MFKiG dla świeżaka – Maja R.
Tegoroczny Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi był dla mnie debiutem; nie pytajcie mnie, czemu nie byłam wcześniej. Sama żałuję, że wybrałam się dopiero w tym roku, bo nie chcę nawet myśleć o tym, co mnie ominęło na wcześniejszych edycjach.
Najbardziej urzekła mnie atmosfera całego eventu. Czułam się wspaniale, choć lekko onieśmielona na samym początku. Znałam ten festiwal z opowiadań pozostałych redaktorów Panteonu, i głównie dzięki nim zdecydowanie będę powracać do Łodzi na MFKiG co roku (pomimo tego, że zdjęcie zbiorowe zrobili po moim odjeździe). Nie wyobrażam sobie innych towarzyszy, bo kto inny zrozumie, czemu akurat ten zeszyt czy tom muszę mieć w swojej kolekcji i czemu jestem tak podekscytowana i zadowolona tym, że go odnalazłam? (Tutaj pozdrawiam chłopaków pracujących na stoisku ATOM Comics, bo do kasy podchodziłam kilka razy; za każdym razem kiedy odchodziłam znajdowałam kolejną zeszytówkę, którą musiałam kupić.)
Możliwość obcowania nie tylko z innymi komiksiarzami, ale również twórcami, zarówno polskimi jak i zagranicznymi to coś, czego inne konwenty mogą temu pozazdrościć. Do Azzarello nie podeszłam, ale podpis na moim egzemplarzu Man:Plus od Andre Araujo zdobyłam. Nie wspomnę już nawet o pieniądzach wydanych na komiksy, których brakowało mi na półce, plus kilku, których nie wiedziałam, że potrzebowałam.
Znowu, jak to bywa na konwentach, prelekcji na które udało mi się pójść było aż… trzy. Jedną z nich był jeden z paneli United States of Komiks, opowiadający o komiksach dla tych, którzy jeszcze w nie nie potrafią. Panel był bardzo fajnie poprowadzony, chociaż większość ze wspomnianych pozycji znałam. Dwa kolejne prowadziła Małgorzata Chudziak (Egzaltowana w mediach społecznościowych). Obie były o Robinach, ale jedna poświęcona była Jesanowi Toddowi. Do fanek DC Comics nie należę, ale Gosia zdecydowanie przekonała mnie do zajrzenia do kilku komiksów; szczególnie tych bardziej absurdalnych.
Na sam koniec nie pozostaje mi nic innego jak oddać głos reszcie redakcji, ale zanim to… Jeśli nie było na Was jeszcze na MFKiG ani razu to straszne z Was trąby, bo nie wiecie, co tracicie.
Maniek na MFKiG – Martyna
Przyznam się bez bicia i owijania w bawełnę. Na MFKiG jeżdżę głównie żeby spotkać się ze znajomymi z Panteonu (i z Łośkiem). To przyjemne uczucie kiedy mówisz o komiksie, a słuchający rozumie o czym mówisz i traktuje twoją wypowiedź poważnie. Sam klimat festiwalu jest dla mnie troszkę za spokojny. Świetny sposób na wyciszenie się po pracy (co dużo mówi o specyfice mojego zawodu).
Byłam na kilku prelekcjach. Najbardziej spodobały mi się te prowadzone przez Blue Bird z bloga egzaltowana.com. Naprawdę zachęciła mnie do głębszego zapoznania historii Jasona Todda chociaż Bat-rodzina to nie moja para kaloszy. Oczywiście nie obyło się bez zakupów. Stopniowo uzupełniam moją kolekcję przygód Niepokonanych Galów oraz Chew od Johna Laymana. Dałam szansę nowo powstałemu wydawnictwu KBOOM. Wsparłam kolegę zaopatrując się w Cholerną Planetę (lokowanie produktu) Poza tym moja wewnętrzna Chytra Baba nie mogła przejść obojętnie wobec tylu promocji.
Dobra rada – jeśli, tak jak ja, macie kredyt hipoteczny nie wybierajcie się na MFKiG. Inaczej po powrocie będziecie jęczeć, że nie macie za co żyć. Jeszcze lepsza rada – jeśli macie kredyt hipoteczny koniecznie wybierzcie się na festiwal do Łodzi. Po powrocie będziecie jęczeć, że nie macie za co żyć, ale za to będziecie mieli świetne wspomnienia z pobytu i mnóstwo lektury na jesienne wieczory.
