Mierząca 594,3 m n.p.m Łysa Góra, wg. wielu legend stanowiła niegdyś miejsce zgromadzeń czarownic, określane wdzięcznym mianem Sabatu. Historie te, stanowiące nieodłączny element wierzeń ludowych, dziś podtrzymywane są w ramach segmentu popkultury nazywanego fantastyką. Nic zatem dziwnego, że województwo świętokrzyskie, w którym ów szczyt się znajduje, obfituje w imprezy poświęcone takiej tematyce. Jednym ze stosunkowo nowych tego typu wydarzeń jest Sabat Fiction-Fest, którego druga edycja miała miejsce pod koniec września 2015 roku. Jako mieszkaniec Kielc nie mogłem, po prostu nie mogłem, opuścić okazji do uczestnictwa w tym evencie. Wyposażony w aparat, wraz z Zielonym Lisem, odwiedziłem Targi Kielce w drugi dzień konwentu.
Na początku muszę się do czegoś przyznać, Sabat Fiction-Fest wyobrażałem sobie jako imprezę spektakularną jeśli chodzi o skalę. Zdjęcia z poprzednich edycji, ogłaszane atrakcje, a także, bądź raczej przede wszystkim miejsce imprezy, rodziły w moich oczach obraz ogromnego przedsięwzięcia. Założenie to okazało się błędne. Nie jest to jednak żaden zarzut, o pretensjach do organizatorów SFF, nie ma mowy. Po prostu fakt, o którym wspomnieć muszę ze względu na pojawiające się w późniejszej części owej relacji wnioski.
Przed pojawieniem się na konwencie, chcąc uczestniczyć w wydarzeniu nie tylko jako gość, ale także jako prowadzący panel, również i ja postanowiłem zgłosić swój punkt do programu. Gdy ten, parę dni później, został udostępniony na oficjalnej stronie Sabatu, zauważyć dało się niski procent jaki w całości przedsięwzięcia stanowiły komiksy (nie licząc – rzecz jasna – mangi). Podejmuję zatem misję zmiany tego stanu rzeczy na przyszył edycjach, mam bowiem olbrzymią ochotę się na nich pojawić. Mimo, iż Sabat Fiction-Fest nie należy do grona największych konwentów w kraju, organizatorzy dokładają wszelkich starań, by impreza nie odbiegała od standardów najbardziej prestiżowych wydarzeń tego rodzaju. Solidnie zorganizowany konkurs cosplay, zaproszenie znanych autorów historii fantastycznych, masa wystawców oraz kilka sal, w których odbywały się prelekcje (działających nawet do północy).
Organizatorzy zadbali przy tym o to, by słuchacze nie musieli stawiać czoła problemom logistycznym, dla chcących spędzić na konwencie więcej niż parę godzin, przygotowany został sleeproom, umiejscowiony w tym samym budynku, co cała impreza. Usytuowany w takim miejscu, by impreza nie zakłócała odpoczynku. Niestety, pomieszczenia wyznaczone do spania nie zostały jakoś szczególnie oznaczone, co stanowi drobną wadę, która, choć może nie razi wyjątkowo mocno, warta jest w przyszłości naprawy, gdyż na pewno ułatwiłoby to wielu konwentowiczom korzystanie z imprezy w pełni.
A korzystać było z czego. Począwszy od pokaźnej ilości prelekcji (ja osobiście wziąłem udział w interesującym wykładzie poświęconym magii ziół, prowadzonym przez naszą redakcyjną koleżankę, Powiało Chłodem), przez spotkania z autorami (jak np. ze Stefanem Dardą) po atrakcje zorganizowane przez przybyłych gości, jak chociażby stoisko Retro Games, czy nauka strzelania z łuku oraz pokazy samurajskich walk. Refleks i inteligencję można było sprawdzić grając w gierki, nie tylko video. Uczestnicy rządni rywalizacji, mogli wziąć udział w kilku zorganizowanych konkursach. Mnie osobiście najbardziej przypadła do gustu wypożyczalnia komiksowa, gdzie każdy mógł podejść, wziąć sobie komiks i pochłonąć go na miejscu (niestety, nim dowiedziałem się o tej fenomenalnej atrakcji, moje oczy padały ze zmęczenia).
Swój panel poświęciłem w pełni Spider-Manowi, w ramach prelekcji opowiedziałem jego historię, nie tylko w ujęciu komiksowej fabuły, ale również mając na uwadze kulisy powstawania tego kultowego dzisiaj bohatera.
Wiele osób nie wyobraża sobie opuszczenia konwentu bez choćby najdrobniejszej pamiątki. Organizatorzy zadbali o możliwość zaspokojenia i tej potrzeby, umozliwiając uczestnikom zakup pamiątkowego gadżetu, czy też poszerzenie swej domowej biblioteczki o książki bądź komiksy.
Kolejnym, nieodłącznym wręcz elementem konwentów są oczywiście cosplayerzy, których także i na Sabacie nie zabrakło. Wyraźnie się wyróżniała pokaźna grupa ludzi w kostiumach z armią futrzaków na czele (przy których się na sekundę jeszcze zatrzymam – otóż grupa ta, w sobotę udała się na ulice Kielc, wzbogacając obywający się wówczas na ulicach miasta, festyn rodzinny, należy się im ogrom braw, bowiem na pewno pluszowe zwierzaki wywołały uśmiech na twarzy niejednego dzieciaka, który w towarzystwie rodziców uczestniczył w tymże pikniku). Cosplayerzy chętnie pozowali do zdjęć, tworząc okazje do strzelenia pamiątkowej fotki z uwielbianą przez siebie postacią oraz wzbudzając radość i nakłaniając innych uczestników do wspólnego tańca. Zabawa była przednia i żywię głęboką nadzieję, że dane mi będzie uczestniczyć w kolejnej odsłonie Sabatu.
Słowem podsumowania, Sabat Fiction-Fest, to raczkujące dziecię świętokrzyskiej społeczności miłośników fantastyki, które już w drugim roku swojego istnienia wykazuje ogromny potencjał. Jestem pewien, że przy odrobinie samozaparcia, w przeciągu kilku lat impreza ta rozrośnie się do naprawdę pokaźnych rozmiarów, stając się kolejną wizytówką Kielc, czego oczywiście organizatorom życzę w imieniu swoim i całej redakcji.