja dla wytwórni. Jest pewniakiem i to właśnie on dostał kolejny (a planowany jest jeszcze jeden) solowy film, a nie np. Deadpool, o którego bardzo mocno zabiegał hollywoodzki łamacz serc i fan komiksów w jednym – Ryan Reynolds. Gdy wyciekły zdjęcia testowe filmu z pyskatym najemnikiem w roli głównej, to fani mogli poczuć się urażeni, że studio nie chciało zainwestować w tak dobrze rokujący projekt. Zapewne kompromitująca wersja z X-Men Origins: Wolverine miała w tym jakiś udział, ale przecież o to chodzi żeby zatrzeć złe wrażenie i przywrócić postaci właściwy kształ. Jak wiemy polityka wymuszająca budowanie wielkich światów jest trochę inna od rozwiązań stosowanych w poprzedniej fali popularności herosów i Fox podobnie jak Marvel chce wypromować sobie inne twarze, które oczywiście będą tańsze w utrzymaniu i pozwolą lepiej rozwinąć świat ludzi obdarzonych niezwykłymi genami. Dlatego w końcu szansę dostał Deadpool, a by nie dać mu za dużo monopolu to pojawi się też lubiany przez komiksiarzy Gambit.

Zawiódł bardzo Kick-Ass 2, którego w Polsce potraktowano jako popierdółkę i to właściwe słowo określające film, z czym jestem pewien zgodzi się każdy fan, który musiał się napocić żeby znaleźć wyświetlające go kino. Thor: Mroczny Świat prezentował średni poziom i był kolejnym obrazem, który zasmucił fanów MCU i skłaniał do przemyśleń typu: „czy uniwersum w takiej formie jeszcze ma sens?”

Natomiast Arrow osadzone w świecie DC Comics radziło sobie coraz śmielej, więc żeby nie było za łatwo to dostało konkurencje w postaci dwóch seriali: The Tomorrow People (choć nie znam osoby, która dałaby radę obejrzeć ten serial w całości), a także Marvel’s Agents of S.H.I.E.L.D. Ci drudzy zaprezentowali jednak niemiłosiernie przeciętny poziom, co boli do dziś, ale superbohaterowie w telewizji konsekwentnie budowali swoją pozycję. Agenci wynieśli też tworzenie wielkich światów na nowy poziom. Historia mogła dziać się jednocześnie na dużym i małym ekranie, w pełnometrażowym filmie kinowym i telewizyjnym serialu tworząc piękne, zgodne uniwersum. Agenci już nie byli tak wspaniali jak świat, w którym się znaleźli, ale po kilku odcinkach zdołali przebić nawet poziom wyżej wspomnianego Arrow. Sam fakt, że MCU tak sprawnie rozrastało się na inne medium, niż kino sprawił, że konkurencja została daleko w tyle.

2014


Po wielu miesiącach wstydu, MCU podkopane przez wątpliwej jakości pozycje  reanimował Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz. Uratował szczególnie słabnący serial o agentach S.H.I.E.L.D., który sporo zyskał po przeniesieniu wydarzeń z filmu do scenariusza serii tv. Zastosowanie formuły cross-overa było odważnym krokiem, który wyraźnie się opłacił. Kapitan Ameryka był nie tylko rewelacyjnie przyjętym przez krytykę i widzów thrillerem politycznym, ale pokazał że wielkie skutki z jednego filmu mogą oddziaływać na cały ten świat.

Dobrze rozpoczęty rok 2014 zepsuła nieco druga część Spider-Mana, która jeszcze bardziej niż poprzednik, podobała się gorliwym fanom postaci i tylko im. Widać tu – podobnie jak w pierwszej części – pęd na budowanie filmowego świata i właśnie to sprawiło, że mniejsze znaczenie miała fabuła, a skupiono się bardziej na szybkim dopakowaniu filmu smaczkami, by w przyszłości dało się z niego wyciskać jeszcze więcej za pomocą różnych spin-offów. Mieliśmy przez to wrażenie, że oglądamy kolejny odcinek serialu. Serialu, który nowym epizodem rzuca raz na kilka lat.

