Amerykańskie święta przeniknęły do naszej kultury dosyć głęboko. O ile jednak Hallowen czy Walentynki nie każdego mogą obchodzić, tak każdy wchodzący na strony takie jak nasza, nie może przejść obojętnie wobec celebrowania Free Comic Book Day. Pierwsza sobota maja (u nas druga), to czas gdy fani historii obrazkowych mogą dostać w swoje ręce masę darmowych wydań, specjalnie udostępnianych na ten dzień przez wydawców. W Polsce takie rzeczy miały miejsce tylko dzięki importowi prywatnych sklepów. Od zeszłego roku zeszytówkę może zdobyć każdy. Wszystko dzięki imprezie organizowanej w Bibliotece Uniwersyteckiej w Poznaniu. A ta chwali się swoją obwoźną kolekcją komiksów, sięgającą ponad 7 tys. egzemplarzy.
Na drugą edycję Dnia Darmowego Komiksu udałem się po krótkiej drzemce. Ospały po nocce, nie bardzo wiedziałem czego się spodziewać, więc w pośpiechu, w tramwaju sprawdzam co mi google wyrzuciło na wierzch. Prelekcja o Billu Fingerze i Bobie Kane, to może być ciekawe. Jednak napotkany na korytarzu prowadzący nic nie wiedział na ten temat. W zeszłym roku prowadził takie coś… I szybko spostrzegłem, że google podało mi program do archiwalnego wydarzenia. Na szczęście tuż obok znajduje się punkt z informacją, lecz zapytany chłopak nie tylko nie umiał mi powiedzieć gdzie są jakie sale, ale nawet nie miał programu dla gości. Jednak teren nie duży, szybko uporządkowałem sobie w głowie co gdzie jest, a lista prelekcji wywieszona na drzwiach wyglądała ciekawie.
Pierwszą odrzuciłem ze względu na tematykę – słuchanie o kreskówce z Cartoon Network – na to już jestem za stary, nieważne jak wielkim fenomenem się okazała. Za dwa lata trzydziestka stuknie. Wolałem iść wyłudzić jakiś bezpłatny komiks. Tu też czekała mnie niespodzianka. Pani wcisnęła mi jakiegoś Zina i niechętnie drugą zeszytówkę, stwierdziła, że jedna sztuka na osobę! Rozumiem, że mały nakład, ale to przesada. Od drugiej panny udało mi się jeszcze wycisnąć inny tytuł i postanowiłem wrócić tam później, przy bardziej sprzyjających okolicznościach.
Pozostało mi tylko rozglądanie się za cosplayerami. A tych było… mało. Super Pyry, Superbohaterska Liga ze Szczecina… Za mało indywidualnych jednostek. Udając się za tłumem przebierańców, trafiłem na poddasze. O ile w Bibliotece panowała duchota, tak tam było wyjątkowo parno. Pot lał się strumieniami. Gdy sympatyzujący z redakcją Don Mario prosił bym poprawił mu kostium, to dotykałem jednej, wielkiej przepoconej szmaty! Mimo to, na miejscu zastałem ciekawą sytuację. Zwinny Spider-Man prowadził zajęcia dla najmłodszych. Dzieci wesoło się bawiły w gimnastykę, a do ekipy dołączył Groot, czym Don Mario wzbudził jeszcze większą radość.
Najważniejsze są jednak prelekcje. Te na których byłem, prezentowały dobrą jakość. Prowadziły je osoby obeznane z branżą i znały się dobrze na temacie. Joachim Tumanowicza ze Szczecina, znany youtuber, prowadzący program Szafa z Komiksami, dzielił się z publicznością swoją wiedzą codzienną. Przede wszystkim gdzie kupować komiksy (naturalnie, że w księgarniach, a nie sieciówkach) oraz jakie tytuły wydane na polskim rynku są warte uwagi.
