Co roku powtarzam sobie, że pojadę na Dni Fantastyki, bo blisko, bo ciekawie, ale ostatecznie nigdy nie było mi do Leśnicy po drodze. W końcu przeprowadziłam się do Wrocławia i powiedziałam „muszę jechać”. Nawet 40 minutowa podróż tramwajem mi nie przeszkodzi. I tak właśnie się stało. Impreza odbyła się w wyjątkowo ciepły, majowy weekend w dniach od 13 do 15. Ja niestety uczestniczyłam tylko w sobotniej i niedzielnej części imprezy. Tradycyjnie miała ona miejsce w zamku, który swoim klimatem świetnie odpowiada tematyce. Niestety klimat to jedno, ale jeśli chodzi o powierzchnię samego budynku, jest już gorzej. W środku korytarze są małe, podobnie jak sale, a ludzi za dużo jak na tak mały metraż. Na szczęście dobrze został wykorzystany okoliczny park. Wchodząc przez bramę po prawej stronie znaleźć można było stoiska, na których bez problemu i po stosunkowo tanio, można było kupić książki, gry czy rożne nerdowskie gadżety. Po lewej od wejścia znajdowała się strzelnica i escape room w stylu templariuszy. Kawałek dalej zaś przycupnęła strefa food trucków.
Warto zaznaczyć, że o ile strzelnica i escape room były dodatkowo płatne, do parku mógł wejść każdy za darmo, nawet jeśli nie planował uczestniczyć w prelekcjach, które odbywały się w środku. Swoją drogą, nie widać było, żeby ktoś sprawdzał w ogóle bilety, ale może po prostu nie zwróciłam na to uwagi, bo moja wejściówka była cały czas na widoku. Zaraz przy wejściu do zamku były kasy, przy których zdarzały się kolejki, ale wyglądało na to, że wszystko szło dość sprawnie – zarówno kupno biletu, jak i odebranie akredytacji. Tam także można było otrzymać dobrze wykonany informator, w którym znaleźć można było opisy wydarzeń oraz kilka opowiadań, a także rozpiskę wszystkich prelekcji. Każdy, kto chciał, mógł także przygarnąć plakat. Niby wszystko w owej rozpisce było napisane, ale przyznam, że na samym początku nieźle musiałam się nachodzić, żeby odnaleźć to, co chciałam. Plus był z tego taki, że zwiedziłam dokładnie każde piętro, a tych było dość sporo.
W piwnicy oprócz klimatycznych sal, znajdowało się pomieszczenie z planszówkami do użytku odwiedzjących konwent, tak zwany Games Room. Przyznam, że gdybym nie była sama, pewnie spędziłbym tam dobrą chwilę. Na wyższych piętrach odbywały się prelekcje, które są główny punktem tej imprezy i których było naprawdę sporo. Z tego co wiem, każdy mógł zaproponować swój panel. Dzięki temu ich tematyka była zróżnicowane, więc każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Z drugiej strony ich ilość sprawiła, że nie można było uczestniczyć w każdym, w którym chcieliśmy.
Suma summarum na liście gości znalazło się około 60 nazwisk, a w tym Jahna Avona, Macieja Parowskiego czy Andrzeja Pilipiuka. Ja między innymi trafiłam na prelekcję do Jakuba Dembskiego, znanego bardziej jako Dem. Jest on twórcą internetowego komiksu Duże ilości psów naraz oraz kanału na Youtube, na którym znajdziemy między innymi Kinowy Ekspres oraz Star Treka Przerobionego. Tego spotkania nie mogłam sobie odmówić i nie żałuję, że na nie poszłam. Na tarasie stało też jego stoisko, na którym sprzedawał swoje komiksy za niewielką cenę.
Kiedy zobaczyłam na rozpisce nazwisko Michała Cholewy (autor militarnego science fiction Gambit), musiałam tam pójść. Bardzo lubię jego książki, a do tego jest on niesamowicie sympatycznym facetem. Towarzyszyła mu trójka osób, a w tym Aneta Jadowska, a mówili o zaczarowanych przejściach, króliczych norach i lustrach, by następnie przejść do opowiadania o zarobkach pisarzy. Nie do końca odpowiadało to tematyce spotkania, ale zdecydowanie było ciekawe.
W pamięci zapadła mi także prelekcja dotycząca chyba mojego ulubionego serialu. Gra o Tron, bo o niej mowa, jest wdzięcznym tematem pełnym wszelakich motywów, a już przede wszystkim fanowskich teorii. W tym przypadku mowa była o motywie rycerza średniowiecznego i błędnego. Przyznam, że na niektóre z omówionych podmiotów nawet bym nie wpadła.
To co mnie dźgnęło widelcem to jedzenie. Znam ceny wrocławskich foodtrucków, a także ich menu, a to na DFach było nie dość, że dużo droższe, to jeszcze zminimalizowane. Na szczęście na ratunek szła lokalizacja, czyli kilka sklepików i mała knajpka zaraz po drugiej stronie ulicy. Pojawiało się też kilka problemów organizacyjnych. Na samym początku odnalezienie jakieś Sali graniczyło z cudem.
Na Dniach Fantastyki jest wszystkiego dużo, momentami za dużo, ale taki jest ponoć urok tego konwentu. Samo siedzenie na ławce i obserwowanie cosplayerów sprawiało mi niemałą przyjemność. Jest to niesamowicie pozytywna impreza, a przy tym swoim charakterem wyróżnia się na tle innych konwentów w naszym kraju. Czy wybiorę się jeszcze raz? Pewnie tak, jeśli tylko znajdę na to czas.
W relacji użyto fotografii autorstwa Andrzeja Przybylskiego za zgodą Dni Fantastyki w Centrum Kultury Zamek we Wrocławiu.
W relacji użyto fotografii autorstwa Andrzeja Przybylskiego za zgodą Dni Fantastyki w Centrum Kultury, Zamek we Wrocławiu.
Autorka: Misha