Niezawodnie – Chester
Tegoroczny Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi ma dla mnie znaczenie szczególne. Bo choć nie przypadła wraz z nim żadna okrągła rocznica, to powstała bardzo ładna i w miarę sentymentalna klamra narracyjna. Jak zapewne wszystkim Wam wiadomo, w tym roku Łódź odwiedził sam Brian Azzarello – scenarzysta m.in. 100 Naboi. Poprzednio zawitał doń w roku 2012, kiedy to pewien młody chłopak po raz pierwszy nabył za własne pieniądze „poważny” komiks, wykraczający swym mrokiem poza Giganty z Kaczorem Donaldem. A gdy 6 lat później na tymże komiksie znalazł się autograf Briana Azzarello, na końcu metaforycznego zdania pojawiła się kropka. Nie zakładałem wtedy, że będę kiedykolwiek recenzował komiksy choćby hobbystycznie, a tym bardziej, że dane mi będzie rozmawiać z ulubionymi twórcami. Ale starczy sentymentów. Jak MFKiG wypadł jako całość?
Jak co roku – fajnie. Z tymi samymi plusami i minusami. O kultowych już kolejkach pisze się co roku, a ja ponownie nie mogę się doń ustosunkować. Bo choć widziałem tłum wyczekujący na swe papierowe przepaski niczym na mięso za czasów PRL, nie wiem jak szybko wszedł w ich posiadanie. Akredytacje prasowe to jedno, ale zakup biletu drogą internetową, zdaje się niwelować ten problem z stopniu znacznym. Może za rok więcej osób się o nich dowie. Po przekroczeniu progu Atlas Areny wita nas zeszłoroczny nieobecny. Multiversum do spółki z Azylem Komiksu przypomnieli nam i naszym portfelom co my tutaj robimy. A gdy pobieżne oględziny regałów komiksów zagranicznych dobiegły końca, nadszedł czas by wyruszyć w podróż wokół reszty straganów.
Naprawdę szanuję konsekwencje organizatorów, że na tak wielkiej imprezie, rokrocznie znajduje się miejsce i dla gigantów rynku, jak i pomniejszych twórców i wydawnictw. To pozwala nam napędzać zarówno wielką machinę komiksowego mainsteramu z USA, jak i wspierać nasz rodzimy biznes, który nigdy nie powinien stać w niczyim cieniu. Ergo, proporcje moich zakupów starałem się rozdysponować proporcjonalnie, dla każdego po trochu. Archiwalne/nowe, niszowe/popularne, zagraniczne/polskie itd. A gdyby samych komiksów było mało, wystawcy zadbali o masę gadżetów, które z dumą można było przywdziać, nakleić czy choćby zjeść i wypić (mój pierwszy kontakt z bubble tea będę we wspomnieniach otaczać aurą nieskrępowanej dziecięcej radości)
Mniejszą dawką pozytywów okrasić muszę niestety część prelegencką. Oczywiście, wszystko zależy od prezentującego oraz tematu jaki podejmuje. Jednakże, gdy moje stopy przekroczyły już próg wybiórczo klimatyzowanej sali, czasami nie sposób było nie spojrzeć znacząco na osoby siedzące z boku, by po chwili wymownie opuścić salę. Nie będę przywoływał nazwisk, wszak nie o nagonkę tu chodzi. Mam jednak nadzieję, że niektórzy z prowadzących będą pamiętać, że nie każdy słuchacz to ich dobry ziomeczek, a usystematyzowanie prezentacji wyjdzie wszystkim tylko na dobre.
Pozytywnie natomiast odebrałem segmenty związane z dyskusjami. Redakcyjny kolega Paweł, miał przyjemność pokonwersować z kilkoma uznanymi twórcami, a mi za każdym razem słuchało się tego z przyjemnością. Nawet pomniejsze potknięcia nie okazały się preludium do bolesnego upadku, a wyłącznie chwilową utratą równowagi. Zarówno Pani Niemczyk, jak i trio Azzarello/Lockard/Milligan czuli się chyba dość dobrze w towarzystwie prelegenta, a publiczność swoimi pytaniami nie zepsuła tej atmosfery. A do młodych ludzi najlepiej podchodzić po cichu i od tyłu…
Naprawdę ciężko mi mówić MFKiG w jakikolwiek sposób analityczny. Co roku bawię się na niej naprawdę dobrze, a edycja A.D. 2018 nie jest wyjątkiem. Wypaliło wszystko, co wypalić powinno (foodtrucków nie liczę, tutaj dano ciała), portfel opróżniłem z niemałą satysfakcją, a za rok kiedy tu wrócę, nadal będę chciał współtworzyć tę imprezę. Może jako prelegent, może jako przedstawiciel prasy, a może po prostu jako zwykły nerd, który szuka dobrego miejsca na spędzenie weekendu z popkulturą, którą tak lubi.