Do organizowanego od dekad Międzynarodowego Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi, fani historii obrazkowych szykują się miesiącami. Śledzą zapowiadanych gości, oczekują na dopasowane do daty konwentu premiery, oszczędzają by mieć co wydawać na antykwarycznych stoiskach. Termin „święto komiksu” pasuje doskonale do rozmachu oraz branżowego znaczenia tej cyklicznej imprezy.
Drużyna kierowana przez Adama Radonia, regularnie dokonuje cudów biblijnej skali zapraszając do Łodzi kapitalnych, zagranicznych gości (choć na rozstąpienie Morza Czerwonego, w postaci Alana Moore’a wciąż czekamy ;)). Jim Lee był z pewnością najjaśniej świecącą gwiazdą tegorocznej odsłony festiwalu. Inni znamienici goście rozproszyli się trochę (niestety) w jego blasku, co doskonale widać było na strefie autografów. Część z nich odwiedziła nasz kraj po raz pierwszy. Warto tu wymienić niezwykle popularnego u nas Guya Delisle. Ale nie zapominajmy też o Davidzie Loydzie (V for Vendetta), Howardzie Chaykinie (Star Wars), Achdé (Lucky Luke), czy Tonym Sandovalu, którego ósmy album miał premierę na festiwalu (tym razem Tony odpowiadał za scenariusz). Byli też zarówno weterani jaki i wschodzące gwiazdy polskiej sceny komiksowej: nagrodzony w tym roku Krzysztof Owedyk, legenda polskiej sceny komiksowej, Jerzy Szyłak, Bogusław Polch, Grzegorz Rosiński, Jacek Frąś, Tomasz Grządziela, Jan Mazur oraz Maciej Pałka. Po raz kolejny ugoszczono także uwielbianego przez Polaków Simona Bisleya.
Na festiwalu pojawiliśmy się całkiem dużą grupą, każdy zwrócił uwagę na trochę inny aspekt konwentu, dlatego proponujemy Wam kaskadę wrażeń spisaną przez różnych autorów, skupiającą się na innych aspektach. Miłego czytania:
28 odsłona łódzkiego festiwalu była moją pierwszą wizytą w Mekce polskich miłośników komiksu. Pobyt na „Emefce” zacząłem od wizyty na spotkaniu z Tomaszem Kołodziejczakiem, który ujawnił uczestnikom plany Egmontu na przełom bieżącego i przyszłego roku. Wystarczy wspomnieć szczególny entuzjazm, z jakim spotkało się uwzględnienie w planie wydawniczym Moon Knighta z Marvel Now, a także zapowiedzi katalogu Vertigo, czyli upragnionego przez fanów Transmetropolitan oraz 100 Naboi.
Po spotkaniu z panem Tomaszem wziąłem udział w prezentacji tytułów nadchodzącej linii DC Odrodzenie, które było chyba najmocniej reklamowanym punktem festiwalu. Prelekcję poprowadził Wojtek Nelec oraz Gosia Chudziak. Gospodarze spotkania przedstawili po kolei każdą z 16 serii, która ukaże się w tym roku na naszych półkach sklepowych. Dodatkowo, co uważam za bardzo pomocne, wskazali serie, które można czytać, jako świeży wstęp do uniwersum DC, oraz te, które wymagają znajomości New 52.
Tego samego dnia udałem się także na krótkie spotkanie z Jimem Lee, które miało miejsce na scenie głównej. Gwiazda tegorocznego MFKiG po opowiedzeniu kilku obligatoryjnych komplementów na temat Polski, przedstawiła kulisy inicjatywy DC Rebirth. Lee opowiedział także o swojej pracy nad New52 oraz wkładzie w inne, klasyczne komiksy. Dowiedzieliśmy się także, co nieco o opinii Jima na temat filmów DC. Spotkanie, choć krótkie, było bardzo przyjemnie spędzonymi 30 minutami, a sam Jim Lee okazał się być nie tylko dobrym mówcą, ale i bardzo sympatycznym jegomościem.