Za to premiera filmu X-Men: Przeszłość, która nadejdzie przywróciła nadzieję w najstarsze filmowe uniwersum z nieprzeciętnymi ludźmi. Połączenie wcześniejszego First Class z trylogią dziejącą się w teraźniejszości, przeplatanie się obsady obu filmów, zrobienie swoistego Flashpointa pozwoli autorom skupić się w przyszłości na budowaniu świata od nowa, bez patrzenia w przeszłość. Szkoda, że ta seria nie będzie połączona z nadchodzącym rebootem marki Fantasic Four, za którego odpowiada twórca Kronik. Tym bardziej, że początkowo zapowiadało się, iż obie produkcje będą działy się we wspólnym świecie.

Strażnicy Galaktyki wbrew obawom wielu fanów okazały się bardzo dobrym filmem. Komediowy wydźwięk w żadnym wypadku nie zakłócił przyjemności odbioru. Dla branży był to też kolejny krok w rozwijaniu wielkiego uniwersum – tym razem sięgającego kosmosu. Został osiągnięty nowy poziom. Bez wątpienia nie stałoby się to, gdyby nie etapowe, wieloletnie budowanie MCU. Wspólne logo sprawia, że mniejsze marki w nim zawarte mogą się przebić do szerokiej świadomości i zarabiać na siebie równie dużo, co znane i oklepane patenty. Pamiętamy sytuację z Bladem. Gdyby Strażnicy ukazali się parę lat temu, jako samodzielna część, to pewnie byliby odbierani podobnie. Zdobyliby uznanie  fanów spece opery, którzy jednak nie kojarzyliby filmu z komiksem. Obecnie jest to trzeci najbardziej dochodowy film Marvel Studio.

Rewolucja nadchodzi także do telewizji. A może już dawno tam była? Spin-offy w serialach, nie tylko superbohaterskich są powszechne od bardzo dawna. W produkcjach rysunkowych sprawa jest jeszcze prostsza – nie trzeba polegać na twarzach wykreowanych przez aktorów. Pamiętamy jak rozwijało się animowane uniwersum DC, które później nie wiedzieć dlaczego zakończono. Restarty w serialach to też nic nowego, mieliśmy np. Witchblade, które zrestartowało cały sezon, a Smallville pokusiło się zaledwie o restart jednego odcinka (fani wiedzą o co chodzi – a nie chcę za bardzo spoilerami rzucać).

Ruszyła już emisja spin-off Arrowa opowiadającego o przygodach Flasha, co rodzi nowe uniwersum serialowe. Jest to o tyle ważne, że już dwa tytuły dzieją się w jednym świecie, co daje nowe możliwości budowania historii, jak i okazję na przeplatanie się fabuł. To coś, czego brakowało przygodom młodego Clarka Kenta – mieliśmy spory świat, wiele postaci i tylko jeden serial. Tu siła rażenia jest podwójna i miejmy nadzieję, że na tym się nie skończy. Oficjalnie oba seriale nie są częścią świata, w którym dzieją się filmy, ale pojawiające się nawiązania, jak i podejmowane decyzje castingowe, czy choćby ogrom zapowiedzi nowych seriali gdzie pojawiają się Ci sami bohaterowie – to wszystko (a nadgorliwi maniacy znaleźliby więcej) sprawia, że może nastąpić wielkie scalenie produkcji w jeden ekosystem.  Byłoby to wielkim wydarzeniem dla fanów, a także szansą dla DC/Warnera na rozbudowanie swojego świata (i przy okazji zarobienia paru milionów $). Czas pokaże czy tak się stanie.

Czy DC biegnie we właściwym kierunku?

Dostaliśmy też seriale Gotham i Constantine. Ten drugi rozwija mistyczną część uniwersum DC i są szanse, że stanie się elementem większego świata, co ma związek planami dotyczącymi realizacji filmu Justice League Dark.