Dobre rady i rekomendacje, okraszone zasłużoną krytyką filmu Man of Steel, były cenną wskazówką dla początkujących, którzy nie wiedzą co w zalewie zeszytów jest warte uwagi. Zaskoczeniem był punkt programu prowadzony przez redaktora naczelnego SuperHero Magazynu. O mało co nie ubrałem się w taki sam t-shirt ze Spider-Manem z popularnej sieciówki, starszy model odzienia z artem Marca Silvestiri lepiej się sprawdził. Prelegent na warsztat wziął postać Venoma i choć połowę czasu mówił też o innych rzeczach, to sposób w jaki przedstawiał on coraz bardziej degenerującą się postać symbionta, był zabawny i ciekawy.
Kolejnym punktem programu w dużej sali z prelekcjami był konkurs wiedzy o superbohaterach. Wstyd mi, ponieważ podczas jesiennego Comics Wars, z pośpiechu odpowiedziałem źle na jedno pytanie. Ambicja zmusiła mnie żebym się odkuł. Tym razem były dwie wersje testów. Jedna normalna, druga dla osób poniżej 14 roku życia. Tych młodszych nie było na sali zbyt dużo, więc wszyscy z automatu wygrali. Jednak standardowe pytania nie były zbyt trudne, nawet mały chłopiec imponował znajomością odpowiedzi.
Szybko wypełniłem poprawnie wszystkie rubryki i niestety, wcześniej dwie osoby również odpowiedziały dobrze. Z cierpliwością czekałem na ogłoszenie wyników, dowiadując się przy okazji ważnego spoilera z lecącego w kinach Avengers – Spider-Man umrze! Gdy w końcu prowadzący rywalizację Kelen z małym zawahaniem (magia ksywki) oznajmił, że Adolf zajmuje 3 miejsce, to wszelkie kompleksy zostały wyleczone. Siatka z logo Muchy sprawiła jednak, że nie było sensu robić zakupów na stoisku KiKu, ale odwiedzę ten sklep w tygodniu, zapytać o tytuły polecane przez „Szafę”.
Na korytarzu można było złapać twórców m.in. SuperHero Magazynu, który udało mi się zdobyć bezpłatnie jako jedną z nagród w konkursie i muszę przyznać, że jak na lekko ponad 10 zł, to prezentuje całkiem przyzwoicie merytoryczną treść. Świeże numery polskich komiksów można było kupić bezpośrednio u twórców, a nie muszę mówić że zeszyty okraszone autografami mogą stanowić niezłą gratkę. Bądźcie czujni, bo Panteon niedługo wróci do tematu.
Twórcy nierzucającego się w oczy Incognito, złodziejskiego Lisa i co ciekawe Nieustraszonego Szpaka, brzmiącego po angielsku tak samo jak miasto ze smutnego serialu Arrow, tym razem mieli towarzystwo. Prawie niezauważony, pomiędzy dużymi graczami promował się komiks Filipa Bąka o wielkim robocie Daro. Miło powitać nowego gracza na rynku. Pickador, rysownik Szpaka z nienagannie przystrzyżoną bródką, prowadził także ciekawy panel poświęcony ponadczasowym schematom w filmach. Publiczności uświadomił, że topowe produkcje jadą na pewnym oklepanym schemacie sięgającym daleko wstecz. Czasów biblii i mitologii greckiej.
Żeby wyrwać darmówki można było to zrobić na dwa sposoby – zrobić zakupy w Multiversum, albo iść na wspomniane już wyżej stoisko. Na szczęście wieczorem dzięki lekko kumoterskim powiązaniom udało mi się zdobyć jakąś rozsądną ilość bezpłatnych komiksów. Miejmy nadzieje że koledzy z redakcji następnym razem dołączają do mnie, a nie tradycyjnie będą żerować na tym co wyłowiłem, heh. Na podsumowanie mogę powiedzieć, że o udanym wyjściu świadczyło właśnie to, że nie wydałem ani grosza, a dzięki darmówkom, „prezentom” i nagrodom, dźwigałem pełne reklamówki. W końcowej prywacie pozdrawiamy zwłaszcza panią, której strój po zdjęciu kurtki wydawał mi się jakoś dziwnie znajomy. Przy wyjściu spojrzałem na okładkę zeszytu Incognito. To była Alicja.
Więcej zdjęć z wydarzenia obejrzycie w galerii.
Autor: Adolf