Istotnym punktem wizyty w Łodzi była także eksploracja strefy targowej. Liczyłem na upolowanie kilku unikatowych egzemplarzy do swojej kolekcji. Choć osobiście nie znalazłem żadnego z poszukiwanych tytułów z rynku wtórnego, to jednak muszę przyznać, że punktów, w których mogliśmy się pozbyć naszej gotówki było naprawdę sporo. Poza wystawami polskich wydawnictw oraz sklepów komiksowych, pojawiło się kilkanaście antykwariatów, gdzie fani archiwalnych zeszytówek mogli utknąć na wielogodzinnym wertowaniu pudeł z komiksami. Kolekcjonerzy geekowskich gadżetów wszelkiej maści, od figurek po magnesy na lodówkę, również nie mogli narzekać. Sam obkupiłem się w sporą ilość zarówno papierowych jak i plastikowych fantów.
Na koniec wspomnę jedynie o bardzo skromnej i kiepsko zorganizowanej strefie food trucków. Kolejki po burgery ustępowały chyba tylko kolejkom po autografy. Mimo wszystko, jako emefkowy świeżak, jestem bardzo zadowolony z wizyty w Łodzi i z pewnością wrócę za rok.
Autor: Kujaw
Jedną z największych niedzielnych atrakcji, jakie znajdowały się w programie festiwalu, było spotkanie ze scenarzystą i rysownikiem Howardem Chaykinem. Co prawda artysty mogliśmy posłuchać także już w sobotę, kiedy to opowiadał o pracy nad pierwszymi komiksami z uniwersum Gwiezdnych Wojen, ale to dopiero na ostatni dzień MFKiG przypadła konferencja poświęcona jego ogólnej twórczości.
Chaykin okazał się wówczas specyficznym, ale przy tym naprawdę ciekawym rozmówcą. Autor m.in. Black Kiss bez skrępowania głosił kontrowersyjne opinie i wypowiadał się na tematy związane z socjologią, czy też polityką. W trakcie godzinnego spotkania oberwało się Donaldowi Trumpowi, obecnemu pokoleniu trzydziestolatków, a także krytykom jego prac. Aktualnego prezydenta Stanów Zjednoczonych Chaykin nazwał dzieckiem w ciele mężczyzny po siedemdziesiątce, młodych dorosłych ludźmi nieciekawymi świata, a nieprzychylnych mu komentatorów oskarżył o zbyt dosłowne odczytywanie jego komiksów. Odnosił się wtedy szczególnie do krytyki wydawanej przez Image serii pt. The Divided States of Hysteria. Jego najnowszemu dziełu zarzucano już bowiem islamofobię oraz zachęcanie do samosądów i przemocy. Luźny cytat Chaykina (nie zapisywałem nic, kieruję się jedynie własną pamięcią ):
„Jestem przekonany, że wszyscy ci, którzy krytykowali tę serię nawet jej nie czytali. Usłyszeli gdzieś po prostu, co się w niej znajduje i zaczęli głosić swoje oburzenie. Gdyby zajrzeli chociaż do Divided… wiedzieliby, że podałem tam adres email, na który zgłaszać można swoje zażalenia.”.
Gość festiwalu wspominał również prace nad komiksami o postaci Shadowa oraz Blackhawk. Zdradził też, że od dzieciństwa jest wielkim miłośnikiem musicali. Na pytanie, który z jego komiksów chciałby zaadaptować do tego gatunku odparł, że American Flagg nadawałoby się doskonale. Jego drugą odpowiedzią było Black Kiss, głównie dlatego, że pornomusical brzmi jak znakomity pomysł. W trakcie panelu Chaykin chętnie nawiązywał dialog z Simonem Bisleyem, który popijał piwo w pierwszym rzędzie. Fanów artysty zachęcamy do odwiedzenia jego profilu na facebooku, na którym publikuje swoje eseje na różnorakie tematy.