Marvel zapowiedział ekranizację przygód Agentki Carter, ale na tym nie kończy. Dzięki współpracy z Netflixem wypuści 5 nowych seriali o street-levelowcach. Daredevil, Jessica Jones, Luke Cage i Iron Fist mają powtórzyć drogę jaką pokonali w kinie Avengersi, by spotkać się w Defenders. Wszystko oczywiście w ramach MCU, choć same seriale mają pozostać nieco na uboczu. Nie mamy się co spodziewać nachalnych powiązań z pełnometrażowymi filmami, choć na pewno nie zabraknie w nich masy nawiązań. Zwłaszcza jeśli chodzi o Jessicę Jones, gdzie specyfika komiksu wręcz wymusza poruszanie się po świecie pełnym herosów. Netflix to znakomita marka i to co wyprodukują prawie na pewno będzie prezentowało wysoką jakość, co potwierdzi każdy fan House of Cards, czy Orange is the New Black. Wygląda na to, że doczekamy się najlepszych seriali superhero jakie kiedykolwiek powstały, czego osiągnięcie nie będzie trudne zwłaszcza, że trykociarze nie osiągnęli jeszcze w tasiemcach pełnego potencjału.

Warto tu też wspomnieć o serialu dedykowanym konsoli PlayStation, a więc cyfrowej dystrybucji, bez ograniczeń związanych ze stacjami. Powers jest oparte na komiksach Briana Michaela Bendisa, gdzie jednostka policji zajmuje się problemami związanymi z superbohaterami. Produkcja podana w klimacie neo-noir do zobaczenia będzie już w grudniu. Druga fala popularności superbohaterów wciąż trwa, historia toczy się na naszych oczach. Będzie to dalszy rozwój wielkiej ekspansji w telewizji, ale także budowanie masywnych uniwersów, na które modę rozpoczęło The Avengers. Nawet DC, które od 2009 wypuszcza po 3, różne animacje rocznie, od tego roku postanowiło, że 2 z nich będą się działy w uniwersum opartym na komiksach cyklu New 52. Mamy więc kolejną próbę konsolidacji świata.

Jeśli chodzi o gry, to one też żyją swoim życiem, świetnie uzupełniają rynek. Marvel odebrał prawa do swoich tytułów zarówno firmie Activision, której ostatnim tytułem był Deadpool (na filmowe Spider-Many mają odrębną licencję) jak i Sedze, która psuła rynek filmowemu uniwersum poprzez tworzenie marnej jakości adaptacji. Disney celuje w jakość i musimy uzbroić się w cierpliwość, bo może się to opłacić i będziemy uraczeni świetnymi tytułami. Na razie ich działania wyglądają tak, że dostajemy drugą część Disney Infinity (gra wykorzystująca figurki), tym razem związaną z bohaterami Marvela, z której to młodsi fani mogą być zadowoleni, a samo studio szuka odpowiedniego developera, który sprosta wyzwaniu i na razie milczenie w tej kwestii wskazuje na to, że jeszcze go nie znalazło.

DC natomiast powiększa prestiż serii Arkham, którą z powodzeniem kontynuuje i rozbudowuje. Po średnim Origin, czekamy na doskonale promowany Arkham Knight. W międzyczasie uniwersum rozwija też kreskówka Assault on Arkham, która w przeciwieństwie do wydanego rok wcześniej Lego Batman, nie jest adaptacją. Jest to dosyć odważna animacja i należy pochwalić studio za obranie drogi, która zadowala zwłaszcza starszych fanów, którzy są także miłośnikami gry. Każdy miłośnik trykociarzy powinien się też zaopatrzyć w bijatykę Injustice: Gods Amongs Us, jakże idealną na nerdowskie wieczory. Wcielenie się w ulubioną postać daje masę radości. Niestety, jeśli chodzi o poważne gry, to nie ma nic poza tym. Może to dobrze, że jest ich mniej, ale wszystkie są bardzo dobre.

