6 grudnia to dzień, w którym najbardziej cieszą się najmłodsi. W tym roku duże dzieci też miały powód do zadowolenia, choć już dawno nie wierzą w św. Mikołaja. Biblioteka Uniwersytecka stała się celem wszystkich fanów komiksów, superbohaterów i Gwiezdnych Wojen. Nie przepadam za tymi ostatnimi, na szczęście ta oklepana space opera była prezentowana w oddzielnych strefach, a ładne cosplayerki nikomu nie zawadzały. Natomiast blok komiksowy imponował doborowymi prelekcjami, które jak na jednodniową imprezę stanowiły niezawodny magnes przyciągający tłumy.
Słabo oznaczona sala wykładowa ukryta była w bocznym korytarzu, więc chwilę mi zajęło rozpracowanie jak do niej trafić. Prezentacje podejmowały ciekawe, wymagające analizy tematy. Mogliśmy się na przykład dowiedzieć, dlaczego kobiety w komiksach często służą twórcom za pretekst do eksponowania nagości. „Najpotężniejsze postacie z komiksów Marvela i DC” okazało się niezwykle ciekawym tematem, często zahaczającym o kwestie religijne. Natomiast prowadzona z pasją prelekcja o Green Lanternach pozwalała nam lepiej połapać się w tym segmencie uniwersum DC.
Dziwne, ale choć z każdą mijającą godziną tematy stawały się ciekawsze, frekwencja systematycznie malała. Na panelu dyskusyjnym z twórcami komiksów o polskich bohaterach, pozostała zaledwie garstka osób. A mogliśmy tam lepiej poznać twórców takich komiksów jak: Nieustraszony Szpak, Lis czy Incognito. Domyślam się, że każdy chętny już wcześniej zaczepił autorów wspomnianych projektów. A szkoda bo panel z ich udziałem był wyjątkowo ciekawy. Panowie opowiadali o tym jak zrodziły się pomysły na postacie, czym się one różnią od innych produkcji tego typu i jakie trudności musieli pokonać, by ostatecznie polski fan mógł dostać w swoje ręce ich produkt. Wykłady odbywały się też w strefie Star Wars oraz małej sali, gdzie można było np. poznać tajniki powstawania fanowskich kostiumów.
Wraz z nadejściem konkursu pusta sala szybko się zapełniła. Do wypełnienia był test wiedzy o Marvelu i DC. Liczyła się nie tylko liczba poprawnych odpowiedzi, ale też szybkość z jaką wypełniona kartka wróciła do komisji konkursowej. Ze zdumieniem zobaczyłem, że na wszystkie, banalne pytania odpowiedzią była opcja – A), prócz dwóch ostatnich, w mojej ocenie najtrudniejszych. Okazało się przykładowo, że nazwa Weapon X wcale nie wzięła nazwy od genu X. A rzucając się w kolejkę, by jak najszybciej oddać karteczkę zobaczyłem, że odstawiłem prowizorkę zaznaczając Superboy’a jako kuzyna Clarka… Wstyd mi było. Podobną gafę odstawił również bloger Szafa, który nie mógł znieść, że popełnił dwa błędy i w teatralnym, żartobliwym geście opuścił salę.
Jak się okazało, taki wynik to nie tragedia, uprawniał on do odebrania nagrody pocieszenia – karty z X-Menami. Do prawdziwych, wartościowych nagród, siatek pełnych komiksów ufundowanych przez znanego wydawcę Batmana i wydawnictwo z owadem w nazwie, zabrakło tak niewiele. Ale liczy się zabawa i atmosfera, a to stało na najwyższym poziomie.
O komiksach można było nie tylko posłuchać, ale także je poczytać. Jako, że festiwal odbył się w bibliotece, to miał czytelnię poświęconą nowelom graficznym, gdzie można się zrelaksować przy lekturze. Na ścianach eksponowano wiele grafik związanych z komiksami. Zwiedzających cieszyła niezła reprezentacja cosplayerów, głównie ze świata gwiezdnych wojen. W warsztatach rysunkowych brakli udział młodsi fani fantastyki. Natomiast łowcy autografów oblegali – wspomnianych już wcześniej – twórców Szpaka, Lisa oraz Incognito (pozdrowienia), spieszyli także zakupić nowy numer SuperHero Magazynu. Kolekcję można było uzupełnić w dwóch sławnych, poznańskich sklepach, znanych z wyciągania z portfeli zawsze większych sum pieniężnych niż te, których wydanie planujemy, w tym na stoisku kultowego KiKu.
Comics Wars było niezwykle udanym doświadczeniem i nieźle się wpisało w rynek eventów zdominowanych przez wielkie, masowe wydarzenia. Nie ma tu rozmachu Pyrkonu, ale impreza broni się kameralną atmosferą i czuć w niej pasję. Był to fajnie spędzony dzień i liczę na powtórkę w przyszłym roku. Świetne zdjęcia oglądamy dzięki Chmi3l photography.
Autor: Adolf