Autor: Maurycy
To już chyba szósty raz kiedy postawiłem stopę na terenie Międzynarodowego Festiwalu Komiksu i Gier. Dzięki temu mam możliwość spojrzeć na imprezę z perspektywy kilku edycji i zobaczyć jak wypada tegoroczna. Jak co roku przed wejściem trzeba było uzbroić się w cierpliwość, ponieważ chcecie czy nie, będziecie bawić się w pociąg z gromadą obcych ludzi. Ale gdy już wejdziecie na teren Atlas Areny, nie sposób będzie się zeń wyrwać. Mnogość stoisk, wystawców oraz pasjonatów komiksów i gier nie przestaje zadziwiać. Nie ważne po co przyszliście, zapewne znajdziecie to na którymś ze stoisk. O ile macie refleks, bo najnowsze publikacje z USA szły jak ciepłe pieczywo. Z resztą nie ma się co dziwić, skoro na naszym rodzimym rynku coraz prężniej rozwija się dystrybucja zagranicznych komiksów. Czy to sprzedaż oryginalnych zeszytów, czy spolszczone wydania zbiorcze.
Ale nie tylko o biznes się tu rozchodzi. MFKiG to także okazja do wysłuchania ciekawych prelekcji i poznania gwiazd zza deski kreślarskiej, którzy dostarczają nam te wszystkie świetne historie. Nie obyło się bez stałych bywalców, ale w tym roku zagościło w Łodzi kilku festiwalowych debiutantów. Schmidt, Lloyd czy sam, legendarny niemal Jim Lee. Nawet jeśli nie udało mi się dostać żadnego rysunku z dedykacją, miło jest posłuchać o tym jak nasze ukochane środowisko wygląda od strony twórczej. Jeśli jednak miałbym się czegoś czepiać, to dwóch rzeczy. Po pierwsze, dostępu do tlenu w salach jak nie było lata temu, tak i teraz nie ma. A po drugie, doceniam o wiele większą ofertę food trucków, ale dwa stoliki na jakieś 7 stoisk wydaje się liczbą niezbyt adekwatną. Jak ci wygłodzeni uczestnicy mają się tam najeść w spokoju?
Autor: Chester
Przede wszystkim, tegoroczna edycja festiwalu minęła mi pod hasłem „O matko! Po raz pierwszy będę samodzielnie prowadziła panel!”. Stresowałam się tym faktem i zakładałam najgorsze z możliwych scenariuszy. Okazało się, że nie było tak źle. Chciałabym podziękować wszystkim uczestnikom panelu Maluchy w pelerynach. Nie tylko za samą obecność, ale również za czynny udział.
Z pozostałych spotkań, w których uczestniczyłam… To jak zwykle cały misterny plan runął jak domek z kart. Udało mi się załapać na spotkanie z Jimem Lee, który sprawia bardzo miłe wrażenie. Za dużo czasu spędziłam w części targowej ☹ Była bardzo rozbudowana i z wdziękiem pożarła moje oszczędności. Tradycyjnie przywiozłam mnóstwo gadżetów, kolejny zeszyt Blera, a moja kolekcja komiksów o przygodach nieugiętych Galów została wzbogacona o dwa kolejne tytuły.
Wiem, że w porównaniu z zakupami innych ludzi moje są warte tyle co nic, ale mam kredyt do spłacenia, więc wiecie… 😉 To był świetnie spędzony weekend. Do domu wróciłam wymęczona fizycznie, ale w świetnym stanie psychicznym. Dzięki takim imprezom mam szansę spotkać się z ludźmi z różnych stron Polski, którzy tak jak ja, na co dzień, próbują udawać normalnych.
Autorka: Martyna
Jedną z zapowiedzianych atrakcji, która przyciągnęła moją uwagę przed podjęciem decyzji o wyjeździe na tegoroczny festiwal, była wystawa obrazów Filipa Myszkowskiego. jako miłośnik jego prac i posiadacz jednego z obrazów nie mogłem przegapić tego punktu programu. Pech i korki na przestrzeni 500 km trasy chciały, że dojechałem zbyt późno by zdążyć na wernisaż. Nic to, z uwagi na mocno wypchany atrakcjami sobotni harmonogram przełożyłem sobie wycieczkę na ulicę Roosevelta na niedzielę. Niestety wyprawa taxi po godzinie 10 nie skończyła się nawet pocałowaniem klamki, gdyż skutecznie uniemożliwiła to krata w bramie.