Dziwną sytuację mamy gdy Warner wydaje grę na licencji Marvela – mówimy tu o nowej części taśmowo produkowanych lego ludków. Lego Marvel Superheroes to całkiem przyjemna platformówka, zwłaszcza dla fanów tego wydawnictwa. Przede wszystkim za sprawą masy smaczków, a nawet występu Stana Lee (to już jego drugi jego występ w grze po TASM). Gra daje pogląd na to jakby mogło wyglądać MCU, gdyby Marvel miał pełen dostęp do swoich marek. Lego Batman również doczeka się kolejnej, już trzeciej odsłony. Sądzę, że zamiast cyferki i podtytułu Beyond Gotham, powinniśmy dostać niezależną część związaną z Lego Justice League.

Przytoczone wyżej fakty świetnie ukazują ostrożny kierunek jakim się kierowało przez lata Warner Bros. Tworzyli markę – np. Smallville, Arkham, Lego Batman itp. – a potem, zamiast zasypywać nas innymi dziejącymi się w tym świecie produktami,  rozwijali uniwersum wewnątrz jednej produkcji, cały czas twardo trzymając się wypracowanych podstaw. Takie działania nie pozwalały stworzyć czegoś większego i miejmy nadzieję, że korporacja szybko zerwie z tym schematem. Zapowiedzi dotyczące kilku filmów rocznie i to jeszcze z mniej eksploatowanymi postaciami jak Shazam, Wonder Woman, Aquaman, potwierdzają jednak, że będą one przepychane na zasadzie „film w świecie Batmana i Supermana”, podobnie jak Marvel promuje „świat Avengersów”. Gdy powstawało Batman TAS, to nikt nie myślał o tym żeby włączyć serial do większego świata, ale konsekwentne działania doprowadziły do zbudowania prawdziwego molocha. Pewnie dlatego DC i Warner nie śpieszą się żeby ogłosić współistnienie wszystkich produkcji – muszą to sobie spokojnie poukładać.

Kevin Feige, szef Marvel Studios ma wszystko z wyprzedzeniem przygotowane, plany MCU sięgają 2028 roku. Bracia Russo wspominali, że tytuł trzeciej części Kapitana Ameryki był już zaplanowany 10 lat temu. Właśnie takie skrupulatne dbanie o szczegóły jest znaczące przy tego rodzaju operacjach. Forsowanie wielkiego multimedialnego przedsięwzięcia na szybko, może być zgubne, co ilustruje przykład Sony i Spider-Mana. Warner i DC popełnili wiele błędów, ale uczą się na nich, co udowadnia decyzja, by filmy o superbohaterach nie miały komediowego charakteru. Porażka Zielonej Latarni to była cenna lekcja i dobrze wiedzieć, że nie poszła na marne. Dlatego właśnie wierzę w wielkie plany i mnogość produkcji dziejących się w tym samym świecie. To nie tylko fanaberia Adolfa, ale także wielka szansa dla wytwórni i fanów.

Od 2017 roku będziemy dostawali sporo filmów od każdej korporacji, a telewizję opanuje niespotykana wcześniej ilość seriali z superbohaterami. Już w pilotach tych produkcji widzimy mnogość odniesień i powiązań z innymi licencjami. Po zajściach w Zimowym Żołnierzu, Marvel szykuje kolejne wielkie wydarzenie, które wstrząśnie całym MCU i to na wiele lat. Głupio by było, gdyby konkurencja nie miała swoich zmieniających losy świata eventów. Wyobraźcie sobie, że np. nadejście Darkseida w filmowym Justice League możemy odczuć w serialach. Arrow w starciu z intergangiem, który wykorzystuje artefakty z planety Apocalypse, czy Constantine na tropie parademonów, do tego przewijająca się w produkcjach audycja Gloriusa Godfreya. By na końcu pokazać efekty walki całego świata z inwazją kosmicznych najeźdźców. To byłoby coś pięknego.