Dodatkowo przygnębiający okazał się brak jakiejkolwiek informacji o godzinach otwarcia galerii zarówno na miejscu jak i w harmonogramie dołączanym do biletów. Mam nadzieję, że w przyszłości podobne wystawy będą organizowane w powstającym budynku centrum komiksu. W przeciwnym razie jest ryzyko, że wciąż będą atrakcją tylko dla wąskiej grupy lub dla fanów, którym sprzyja fart.
Autor: Lobo_Prime
Atrakcjami pobocznymi tegorocznej odsłony imprezy były między innymi 2 ekspozycje prac polskich artystów – Filipa Myszkowskiego (Zefir, Bezból, Eryk) oraz Henryka Jerzego Chmielewskiego, czyli kultowego Papcia Chmiela, autora Tytusa, Romka i A’Tomka.
Obrazy Filipa obejrzeć można było w łódzkim domu literatury. Każdy kto znał grafika tylko jako inspirującego się pracą Simona Bisleya komiksiarza, mógł zerknąć jak rozwijał się jego talent poza komiksowymi kadrami. W części z obrazów nadal wyraźnie przebijały motywy literatury obrazkowej, ale nie zabrakło także portretów i pejzaży.
Papcio Chmiel królował w jednym z budynków zabytkowego kompleksu elektrowni EC1. Wystawa przygotowana została wystrzałowo. Jedną z cech charakterystycznych komiksów o Tytusie de Zoo były projekty maszyn i pojazdów, na jakie drużyna trafiała w trakcie swych przygód. Część z nich towarzyszyła doskonale opisanym planszom z komiksów.
Pisząc o plejadzie gwiazd, o wernisażach i konkursach, łatwo pominąć organizacyjne technikalia. Kolejki do kas piętrzyły się w sobotę przez kilka godzin mimo, że uruchomionych zostało kilka punktów sprzedaży, a bilety można było nabyć także przez Internet. Nie wiem, co jeszcze mogłaby zrobić dyrekcja, by ułatwić uczestnikom wejście. Pewnie tylko aktywniej promować sprzedaż przez strony www.
Moja jedyna poważna pretensja skierowana do organizatorów podczas poprzednich edycji MFKiG dotyczyła tego, jak rozplanowano strefę autografów. To będą trudne słowa, ale moim zdaniem paść powinny: za bardzo ufano w kulturę uczestników, pilnujący nieoznaczonych kolejek wolontariusze nie byli w stanie zapanować nad tłumami oblegającymi największe gwiazdy. Od 2 ostatnich edycji to się na szczęście zmienia. W tym roku nie tylko odgrodzono barierkami zakątek przeznaczony dla autorów, ale zadbano również o asertywną, nieprzejednaną (i jednocześnie grzeczną) ekipę dbającą o bezpieczeństwo artystów oraz fanów czekających na ich podpisy.
Jak co roku, gratuluję i serdecznie dziękuję kapitalnym cosplayerom. Tegoroczne kostiumy kładły na łopatki pomysłowością oraz jakością wykonania. Linki do oznaczonych odpowiednio galerii fotografii znajdziecie pod artykułem, serdecznie polecam kliknąć na linki.
Myślę, że cała ekipa się ze mną zgodzi, jeśli napiszę wprost – w przyszłym roku koniecznie wpadajcie do Łodzi, bawić się razem z nami. W trakcie festiwalu każdy znajdzie dla siebie zajęcie, interesujący panel, fascynującego artystę i wspaniały komiks.
Autor: Marcin
GALERIA AUTORSTWA MARCINA DUDOJĆIA GALERIA AUTORSTWA MATEUSZA DĄBROWSKIEGO