DC nie ma problemów z prawami do własnych postaci, Marvel jest rozbity. Sytuacja zmusza studio do dziwnych kroków. O ile z Sony umieją się dogadać, co może zaowocować w przyszłości pewnymi benefitami, tak z Foxem nie jest im po drodze. W poprzednim tekście wspominałem już o serialu Mutant X, stworzonym przez Marvela, który przypominał X-Menów, do których nie mieli praw, a na dodatek wzbudzał uczucia porównywalne do tych, pojawiających się podczas wizyt na tandetnym, rosyjskim bazarze. Problemowe okazało się użycie słowa „mutant”, które na dodatek połączono z niefortunną literką X (tytuł nawiązywał też do Generation X – filmu telewizyjnego z X-Menami). Wściekłość ludzi z Foxa, którzy wykupili prawa do ekranizacji X-Menów za niemałe miliony i musieli płacić za ich utrzymanie, sprowadziła sprawę do sądu. Wygrał w końcu Marvel mogący – zgodnie z orzeczeniem –  przepchnąć serial do telewizji, jednak musiał wprowadzić kilka poprawek, by odciąć się od filmów.

Śmiałe wejście w drogę wytwórni mającej prawa do „tych właściwych” mutantów może odbijać się dziś na wzajemnych relacjach obu gigantów. Jest jasne, że nie ma mowy o połączeniu MCU ze światem homo-superior. Marvel za to nadal podejmuje starania, by utrudnić życie przeciwnikowi. Fantastic Four to coś na czym zależało im najbardziej, ze względu na rozwój kosmicznej części uniwersum. Marvel był gotowy nawet przedłużyć Foxowi prawa do dysponowania postacią Daredevila byleby dostać w swoje łapy Fantastyczną Czwórkę. Niestety, w ostatniej chwili Fox wznowił prace nad filmem i Dom Pomysłów musiał obejść się smakiem. Zemsta okazała się straszna. Drużyna z czwórką bohaterów zniknęła z komiksów! Usunięto także ich wizerunki we wszelkich materiałach związanych z 75-rocznicą Marvela, a nawet zaprzestano sprzedawać zabawki przedstawiające członków drużyny!

X-Menów również spotkała degradacja. Szepty mówią, że zostaną zastąpieni grupą Inhumans, którą się obecnie co raz mocniej promuje się w komiksach. A co z Loganem? Ten… umrze. W serii komiksów Wolverine & X-Men rolę Rosomaka przejmie… Spider-Man. Ten przyjazny gest niewątpliwie jest wyciągnięciem ręki do mającej problemy finansowe korporacji Sony, z którą studio bez wątpienia zamierza się dogadać. Kinowy Spider-Man to już nie jest ta marka co kiedyś i wzajemna współpraca może przynieść korzyści nie tylko wytwórniom, ale również nam wszystkim. Nie jest chyba niespodzianką zapowiedziana śmierć Deadpoola. Marvel nie ma skrupułów, zrobi wszystko by utrudnić życie konkurencji.

Zapowiedzi ogromnej liczby produkcji kinowych i telewizyjnych nastrajają nas pozytywnie. Z pewnością w najbliższej przyszłości będą wyciekać kolejne niespodzianki, jak ostatnio serial z Supergirl, czy news o Młodych Tytanach, co niejako wskazuje, że coś może być na rzeczy jeśli chodzi o kreowanie większego świata. Mściciele sprawili, że rynek się rozwija dynamicznie nie tylko w skali ilości, ale również jakości. Nie byłoby tego wszystkiego, gdyby w 96 roku Marvel nie ogłosił bankructwa.

Autor: Adolf

PRZECZYTAJ TAKŻE

[RECENZJA] Batman Ziemia Jeden tom 3.

Od ponad dekady w mniejszym lub większym stopniu jestem zmuszony narzekać na większość rozwiązań w …

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *